KORONA–KS KONSTANCIN II

5:1 do przerwy 2:1

W sobotę o godzinie 14-tej rozpoczęliśmy ostatni mecz sezonu 2016/2017 z aktualnie trzecim zespołem III grupy A klasy warszawskiej – KS Konstancin II, w składzie którego od pierwszej minuty meczu zobaczyliśmy naszych byłych podstawowych zawodników: braci Tomka i Damiana Folwarskich oraz Maćka Wesołowskiego. Wyszliśmy w następującym zestawieniu: w bramce Sznajdi, na prawej obronie Adaś Wrochna, w środku Michał Płatek z „Sebkiem”, a na lewą obronę powrócił Czarek Szlasa(dla mnie „Gajusz Juliusz Cezar”). Za nimi „Wasil”, na skrzydłach: po prawej „Norek”, a po przeciwnej lewej „Kaczor” – el capitano. Cofniętego Adaś Szczepek znany bardziej jako „Boniek”, a na szpicy jak zwykle Damian Szcześniak(smuci mnie bardzo fakt, że nie wymyśliłem mu jakiegoś pseudonimu, ale i na to przyjdzie czas, miejmy nadzieję). Na ławce, obok mnie i pani Grażyny Orlik, naszej sympatycznej pielęgniarki, zasiedli: Adrian Antosz, a któremu winien jestem przeprosiny za to, iż zapomniałem w drugim odcinku wspomnieć, że w meczu z Gromem Adrian jakby drugi raz debiutował w barwach KORONY. Adrian, pierwsze kroki z piłką stawiał w mojej drużynie w roku 2002. Zaczął trenować z chłopcami o 4 lata od siebie starszymi. Jego tata, świętej pamięci Arek Antosz, który zakupił pierwsze stroje dla mojej drużyny wraz Jackiem Trzcińskim, właścicielem VIVO, przyprowadził go na trening w sierpniu 2002 roku, kiedy ja trenowałem na terenie strzelnicy wojskowej, tam, gdzie obecnie znajduje się baza budowy obwodnicy Góry Kalwarii. Arka bodajże były czerwone, a Jacka niebieskie z jakimiś dodatkami. Moi chłopcy pamiętają na pewno bardzo dobrze te stroje. Przywołam niektórych z nich z takiego powodu, aby się trochę zawstydzili, że przestali grać w piłkę, choć mieli ku temu naprawdę dobre predyspozycje. Myślę tutaj o Kubie Deryło, Mateuszu Trojanowskim, Patryku Okrasie, Karolu Jarmuziewiczu, Damianie Otto, Łukaszu Sztybrze i wielu jeszcze innych. Choć są tacy co jeszcze grają, mam tutaj na myśli mojego Kubę, Kacpra Książka i Dawida Książka, wspomnianego młodszego Folka, ale wydaje mi się, że w nie tych barwach, w których powinni występować . Adrian w meczu z Gromem zaprezentował się bardzo dobrze – zastąpił w 60 minucie meczu Adasia Szczepka. Grał spokojnie, dokładnie podawał i uważam, że był od tego momentu mocnym punktem naszego zespołu. Wszedł w bardzo trudnym momencie spotkania, co jeszcze bardziej dobrze świadczy na jego korzyść. Pozostali rezerwowi to Guzik, Mateusz Jasion vel „Jesion”, Gałek, który również debiutował w meczu z Gromem przy Okopowej, Jarek Sapieja, Michał Kasprzyk i Maciek Choim.

Rozpoczęliśmy bardzo odważnie i z determinacją, aby ten mecz wygrać i udowodnić, że jesteśmy zespołem bardzo dobrym i co najważniejsze skutecznym. Nasze ciągłe ataki od pierwszych minut zostały nagrodzone w 21 minucie, kiedy to za faul na szarżującym Kaczorze w polu karnym sędzia podyktował rzut karny, który „Wasil” zamienił, oszukując bramkarza gości, na bramkę. Tuż przed tą sytuacją, nasz były snajper Tomek Folwarski „Folek” doznał poważnej kontuzji kolana. Wezwane pogotowie zawiozło go do Stocera w Konstancinie. Był to naprawdę nieszczęśliwy wypadek, ponieważ kontuzja nie wynikła z jakiegoś ostrego wejścia jednego z naszych obrońców, ale po prostu z niefortunnego ułożenia stawu kolanowego w momencie upadku. To częsty powód tego typu kontuzji. Zerwanie wiązadeł kolanowych wiąże się najczęściej z koniecznością ich rekonstrukcji, co przypomina zaplatanie dziewczęcego warkocza.

