Przed chwilą dosłownie, dowiedziałem się od Pana Piotra Wojtasa, prezesa klubu, że definitywnie spadliśmy do „B” klasy seniorów.

Nie jest to dla mnie aż tak wielkie zaskoczenie, bo jak pamiętacie Państwo, brałem to pod uwagę. Każdy z nas jeszcze miał jakąś tam nadzieję na to, iż jakieś zawirowania regulaminowe sprawią, że w tej „A” klasie się utrzymamy. Niestety cudu nie było, ale nie ma co , moim zdaniem, rozdzierać szat z tego powodu. Jeżeli ktoś uprawia sport, to musi brać pod uwagę niepowodzenia.

Oczywiście wszyscy zaczynają z nastawieniem zajęcia jak najlepszej lokaty, w obojętnie w jakiej dziedzinie sportu; zarówno w sportach indywidualnych jak i drużynowych. Nie chcę dłużej rozwodzić się nad przyczyną naszego spadku. Wydaje mi się, że w tekście „Ku pokrzepieniu serc” oraz w poprzednich odcinkach „Zapisków kierownika Wiśni” wystarczająco starałem się zanalizować przyczyny takiego stanu rzeczy. Być może, kiedy upłynie trochę czasu to wówczas jeszcze inaczej będzie można spojrzeć na te nasze niepowodzenia. Teraz chciałbym podziękować zawodnikom rezerwowym. Maćkowi Choimowi, pseudonim „De la Hoya” vel „Roger”, Mateuszowi Jasionowi, zwanemu „Jesionem”, Jarkowi Sapiei, Michałowi Sujeckiemu, Erykowi Piekarzowi, Karolowi Gizińskiemu vel „Guzikowi”, Michałowi Kasprzykowi i być może innym o których po prostu tak ludzku zapomniałem z powodu zwykłego pośpiechu.

To dzięki szczególnie nim, tak właśnie twierdzę, dzięki ich cierpliwości i zrozumieniu Łukasz Hass mógł zbudować zespół, w którym właśnie nie ma podziału na tych „lepszych” i na tych „gorszych”. Oczywiście, że jest to zasługa Łukasza, że potrafił przekonać wszystkich do swojej koncepcji gry i do swojej wizji drużyny jako całości. Jednak tym chłopcom wyżej wymienionym należy oddać to, co im się należy.

Przecież, gdyby nie oni, to na treningach nie byłoby takiej wspaniałej frekwencji, która na większości treningów, a jest w tygodniu ich trzy, jest praktycznie stuprocentowa. Oni rozumieją i oni czują czym jest drużyna piłkarska, ale podkreślam to, bo wszyscy malkontenci nie potrafią uszanować i docenić obecnego trenera – to on wpoił tym chłopakom jedną zasadę, bardzo ważną i uważam, że jeśli chodzi o prowadzenie drużyny seniorskiej kluczową, że zaangażowaniem na treningach, pracą nad sobą, sportowym trybem życia, każdy zawodnik ma szansę „wskoczyć” do pierwszej jedenastki.

Łukasz nikomu nie zamyka drogi i nie dzieli zawodników, jak miało to miejsce za kadencji innych trenerów. A z całym szacunkiem dla nich, i z grzeczności nie wymienię ich nazwisk, oni taki podział tworzyli. Byli ci „lepsi” i ci „gorsi”. Wybrańcy i reszta świata, którą oni traktowali jako tych którzy są, ale tak jakoby ich nie było.

Ci trenerzy, poprzez takie podejście do zawodników, poprzez wiarę w swą nieomylność mieli na treningach średnio od dwóch do czterech zawodników, a gdy przyszło ich(zawodników) na ostatni trening w mikro-cyklu treningowym siedmiu lub dziewięciu , no to trzeba było ten niesamowity sukces zapisywać na kominie budynku stadionowego, który wszak do najwyższych nie należy i nie wiem czy ktośkolwiek taki napis z daleka mógł dostrzec. Oczywiście, że nie było to tylko winą samych trenerów. Często wynikało to z tego, że gdy wycofał się sponsor i źródło finansowania zawodników się wyczerpało, pewna grupa zawodników nie chciała za darmo trenować. Na mecze jeszcze jakoś przychodzili i nieraz od łaski, ale trenować bez jakiejkolwiek rekompensaty nie chcieli.

Wszystkim tym, którzy odsądzają Łukasza Hassa od czci i wiary przypomnę, że u niego na każdym treningu jest komplet i raczej nie jest to kwestia przypadku. I co najważniejsze w całej tej układance – nie dostają za wygrane mecze i za treningi złamanego, przysłowiowego grosza.

A w poprzednich latach często i gęsto zdarzało się, że i aż jeden zawodnik zaszczycił swoją obecnością urzędującego trenera, który miał dylemat co z takim „prymusem” zrobić. Pogonić go troszkę po bieżni czy kazać mu przez półtorej godziny ćwiczyć żonglerkę, we wszystkich możliwych wariantach.

