Pamiętacie jakimi słowami zakończyłem odcinek 34, ukończony i opublikowany 7 grudnia roku ubiegłego? Tak, dobrze zapamiętaliście – tymi o to słowami zakończyłem : „Do zobaczenia w Krzakach Czaplinkowskich”.

Niestety, jak większość z Was, bo nie chce mi się wierzyć, że ten dziwny czas przewidzieliście, no może poza samym koronawirusem, który nosi przeciętnemu śmiertelnikowi nic nie mówiącą nazwę: SARS-CoV-2 [ Sever(sever) acute(ecjut) respiratory)rispareczery) syndrom(sindżrem) and coronavirus(koronavaires) ] w głowie mi się nie mieściło, że w Krzakach Czaplinkowskich 21 marca jednak nie zagramy, a tym bardziej, że nie wyjdziemy w rundzie wiosennej 2020 na boisko w ogóle. Oczywiście, że nie żartuję, a jakbym nawet sobie trochę pożartował z niego (koronawirusa), to chyba mnie nie zamkną. Myślałem o kwarantannie, o niczym innym, przyrzekam. Do rzeczy. Mamy dzisiaj 9 maja 2020 roku; w Moskwie świętują na Placu Czerwonym „75 gadowszczinu pabiedy nad gitlierowcami” i kanieczna „okańczanija Wtaroj Mirowoj Wajny w Jewropie” bez publiczności oczywiście (Dlaczego 9 a nie 8 maja ? To już materiał na odrębny temat. No dobrze wyjaśnię to, bo piłkarz szczególnie powinien to wiedzieć. Otóż podpisano dw akty kapitulacji. Pierwszy, nad ranem 7 maja czasu berlińskiego, ale jako że, podpisy złożyli podrzędni generałowie ze wszystkich stron zainteresowanych, czyli sił zbrojnych USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR, postanowiono, że akt kapitulacji podpisany zostanie jeszcze raz, tym razem dokonają tego bardziej znane osobistości, zarówno ze strony niemieckiej, jak i aliancko-radzieckiej. Ten drugi akt kapitulacji, rocznica podpisania którego jest świętowana i corocznie obchodzona, został podpisany przez aliantów i stronę niemiecką w nocy z 8 na 9 maja. Alianci zachodni świętują zakończenie wojny 8 maja, natomiast sowieci i obecnie ich spadkobierczyni Federacja Rosyjska 9 maja, ze względu na różnicę czasową. Pod tym drugim aktem bezwarunkowej kapitulacji podpisy złożyli marszałek Gieorgij Żukow i reprezentant Najwyższego Dowództwa Alianckich Sił Ekspedycyjnych , brytyjski marszałek lotnictwa Artur Wiliam Tedder. Jako świadkowie podpisy złożyli: amerykański generał lotnictwa Carl Spaatz i francuski generał Jean de Latte, natomiast stronę pokonaną, niemiecką reprezentowali: feldmarszałek Wilhelm Keitel, admirał Hans-Georg von Friedeburg i generałpułkownik Hans-Jurgen Stumpf. To tyle o zakończeniu wojny w Europie, bo na Dalekim Wschodzie, akt bezwarunkowej kapitulacji Japonia podpisała dopiero 2 września, w wyniku zrzucenia na Hiroszimę i Nagasaki bomb atomowych 6 i 9 sierpnia ) jak wszędzie na tym ogłupiałym globie, gdzie ogłoszono pandemię bez pandemii.

