Zapytacie się zapewne dlaczego Wiśnia, mimo że już czwarta kolejka, nic nie napisał jeszcze. Otóż odpowiem szczerze, że chociaż sam wszystkich pocieszałem po tym, jak spadliśmy z „A” klasy, to jednak bardzo przeżyłem to niepowodzenie, przecież nie tylko samych chłopaków, ale nas wszystkich, którym piłka nożna, a szczególnie pierwsza drużyna MKS „Korona” Góra Kalwaria, leży głęboko na sercu. Nie jest tak łatwo przestawić się z myśleniem.

Jak pisałem w czerwcu, w jednym z odcinków, że świat nie kończy się na futbolu i że to jest tylko sport, to jednocześnie tak po ludzku człowiekowi żal i taka sportowa złość go ogarnia, że można było zrobić więcej. Wtedy rozpamiętujemy każdy praktycznie mecz, komentujemy każdą nie wykorzystaną sytuację, każdy stracony gol, którego można było uniknąć.

Ale po pewnym czasie, kiedy uświadamiamy sobie, że na dłuższą metę do niczego to nie prowadzi, że tylko pogłębia naszą frustrację, wówczas wracamy powoli do rzeczywistości.

Trzeba w końcu powiedzieć sobie po męsku – panie kierowniku Wiśniewski – „to se ne wrati”. Tak moi mili – to „se ne wrati”, jak mawiają nasi południowi bracia Słowianie. Jesteśmy w „B” klasie seniorów w grupie II. Nie da się ukryć, że to jest ostatnia grupa rozgrywkowa Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej, niżej już spaść nie można. Niektórzy zapewne się uśmiechają, a ja popieram poczucie humoru, bo lepiej się śmiać niż płakać, jak mówi stare przysłowie ludowe. Ważne jest, żeby z tych skrajnych i przeciwstawnych zachowań wynikło coś konstruktywnego, coś, co sprawi, że nasz pobyt na „b-klasowym zesłaniu” nie potrwa dłużej niż jeden sezon; sezon, który już dla nas trwa od czterech kolejek. Wszyscy związani z górnokalwaryjską piłką nie wyobrażają sobie, żeby sezon 2017/2018 nie zakończył się powrotem naszej ukochanej KORONY na boiska A Klasowe. Ja też mam taką nadzieję, ale jako były piłkarz i trener, a obecnie kierownik zespołu chcę jednak też przestrzec przed huraoptymizmem. A z jakiego powodu chcę przestrzec, to poniżej spróbuję wyjaśnić.

Przede wszystkim i z tak już okrojonego bardzo składu w ubiegłym sezonie, znów kilku naszych zawodników i to trzeba pokreślić podstawowych, którzy byli podporą tego zespołu, opuściło nasz klub. Od razu po spadku do „B” klasy odszedł do „Sparty” Jazgarzew Michał Płatek, najmłodszy, utalentowany, bardzo ambitny, a przede wszystkim grający na bardzo ważnej pozycji w zespole piłkarskim – na środku obrony. Nie każdy może grać na tej kluczowej pozycji. Nie można mieć jednak do Michała jakichś pretensji, ponieważ od razu na początku sezonu było ustalone, że w wypadku naszego spadku do niższej klasy rozgrywkowej, Michał z naszego klubu odejdzie. Natomiast, gdy chodzi o pozostałych chłopaków, to przynajmniej ja, Mirosław Wiśniewski, może nie pretensje, ale pewne uwagi i wątpliwości mam. Mam na myśli Filipa Kaczmarskiego, Pawła Lacha, Mateusza Wasilkiewicza i mojego „powinowatego” Sebastiana Wiszniewskiego (Tłumaczę mu z uporem maniaka, że Wiszniewski i Wiśniewski to jest to samo nazwisko, a różnica w pisowni wynikła z błędów w zapisach metrykalnych. Jako przykład podaję mu, że mój prapraprapradziadek Jan Wiśniewski z Garwolina, karczmarz zresztą w Czyszkówku koło tegoż Garwolina miał trzech synów i przy narodzeniu każdego z nich jego nazwisko za każdym razem brzmiało inaczej. Przy narodzeniu najstarszego Adriana, wpisali mu Wiśniowski, przy średniego Andrzeja – Wiśniewski(to mój bezpośredni przodek praprapradziadek), natomiast przy przyjściu na świat najmłodszego Franciszka, biedaczysko stał się Wiszniewskim. Kto wie czy tenże Franciszek nie jest Sebastianku, Twoim antenatem? ).

Ale „wróćmy do naszych baranów”, po francusku:”revenons a nos moutons”. O cóż mi chodzi? A no oto, że zostawiliście zespół w bardzo trudnym dla niego momencie. Wasze odejście z klubu, nazywając rzecz po imieniu, to pewnego rodzaju ucieczka. W terminologii marynarskiej, związanej z morzem i żeglugą morską, nazywa się takie zachowanie – ucieczką z tonącego statku.

Od razu nasuwa się mi się pytanie, skierowane bezpośrednio do Was, kolejno, według kolejności liter w alfabecie, Waszych imion: Filipie, Mateuszu, Pawle i Sebastianie czy Wy nie graliście w drużynie, która spadła do B klasy? Czy Wy jako zawodnicy w większości spotkań wychodzący w pierwszej, wyjściowej jedenastce, nie braliście udziału w przegranych meczach, które koniec końców zadecydowały o tym, że zajęliśmy takie miejsce w tabeli, a nie inne?