Zresztą a jakie to miało znaczenie dla takiego trenera. Przecież w pierwszej jedenastce i tak znajdywali się „ci wybrańcy, ci lepsi”. Pamiętam dobrze takie momenty, że zawodnik trenujący, i uważam, że będący w lepszej formie, nie został zaszczycony nawet tym, iżby zmieścić się w 18-to osobowej kadrze zespołu na mecz, a z powodzeniem wychodzili w podstawowej jedenastce takie ”asiory”, które z marszu, na „pełnej świeżości i zupełnym luzie”, bowiem 2 miesiące właśnie minęło jak nikt ich w klubie nie widział i nie słyszał nawet. Najśmieszniejsze i najbardziej komiczne z tego wszystkiego było to, że wśród tych dwóch czy czterech najczęściej obecnych na treningach byli ci „gorsi”. Oni trenowali jakby za tych „lepszych”. Tamci nie musieli, przecież byli mistrzami, których los obdarzył talentem, a że przy okazji ten talent jakoś nie wypłynął na wielkie oceany piłki kopanej, to już inna sprawa. Być mistrzem i wybrańcem nawet na tych najniższych poziomach nie jest takie złe, ma swoje dobre strony, a jedną z nich jest to, że „czy się stoi czy się leży pierwszy skład mi się należy”.

I tak to proszę Panów drzewiej bywało, ponoć to były lepsze czasy. Niektórzy są święcie przekonani, że nieważne jakimi metodami dochodziło się do prowincjonalnych sukcesów, liczyło się to, że KORONA gra możliwie wysoko. A ja myślę i nie jestem w tym odosobniony, że wprost przeciwnie – jest to ważne, a nawet bardzo ważne. To o czym mówię jest po prostu chore i nic wspólnego ze sportem nie ma. I jeszcze jedna zasadnicza sprawa ; wszyscy zapomnieli, że gdy „domek z kart” z powodów różnych się rozsypywał, najczęściej finansowych, to KORONIE zostawał się „…ino sznur…” A dlaczego z ciekawością zapytacie, moi drodzy? Ano dlatego, że Ci gorsi ponoć, nie wiadomo właściwie dlaczego, mieli swój honor i odchodzili w siną dal. A wy, którzy tak wychwalacie wszystko co było dawniej i z taką łatwością ganicie wszystko co jest obecnie – zadowoleni bylibyście, gdyby Wam ciągle wmawiano, że jesteście do niczego i z nic was już nie będzie? No tak – to nie wasza wina, że macie pamięć wybiórczą. Jest to obronna rekcja, żeby nie zwariować. A ja chciałbym poprosić wszystkich byśmy właśnie nie dali się zwariować, tylko zaczęli myśleć pozytywnie i jeżeli już coś oceniamy, to próbujmy chociaż w minimalnym stopniu być obiektywni.

A zawodnikom, którym nie podoba się obecny trener, to daję taką radę. Przeczytajcie sobie dwa razy ten tekst, który być może wam nie przypadnie do gustu i zważcie na to, że może nastąpić po panu Hassie taki trener, który podzieli was na dwie grupy: wybrańców i odrzuconych. Pozostaje kluczowe i dotyczące was pytanie: w której grupie się znajdziecie?

A jeżeli wam się marzy taki sponsor, który przyniesie ze sobą podstarzałych mistrzów z II-ich i III-ich lig, a może i wyżej, to od razu chciałbym ostudzić wasz entuzjazm. Będzie więcej jak pewne, ze od razu wypadniecie za burtę, staniecie się tzw. jak to ładnie określają Francuzi: „passe”. Nawet jeżeli będziecie w lepszej formie od tych „pseudostranieri” to i tak nie wezmą was pod uwagę w wystawianiu składu. Jedyne do czego będziecie im potrzebni, to do robienia frekwencji na treningach. Będą wam kazali przychodzić na każdy trening i obiecywać gruszki na wierzbie.. Ale tych gruszek, to wy niestety nie skosztujecie, nawet ogryzeczka wam nie zostawią. Pensyjkę od sponsora będzie pobierał żyjący wspomnieniami dawnej „świetności” mistrzunio, a wam będą wbijać do głowę, że jesteście jeszcze za młodzi, że macie jeszcze czas. Zresztą , będą wam prawić, że i tak jesteście szczęściarzami móc pograć na treningu z takimi sławami polskiej, prowincjonalnej piłki nożnej.

Kończąc jeszcze raz przypomnę, że dzięki Erykowi, Maćkowi, Jarkowi, Karolowi, Mateuszowi, Michałowi jednemu i drugiemu zespół jest monolitem, całością, a przede wszystkim dzięki ich mądremu i podchodzącemu z szacunkiem do każdego zawodnika trenerowi Łukaszowi Hasowi, niezależnie czy w danym meczu jest się w pierwszym składzie czy na ławce rezerwowych. Dla Łukasza każdy może być tym z pierwszego składu. Każdy ma równe szanse i tylko od niego zależy czy tę szansę wykorzysta. A tym wszystkim, którzy chcą nieprzemyślanych zmian, to sparafrazuję wieszcza – Stanisława Wyspiańskiego: może się ostać wam ino sznur, a o czapce z piór i złotym rogu to tylko będziecie mogli sobie pomarzyć. Weźmy sobie to pod uwagę wszyscy bez wyjątku.