Teraz kiedy już nie da się tego wszystkiego zatrzymać i przyznać do błędów (mam na myśli ową „pandemię bez pandemii” ), a może celowego działania, wszyscy trwają w tym, ale jakby cichaczem powoli wycofują się z tego, nazywając to odchodzeniem od obostrzeń, odmrażaniem gospodarki i tego typu nowomową, której nie powstydziliby się najwięksi marksistowsko – leninowsko – stalinowscy ideolodzy. Ale nie o tym miało być. Gdy 4 marca odbyliśmy ostatni normalny trening na stadionie, nie wiedzieliśmy, że po dwóch miesiącach dopiero zaczniemy ponownie i to nie tak, jak sobie to wyobrażaliśmy. Każdy, włącznie ze mną uważał, że treningi wznowimy najpóźniej pod koniec marca, a rozgrywki, jeśli nawet się opóźnią, to nie na tyle, żeby nastąpił kłopot z ich dokończeniem. Ale los chciał inaczej. Treningi wznowiliśmy 4 maja, ale tylko w 6 osobowych grupach na jednym boisku. Po cichu się mówiło, bo przecieki były, że rozgrywek przynajmniej od III ligi w dół nie uda się dokończyć. Po spotkaniu prezesa Zbigniewa Bońka najpierw z premierem i ministrem sportu ( przepraszam z panią „ministrą” Danutą Dmowską-Andrzejuk – jedna z najwybitniejszych polskich szpadzistek ), a następnego dnia w formie telekonferencji z dwunastoma prezesami związków regionalnych, w tej liczbie z naszym prezesem MZPN Łazarczykiem, mówiło się, że przewiduje się 3 wersje wydarzeń, a ostateczny werdykt zapadnie na początku maja. Pierwsza koncepcja przewidywała, że sezon piłkarski 2019/20 zostaje zakończony, a układ tabel po ostatniej kolejce rundy jesiennej zadecyduje w poszczególnych grupach rozgrywkowych o tym, kto uzyska awans do wyższej grupy rozgrywkowej. W tej wersji spadków nie uwzględniano. W przyszłym sezonie 2020/21, jeśli ta koncepcja przeważyłaby, grupy rozgrywkowe miały się składać z większej ilości zespołów niż zwykle i sezon ten, byłby jakby takim przejściowym w przywróceniu stanu sprzed ogłoszenia pandemii. Następna wersja była taka, najmniej chyba brana pod uwagę, że stan z ostatniej kolejki rundy jesiennej zadecyduje o awansach, ale również i o spadkach, czyli tak jak to było zakładane przed rozgrywkami, w okresie letnim ubiegłego roku. I wreszcie trzecia wersja lub koncepcja, o której mówiono, że ma największe szanse, po słynnym wywiadzie już, jakiego udzielił vice-prezes Marek Koźmiński dla portalu ONET SPORT.

Pan Marek, nie dość, że się wyraził niezbyt elegancko o piłkarzach występujących na co dzień od B klasy do III ligi włącznie, to jeszcze chciał w podjęciu ostatecznej decyzji, wyręczyć zarządy 12 związków regionalnych, jakby sugerując im, że na początku maja tak mają właśnie zagłosować, jak tego chce szanowny pan vice-prezes centrali. Wersja ta, przypomnijmy, mówiła o tym, że sezon 2019/20 na szczeblu od klasy B do III ligi włącznie unieważnia się, tak jakby rozgrywki piłkarskie w sezonie 2019/20 w ogóle się nie odbyły. Przekładając to z „polskiego na nasze” – sezon piłkarski 2019/20 wymazuje się z historii polskiej piłki regionalnej. No, na samą myśl o tym, prawdopodobnie nie tylko we mnie się zagotowało. Od razu napisałem takie „ad vocem” panu Koźmińskiemu, taki list otwarty, ale niestety „Onet Sport” dostępny jest nie dla takich szaraczków jak ja. Nawet nie wiadomo do kogo i na jaki numer można tam zadzwonić, żeby choćby przekazać tejże redakcji o tym, że pan Koźmiński obraził całe środowisko piłkarskie od III ligi w dół, twierdząc, że na tym szczeblu „to tylko zabawa”, że „wynik się nie liczy”, że „walka o mistrzostwo i o awans się nie liczy”, że „piłka nożna to dopiero zaczyna się tak naprawdę od ligi II, a kończy na naszej ekstraklasie”, która, jak można było odnieść ze słów byłego reprezentanta Polski, to „same wyżyny piłkarskich umiejętności”. Miałem wrażenie po tym wywiadzie, że polska zawodowa piłka to czołówka europejska, ba, gdzież tam się innym z naszą ekstraklasą mierzyć, w której obraca się tak potężnymi pieniędzmi, a biznesmeni rozpychają się łokciami, aby tylko mieć zaszczyt sponsorowania choćby ostatniej drużyny w tabeli. Dziwię się, że oprócz chyba mnie tylko, szaraczka, chodaczka takiego, nikt nie miał cywilnej odwagi, żeby naszemu „Włochowi” w odpowiedni sposób dać odpór, a nawet wyzwać na „walkę konną lub pieszą”. Niestety, co już od dawna daje się zauważyć, nikomu w tym kraju nie zależy, żeby bronić swojego honoru i czci, i co najgorsze w tym naszym społeczeństwie – mało jest takich, którzy się buntują z powodu niesprawiedliwości i odbierania swobód, i praw.