Chyba że, występowaliście tylko w tych meczach, w których zanotowaliśmy zwycięstwa? Niestety każdy mecz mam zapisany i czegoś takiego nie zauważyłem. Mam żal do Was, że nie pozostaliście z zespołem tym razem na złe, bo na dobre, to każdy pierwszy potrafi.

Największe jednak pretensje mam do Filipa, pseudonim „Kaczor”. A to z prostej przyczyny, mój drogi Filipie, że byłeś tejże „Korony” kapitanem, jego podporą i zastępcą trenera na boisku. Jest takie powiedzenie: „szlachectwo zobowiązuje”. Tak, bo to Ty byłeś takim „nobilis”(szlachetny) albo jeszcze inaczej po łacinie „generosus” (urodzony).

Zapytam się Ciebie, Filip, jeszcze inaczej. Czy słyszałeś może, żeby kapitan „Titanica” uciekł na pierwszej szalupie w chwili, kiedy tenże powoli aczkolwiek nieubłaganie pogrążał się w lodowatej, oceanicznej czeluści ? Otóż Edward Smith, bo tak się nazywał ten bohaterski kapitan, pozostał na swym mostku do końca; on nie próbował się nawet ratować. Czy Ty Filipie Kaczmarski, jako kapitan „Korony”, zachowałeś się jak na kapitana przystało? Czy po gwizdku ostatnim sędziego, kiedy już raczej było więcej jak pewne, że nasz statek, zwany „KORONA” , powoli zaczyna „tonąć”, powiedziałeś do swoich „podopiecznych”: „chłopaki – trudno, stało się, ale od razu bierzemy się do ciężkiej pracy i stajemy na głowie, żeby udowodnić wszystkim, iż to był wypadek przy pracy” ? Powiedziałeś w ten sposób ? Ja przynajmniej nie pamiętam, chyba że, któryś z Twoich kolegów może sobie takie słowa przypomina. No dobra, byłeś przybity jak wszyscy wokół i o takich słowach mogłeś na samym początku zapomnieć, ale czy później starałeś się zmobilizować drużynę, której kapitanowałeś od momentu odejścia Melona ? Też raczej nie słyszano i nie widziano. Ale Ty, panie kapitanie MKS Korona Góra Kalwaria nie tylko nie wypowiedziałeś tych słów otuchy, tak wtedy potrzebnych, Ty po prostu uciekłeś ze statku, jako jeden z pierwszych. Owszem, były takie przypadki w długiej historii żeglugi po morzach i oceanach, ale jak pamięć ludzka i historia traktuje takich kapitanów, to chyba nikomu nie trzeba powtarzać. Okryli się hańbą i niesławą. Oczywiście, że piłka nożna to nie statek, piłkarze, to nie załoga, kibice to nie pasażerowie, ale jednak… szlachectwo zobowiązuje. Teraz bez Was : Filipie, Mateuszu, Pawle i Sebastianie, nie będzie łatwo powrócić na „A- klasowe podwórko”. Chociaż w to wierzę jak wszyscy, to jednak bez Was pięciu, wliczając Michała, będzie bardzo ciężko awansować. Jest jednak wyjście, mój drogie Filipie i nie tylko Ty. Wszakże możecie w trakcie przerwy zimowej, do „Korony” powrócić, o ile oczywiście jest to technicznie możliwe, bo nie znam szczegółów Waszych transferów.

Jak już jesteśmy przy tych nieszczęsnych transferach, to z kronikarskiego obowiązku przypomnę kto do jakiego klubu po zakończeniu sezonu 2016/2017 powędrował.

O Michale Płatku już wspominałem, że udał się „Sparty” Jazgarzew, Paweł Lach całkiem niedaleko, bo do „Nadstalu” Krzaki Czaplinkowskie. Filip Kaczmarski i Sebastian Wiszniewski do KS Piaseczno; Filip do drugiego zespołu „A” klasy, a Seba dokładnie nie wiem, jedni mówią, że też do drugiej drużyny, inni, że do jednej z juniorskich drużyn Piaseczna. Nie jest to takie ważne. Mateusz Wasilkiewicz zaś „wylądował” w pobliskich Chylicach,w „Laurze’, a jeśli tam, to oczywiście też tylko do „A” klasie seniorów.

Zastanawiam się, i tutaj zwracam się do Was wszystkich wyżej wspomnianych, może z wyjątkiem najmłodszych z tej grupy czyli Michała i Sebka, czy warto było, jak to się przysłowiowo mówi: :”czy gra jednak była warta świeczki?”.

Nie mi to oceniać, a jeśli chodzi o pytanie, to raczej nie ma nic niestosownego w tym, że je właściwie to tylko sobie postawiłem. Oczywiście, moi kochani chłopcy, których i tak bardzo lubię, mimo że poszliście swoją drogą, zostawiając kolegów samym sobie – macie najświętsze prawo do dokonywania wyborów, do obierania swojej drogi i nikt, ani ja, ani inni, nie mogą Wam tego zabronić. Oby to były dla Was wybory, których nie będziecie żałować. Jeśli już zdecydowaliście się grać w innych klubach, to życzę Wam, aby to były drużyny grające w jak najwyższych klasach rozgrywkowych, a nawet ligach. Jeśli stanie się właśnie tak, to będę pierwszy, który będzie Wam gratulował. Mam taką nadzieję, a żal i pretensje, o których wspomniałem powyżej, wyleczył czas i rozgrywki, które już w najlepsze trwają. Cdn.