Gdy wszyscy niemal zajęci byli kontuzją Tomka, Korona przeprowadziła następny atak, tym razem z prawej strony. Przedzierającego się w polu karnym „Norka” Krystiana znów nie przepisowo zatrzymał lewy obrońca gości i arbiter główny tego spotkania bez jakiegokolwiek zawahania wskazał na tzw. wapno. I znów „Wasil”, który od początku meczu był głównym motorem naszych ataków, z jedenastu metrów nie dał żadnych szans bramkarzowi. W ogóle, według mnie, był to najlepszy zawodnik na boisku, w całym meczu, już po raz drugi z rzędu zresztą. Niezwykle dynamiczny, robiący tzw. różnicę. Zabiera się z piłką, wjeżdża na szybkości w pole karne, tam gdzie jest najgęściej. Jego szybkość z piłką jest imponująca. Jego akcje to nieustanne zagrożenie dla drużyny przeciwnej. Mateusz to dobry duch zespołu, potrafiący poderwać zespół do walki.

Gdy wydawało się, że dowieziemy ten wynik do przerwy, w niegroźnej wydawałoby się akcji Michał sfaulował napastnika Konstancina i tym razem to goście mieli powód do zadowolenia, bowiem uzyskali z karnego bramkę kontaktową. Wracając do Mateusza Wasilkiewicza to to wspólnie z Piotrkiem Pamrowem, Kaczorem i Norkiem byli w tym meczu nie do zatrzymania. I gdy ostatnio miałem pretensje do Filipa i Krystiana za ich raczej żenujący występ w meczu z Gromem, tak dzisiaj muszę ich pochwalić za ich groźne, szybkie akcje ze skrzydeł, które po pierwsze bardzo nadwyrężyły siły przeciwnika, po drugie były bardzo efektowne, na które przyjemnie się patrzyło. Zresztą, wszyscy zasłużyli na pochwałę.

Na przykład Adaś Wrochna, na prawej obronie spisywał się wprost rewelacyjne. I gdy zapytałem w pewnym momencie meczu Łukasza, trenera, co jest powodem takiej niesamowitej metamorfozy chłopaka z Brześć, ten spokojnie, właściwie z angielską flegmą, odpowiedział krótko i zwięźle: bo nie gra na stoperze. I raczej miał rację, ponieważ gra w środku obrony była dla Adama okropną katorgą; nie czuł się dobrze na tej pozycji. Odpowiedzialność spoczywająca na nim, paraliżowała jego poczynania. Tutaj odwrotnie, czuł się jak ryba w wodzie. Świetny też był Adaś Szczepek, który coraz lepiej rozumie się z Damianem Szcześniakiem. Popularny „Boniek” wyrasta na pewny punkt tego zespołu.

Nie sposób nie wspomnieć o dwójce środkowych obrońców; Michale Płatku i „Sebku”, czyli Sebastianie Wiszniewskim. Mimo, że są najpewniej najmłodszymi środkowymi obrońcami we wszystkich ligach seniorskich MZPN, to grają już tak skutecznie i dojrzale, jakby mieli przynajmniej po 25 lat. A przypomnę, że Michał ma lat 17, a Seba niecałe 18.

Proszę Państwa, pozycja środkowych obrońców jest kluczowa dla zespołu, tym bardziej więc zasługują na pochwałę, a szczególnie trener, który im zaufał i zbiera teraz owoce w postaci ich coraz lepszej gry. Bez cienia przesady mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że był to najlepszy mecz w tym sezonie Seby i Michała.