Chciałoby się wykrzyczeć: gdzież wy jesteście potomkowie Kościuszki, Wysockiego, Traugutta? Dajecie się prowadzić „na rzeż jak baranki”. Czy byłoby to możliwe w takich latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych czy też osiemdziesiątych XX wieku, że prawie wszyscy wykonują bzdurne zarządzenia bez jednego słowa sprzeciwu ? Obudź się narodzie takich wielkich bohatyrów, jak Chrobry, Czarnecki i Sobieski wreszcie. Godzimy się na wszystkie, nawet najbardziej bzdurne i kontrowersyjne zarządzenia. Władza ogłasza na wszystkich kanałach ti-vi, które niczym się prawie od siebie nie różnią (a kojarzą mi się tylko z futurystycznymi powieściami Georga Orwella „Rok 1984” i „Folwark zwierzęcy”, w których ukazana jest sytuacja jak system władzy zagraża wolności jednostki, bądź całych społeczeństw, szczególnie w zakresie prywatności ) obywatele mają chodzić w maskach i oczywiście obywatele, bez mrugnięcia okiem nawet, zaczynają chodzić w maskach, przyłbicach, zasłonach, szalikach i innych takich akcesoriach, które wcale nie zabezpieczają przed wirusami ( Najbardziej mi szkoda i wprost współczuję tym, którzy nawet jeżdżąc rowerami ubrani są w maski i biegając ubrani też są w maski. A jeszcze bardziej jest mi smutno, że ci ludzie, w niemałej przecież liczbie wierzą, że to ich chroni przed wirusami i że w ten sposób chronią innych. Owszem Pan Bóg stworzył człowieka, ale nie zwolnił go od myślenia. Wyższe wykształcenie też nie daje ochrony przed tą pseudo-ochroną – oni, ci wykształceni, też wierzą, lecz nie myślą, tak jakby nie wiedzieli, co to jest oddychanie świeżym powietrzem, pełną piersią; tak jakby nie wiedzieli, że najlepszą ochroną przed jakimikolwiek chorobami jest pobyt na świeżym powietrzu i oddychanie pełnymi płucami, a niestety oddychanie przez jakąkolwiek warstwę materiału, takiej możliwości nie daj.

Nie wiedzą, że wiosenne i mocne słońce, szczególnie promienie ultrafioletowe zabijają wszelkie wirusy; a lekarze ? Lekarze (oczywiście nie wszyscy, ale ci tylko, którzy „za trzydzieści srebrników” gotowi są i to robią, wypowiadać wszelkie głupoty, jakich tylko władza, czy też dana stacja telewizyjna oczekuje, zapomnieli, że zawsze zalecali na świeżym powietrzu i nawet, gdy się leżało złożonym grypą, kazali wietrzyć mieszkanie. Dziwny jest ten świat, że za jednym zamachem odwrócono wszystko do góry nogami. Zdrowy człowiek i tego też uczono na lekcjach biologii, w szkole średniej na pewno, a czy w podstawówce, nie pamiętam, musi żyć w pewnej symbiozie z wirusami, bakteriami; oddychając przez jakikolwiek materiał, równowagę tę jakże zbawienną zaburza, niszczy ją, sam się wyjaławia i dopiero wówczas, może się stać łatwym łupem jakichkolwiek patogenów. Powtarzam, tego uczy się w szkole, a teraz każdy udaje, że jest inaczej. Żeby nie być gołosłownym podaje przykład jakby „z własnego podwórka” i jest to poparte doświadczeniem, a nie z rzędu tych – „wydaje mi się” lub „według mnie”. Otóż ilekroć śpię przy otwartym oknie, rano po obudzeniu, gdy mierzę swoje ciśnienie jest ono, przynajmniej dla mnie nadciśnieniowca biorącego leki- idealne, natomiast, gdy moja ukochana żona, taki zmarźluszek, w tajemnicy przede mną, okienko zamyka, budzę się rano z ciśnieniem, które dla mnie idealne nie jest, a często przekracza „magiczne” 140/90. Dlaczego tak się dzieje ? Geniuszem być nie trzeba, ani dr nauk medycznych, czyli już profesorem nadzwyczajnym. Po prostu w pokoju z uchylonym oknem znajduje się więcej tlenu niż w pokoju, gdzie okno jest zamknięte. Jeśli zatem jest więcej tlenu w powietrzu, to i my oddychając takim natlenionym powietrzem, wprowadzamy do naszych płuc więcej tlenu, co jest wówczas dla naszych płuc, serca, mózgu i innych organów zbawienne, a więc i pośrednio dla mojego lepszego ciśnienia, w moich, zapewne już w jakimś tam stopniu, zapchanych rurkach i rureczkach, zwanych tętnicami i tętniczkami ). Wprost przeciwnie chodzenie w nich ( w maskach ) przynosi więcej szkód człowiekowi niż korzyści.

Po pierwsze chodzenie w tej pseudo-maseczce sprawia, że mamy utrudnione oddychanie, co z kolei prowadzi do niedotlenienia mózgu, serca i innych ważnych organów. Po drugie na takiej „szmatce”, po przynajmniej godzinie chodzenia osadza się setki tysięcy, jeśli nie miliony wirusów, bakterii, pasożytów i grzybów. Oddychanie przez coś takiego śmierdzącego, to przyjemność i ochrona nas samych i innych ludzi? Proszę sobie na to pytanie odpowiedzieć samemu, tym bardziej, że macie państwo nie małe już doświadczenie w noszeniu tego „świństewka”. Nie wystarczyłby ten dystans, który z początku, wydaje mi się, rozsądnie zalecano ? Ale ktoś (chyba krasnoludki ) chciał sprawdzić ile wolności można jeszcze ludziom odebrać i poobserwować czy się trochę chociaż buntują, czy też godzą się na wszystko jak potulne baranki. Czyż ludzie są tak ślepi, że nie dostrzegają tego, że założenie człowiekowi dosłownego „kagańca na usta” (maseczka, przyłbica, to mi tylko z kagańcem się kojarzy ), jak nie przymierzając pieskowi, jest odebraniem prawa do swobodnego oddychania i mówienia. Płakać się chce, jak się widzi na ulicach tych wszystkich biednych, umęczonych ludzi, którym jeszcze jakby dla większego ich umęczenia „zakneblowano usta”, a nawet i nos. Tak, to prawda, jeżeli komuś pod przymusem zakrywa się twarz, to tak jakby odebrano mu jego tożsamość, bo przecież każda twarz jest inna, ale zarazem każda twarz jest jedyna w swoim rodzaju. W czasach tzw. komuny nikt ze zwykłych ludzi by na to sobie nie pozwolił, a władza ludowa, wiedząc o tym, nigdy nie odważyłaby się czegoś tak absurdalnego pod każdym względem, wprowadzić. Czy w czasach tej słynnej zarazy w roku 1963 we Wrocławiu – czarnej ospy, zwanej ospą prawdziwą bodajże, podczas której Wrocław otoczono kordonem, komuś przyszło w ogóle coś takiego do głowy, żeby ludziom kazać w tym mieście, zagrożonym przecież, nosić maseczki?