A na lewej obronie? Oczywiście tutaj królował Czarek Szlasa vel „Gajus Julius Cezar”. Grał jak pan profesor, a przecież ma tylko 16 lat. Cóż za obrońca nam wyrasta i to lewy z lewą nogą – ręce same się składają do oklasków. A poza tym, iż nasz „Juliusz” wspaniale odbiera piłki napastnikom to jeszcze lubi włączać się do akcji ofensywnych. Często można go spotkać pod polem karnym przeciwnika, w sobotę, Konstancina.

Na dłużej muszę zatrzymać się przy Damianie Szcześniaku. Za to co zrobiłeś w meczu z Konstancinem – CHAPAUX BAS! Jak mawiają Francuzi panie Damianie. Nie dość, że wszystkie 3 bramki zdobył klasycznym hat-trickiem(3 bramki w jednej połowie meczu), to grał jak rasowa 9-tka. Nienaganna technika, inteligencja i ta charakterystyczna dla niego elegancja w grze. Takie nienaganne „maniery arystokraty”, tak, to jest dobre porównanie dla Damiana. Arystokrata boiska. Mało jest tego typu środkowych napastników. I mimo, że gra jest bardzo kontaktowa, a często brutalna w obecnych czasach, to Damianowi wcale to nie przeszkadza, gdyż swoimi wysokimi umiejętnościami piłkarskimi doskonale radzi sobie z tego typu przeciwnościami.

A teraz biję się w piersi, bo od niego winienem zacząć, od Łukasz Sznajdera, czyli dla mnie „Sznajdiego”, który w tym spotkaniu był pewnym punktem zespołu. Bardzo dobrze przecinał dośrodkowania i widać, że pracuje ciężko nad tym elementem techniki bramkarskiej. Przede wszystkim pewnie i odważnie kierował linią obrony, podpowiadał i krzyczał, co jest bardzo ważne w grze obronnej.

Dopisali również kibice, którym chciałbym z tego miejsca podziękować, że posłuchali mojej prośby i licznie przybyli na Wojska Polskiego 44. Doping był na najwyższym poziomie, mimo nieobecności Romana Ogonka, który musiał w tym dniu pozostać dłużej w pracy.

Bardzo mi się podoba styl dopingowania pani prezesowej Kamili Wojtas, która w zagrzewanie do walki naszych chłopców, a i swojego syna Dominka zanim nie doznał kontuzji, wkłada całe swoje serce. Jest przy tym autentyczna, a jej charakterystyczne brzmienie głosu jest już rozpoznawalne przez wszystkich bywalców naszego stadionu. Pani Kamilo, wielkie brawa dla Pani, a w imieniu chłopaków chciałbym Pani podziękować. Pani sposób kibicowania naprawdę bez słowa przesady łagodzi obyczaje, które na naszych stadionach są delikatnie mówiąc często nie najlepszej próby.

Kończąc, muszę to napisać, bo nie byłbym sobą. Apeluję do wszystkich, którym leży na sercu dobro naszego, tak bardzo zasłużonego klubu: bądźmy cierpliwi i nie zmieniajmy dobrze obranej drogi. Chodzi mi tutaj szczególnie o naszego trenera Łukasza Hassa. Zróbmy wszystko, aby go zatrzymać w zespole, który oprócz tego, że jest naprawdę bardzo dobrym fachowcem, to jeszcze jest zapaleńcem, pozytywnie zakręconym wokół piłki, który tylko i tylko żyje piłką nożną. On nie ma innych zainteresowań oprócz futbolu. Ja na przykład zazdroszczę mu tego, bo od kilku już lat nie stawiam piłki na pierwszym miejscu. Jego największą zasługą jego jest to, że stworzył zespół młodych chłopaków, którzy umieją grać w piłkę, a nie kopią piłkę, którzy przede wszystkim grają piłkę ofensywną i którą przyjemnie się ogląda. Łukasz to trener przez duże T., który potrafi wydobyć z każdego zawodnika to co jest jego najlepszą i najmocniejszą stroną. Jeżeli niektórzy tego nie dostrzegają, a są tacy, to po prostu nie są obiektywni . O ignorancję nikogo nie podejrzewam, bo przecież między Odrą i Wisłą, o Bugu nie wspominając, na futbolu znają się wszyscy lub prawie wszyscy. „A bientot” jak mawiają Francuzi.