Okulary gogle i prawdziwe maski ochronne oraz specjalne kombinezony, nosili tylko lekarze i pielęgniarki, nikt inny, bo to jest zgodne z nauką, a nie z jakimiś pseudo teoriami, które przy okazji „badania terenu” do czego można jeszcze się posunąć w odbieraniu ludziom ich praw i swobód obywatelskich, nachalnie się lansuje we wszystkich mediach tzw. głównego nurtu, niezależnie czy to są „nasi” czy „wasi”, bo jak się okazuje i „wasi”, i „nasi” zjednoczyli się w celu całkowitego zastraszenia i ogłupienia społeczeństwa, które trzeba z przykrością to stwierdzić ( choć już widać małe światełko w tunelu, bo przedsiębiorcy zaczęli się organizować i to jest jakaś nadzieja dla innych, że się obudzą z tego letargu nie myślenia i na wszystko się zgadzania, bo jak się nie obudzą, to niedługo „poprosi się ich”, żeby wskoczyli do ognia, bo powiedzą, że tylko ogień może powstrzymać wirusa ) przyjmuje każde zarządzenie bez mrugnięcia okiem, bez grymasu sprzeciwu choćby. Ale to już temat na inny artykuł, którego i tak nikt nie zamieści w tzw. „mainstream`ie” , a jak już, to tylko na You tubie, w tzw. nurcie niezależnym, a to i tam przecież usuwają, gdy ktoś „pojedzie” za ostro. Bo ci co tym zarządzają, to towarzystwo wszechświatowej wzajemnej adoracji, które decyduje jaka narracja ma się do „ciemnego ludu” przebijać.

A przebijać ma się taka, która odpowiada interesom wąskiej grupki, która „trzęsie” tą, jak to oni się wyrażają, „globalną wioską”. Oni mają swoje chore wizje, wzorowane na eugenicznych teoriach, a kto je wcielał w życie, to chyba państwo jeszcze nie zapomnieliście. Oni dążą do tego, po cichu oczywiście, żeby liczbę ludności Ziemi zredukować z 8 miliardów prawie do 2. To nikt inni, tylko oni non stop trąbią o emisji dwutlenku węgla (a to nikt inni, jak oni się do tego przyczynili ) i potrzebie zredukowania go do minimum, o topniejących lodowcach i zmieniającym się klimacie. Zdajecie sobie sprawę z tego ile 8 miliardów ludzi wydycha jednorazowo dwutlenku węgla do atmosfery ? Oni uważają, że o 4 razy za dużo. Podoba wams się taka wizja, w której dla większości z was nie będzie niestety miejsca na tej planecie, zwanej z kosmosu błękitną ? O kim mówię, to zapewne wiecie. Podpowiem tylko, że jednego z nich uważa się za największego filantropa i zbawcę ludzkości, który notabene przyczynił się najbardziej do stworzenia tej całej cyfrowej machiny, którą uwielbiacie, czyli szybkiego internetu, googli, facebooka, i innych temu podobnych „błyskotek”, które nie tylko dobrym celom z założenia mogą służyć. Niepokojącym zjawiskiem jest to, że tego człowieka przyjmują wszędzie tak jakby ta osoba była głową jakiegoś państwa. Niepokojące jest to, że wizje tego człowieka wprowadzone są do medycznych programów suwerennych ponoć państw. Niepokojące jest to, że ta osoba ma główny głos w Światowej Organizacji Zdrowia. A wiecie, kochani moi, czyj scenariusz w detalach wprowadzono ostatnio na świecie w czasach tej pandemii bez pandemii. Tego właśnie pana, który jest drugim w rankingu najbogatszych ludzi świata. Otóż te wszystkie kwarantanny, zamknięcie ludzi w domach, zamknięcie przedsiębiorstw, fabryk, urzędów, szkół, kościołów i instytucji publicznych, zakaz podróżowania i przemieszczania się, to pomysł tego dziwnego, delikatnie mówiąc człowieka, aczkolwiek inteligentnego i bogatego.

A jak się wam wydaje, dlaczego tak się dzieje, że jeden człowiek, o na wpół chorych wizjach, ma taki przemożny wpływ, że po raz pierwszy w historii świata prawie w każdym kraju, niezależnie czy tzw. demokratycznych czy totalitarnych, wprowadzono prawie identyczne zarządzenia w obawie przed wyolbrzymionym do absurdalnych rozmiarów zagrożeniem ? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, to zachęcam was, żebyście trochę poczytali o tym człowieku, który uparł się, przynajmniej 10 lat do tyłu, żeby zaszczepić przeciwko grypopodobnej chorobie kilka miliardów ludzi. A podpowiedzią będzie to, że jego majątek opiewa na 105 miliardów dolarów. Daleki jestem, bo ja osobiście trochę o tym panu przeczytałem, którego niedawno nawet kanclerz Merkel przyjmowała z honorami należnymi przynajmniej prezydentowi, od jakichś teorii spiskowych, chociaż czyż w ogóle w jakiejkolwiek ważniejszej i kontrowersyjnej sprawie da się tego uniknąć. Wracając do naszego pan vice-prezesa. Na szczęście, powiadam na szczęście, nikt asana, imci wielmożnego pana, właściciela dóbr z przyległościami, magnifucusa dominusa, ba, nawet illustrissimusa Marcusa Koźminskusa Italianusa, nie posłuchał i zwyciężyła ta koncepcja, która przy niemożności dokończenia rozgrywek, musiała zwyciężyć, ponieważ tylko ona gwarantowała możliwie najbardziej, dla większości, sprawiedliwe rozwiązanie, bo nie oszukujmy się, każda inna decyzja, byłaby jeszcze tylko gorsza i jeszcze większe wywołałaby protesty. Ale tak po prawdzie mówiąc, żadna z tych koncepcji sprawiedliwa nie jest i być nie może. A i tak może się zdarzyć w niedalekiej przyszłości, że wiele klubów, podobnie jak wielu obywateli tego zastraszanego społeczeństwa, wystąpi na tzw. drogę prawną i będzie, wydaje mi się skutecznie, podważać te wszystkie decyzje i zarządzenia, w tym te, na szczeblu sportowym, piłkarskim również. Prawdopodobnie kluby, których sytuacja finansowa pozwoli na wynajmowanie drogich adwokatów, będą się odwoływały do sądów, a nawet na pewno do Sportowego Sądu Arbitrażowego, zwanego także Trybunałem Arbitrażowym do spraw Sportu, w skrócie angielskim CAS (Court {kot} of Arbitration {arbitrejszen} for Sport) a w skrócie francuskim TAS ( Tribunal {tribinal Arbitral du {di} Sport ) z główną siedzibą w Lozannie w Szwajcarii.

A ja ze swej strony, przypomnę wszystkim, którzy ze smutkiem przyjęli wiadomość, że uzyskaliśmy awans do ligi okręgowej, rozegrawszy tylko rundę jesienną, że my jako zespół do rozpoczęcia rundy wiosennej byliśmy przygotowani najlepiej jak można było tylko się przygotować; przerwę zimową przepracowaliśmy w pocie czoła i byliśmy gotowi na pierwszy gwizdek sędziego w dniu 21 marca, tak jak to pierwotnie i wstępnie było zaplanowane. Powiem więcej. Nawet, kiedy zawieszono wszelkie treningi i odwołano pierwsze mecze, chłopcy trenowali samemu w domu, biegali w lesie, jeździli rowerami ( zresztą, nie chwaliwszy się, to ja pierwszy, kiedy nawet nikomu się jeszcze nie śniło o takiej formie treningu, nie tylko w Polsce, jak zdążyłem to zauważyć [a jak ktoś nie wierzy, to niech sobie zajrzy na moje wpisy na „Grupie Mks” oraz „info MKS”] ich do tego zachęcałem, a poza tym, to nie trzeba ich ani specjalnie zachęcać, ani tym bardziej przymuszać; są do treningu bardzo chętni i trenują, bo wiedzą, że tylko dzięki niemu mogą się wznieść na wyżyny swoich możliwości, wiem to doskonale ) i gdyby tylko wówczas dano sygnał do startu, tzn. czy to w połowie kwietnia, czy pod jego koniec, na pewno ich forma, przynajmniej fizyczna, byłaby podobna do tej z 4 marca, Z drugiej strony, trzeba się cieszyć tym, co mamy teraz. A w ostatnich dniach, konkretnie we środę 7 maja dowiedzieliśmy się oficjalnie, prawie oficjalnie, bo dopiero odpowiedni komunikat MZPN za takowy może być uważany, że zespół „A” klasy seniorów MKS „Korona” Góra Kalwaria, pod wodzą Mariusza Szewczyka, uzyskał w sezonie 2019/2020 awans do Ligi Okręgowej w ramach rozgrywek Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej.

I nie zapominajmy, że trener Szewczyk i jego zresztą sympatyczni chłopcy, uzyskali awans po raz drugi z rzędu, rok po roku. Najpierw z „B” klasy seniorów do klasy „A” w sezonie 2018/19 i teraz, czyli w sezonie piłkarskim 2019/20 z „A” klasy seniorów do ligi okręgowej, co jest nie lada sztuką i nie lada osiągnięciem. Chciałoby się powiedzieć – „Chapeau bas, Messieurs !” Pewnie, że taki „Orzeł” jest niezadowolony, bowiem strata 3 punktów do naszej drużyny, teoretycznie i praktycznie dawała im nadzieję, w ogólnym bilansie, na prześcignięcie nas i ostatecznie, na awans do okręgówki. Lecz z drugiej strony, nie jest powiedziane i nikt tego do końca nie wie czy my, w rundzie wiosennej, rewanżowej, nie powiększylibyśmy jeszcze tejże przewagi, która ukształtowała się po ostatniej kolejce rundy jesiennej. A przypomnę, że nie tylko punktami Baniochę wyprzedzaliśmy, ale stosunkiem bramek: my 33 bramki na plusie, Baniocha 23, jak również więcej strzeliliśmy bramek niż oni: my 49, oni zaś 32. Strzeliliśmy więcej goli nawet niż lider „Naprzód” Stare Babice – 46 bramek strzelonych. Biorąc pod uwagę te powyższe okoliczności i podjętą decyzję przez MZPN, chyba ostateczną ( aczkolwiek jak niektórzy mówią i mają w tym względzie raczej rację – Ostateczny to może być tylko Sąd nad nami wszystkimi ) i mając ogromny sentyment do tych chłopaków zza miedzy, którzy naprawdę dobrze się spisywali na jesieni, to to, że nie uzyskali awansu w tych nienormalnych okolicznościach, czego przecież nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionuje, winni są sami sobie, że nie wykorzystali atutu własnego boiska i przed własną publicznością, nie schodzili z boiska, przypomnę 9 listopada o godzinie około 15, zwycięzcami. Banioszaki zawalili również ( nie licząc przegranej u siebie 28 września 2 : 3, podobnie jak my 15 września 2 : 4 my z Babicami ) wyjazdowy mecz z Piasecznem II, remisując 3 listopada ubiegłego roku w Piasecznie 0 : 0. Powiem więcej – tego awansu, nawet biorąc pod uwagę te ostatnie wydarzenia, nikt nie dał nam, czyli „koroniersom” na wyrost, bo chłopaki pod wodzą Mariusza Szewczyka całkowicie sobie na niego zasłużyli i to nie ich wina, że w jakimś tam 9 milionowym mieście Wuhan, wybuchła ponoć zaraza, którą również ponoć, później po całym Bożym Świecie obywatele państwa środka roznieśli za pomocą tanich Boeingów 737. Nie nasza, „koronawirusów” , przepraszam, koroniersów wina, że ten zwariowany czas trwa nadal i w najlepsze, że w tym chocholim tańcu, bez mała uczestniczą – wszelkie rządy, wszelkie ustroje i reżimy, wszyscy prawie celebryci i możni tego świata, i nikt jeszcze jak dotąd nie powiedział dość.

No tak, przecież wszyscy czekają na czarodziejską różdżkę w postaci szczepionki, nad której wynalezieniem wszyscy tak zgodnie pracują, że aż strach pomyśleć, co się stanie, gdy wymyśli się nie jedną a kilka. A ja się zapytuję, a co w przypadku, gdy nasz sławny SARS-COV-2 sobie najzwyklej w przyrodzie zmutuje i każda z tych szczepionek nikomu, nawet na psa budę się nie zda ? Ale to już nie moja sprawa, bo gdyby to ode mnie zależało, to przywróciłbym wszystko do takiego stanu, jaki mieliśmy przed tą rozdmuchaną do kosmicznych rozmiarów pandemią i nakazałbym trenowanie takie jakie było i żeby było sprawiedliwie, zarządziłbym dokończenie rozgrywek, nawet wtedy, jeśliby musiałyby one się przeciągnąć do końca sierpnia, bez żadnych maseczek, beż żadnych testów, beż żadnych środków ostrożności, bo to jest taki sam koronawirus, jaki inne koronawirusy i wirusy, powodujące choroby grypopochodne i przeziębieniowe, ani słabszy, ani mocniejszy – po prosu nowy, a niedługo będzie już stary. Zagadką tylko jest czy został stworzony sztucznie, w laboratorium na jakieś niecne potrzeby czy też bardziej naturalnie i swojsko ktoś głodny skonsumował sobie na obiad nietoperza lub cywetę ( jest to takie zwierzątko podobne trochę z urody do kota, trochę do łasicy czy innej być może norki, z rodziny wiwerowatych ) popijając między kęsami naszym eksportowym „Tyskim”. Następnie ogłosiłbym tylko dwutygodniową przerwę, po której rozpocząłby się nowy sezon 2020/21. Niektórzy, już to słyszę, podpowiadają: to bardzo dobrze, że nie od Wiśni to zależy.

No tak, na pewno mają rację, a jak mają rację, to oznacza , że wszystko może być względne, jak to wyliczył 105 ( i znów ta jakaś chyba magiczna liczba 105 ) lat temu, z małymi błędami, słynny Einstein. Zejdźmy jednak na naszą kochaną Ziemię i przyjmijmy do wiadomości to, co jak na razie jest namacalne i potwierdzone. Cieszmy się z awansu i przygotowujmy się do nowego sezonu, choć w warunkach, które dla każdego zespołu komfortowe nie są. Ani logiki w tym nie ma, ani jakiegoś zwykłego, prostego rozsądku. No bo jak wytłumaczyć fakt, że jednocześnie w takiej biedronce, pomieszczeniu jakby nie było zamkniętym, może przebywać kilkadziesiąt osób, wszakże mniejszej od najmniejszego piłkarskiego boiska, a na boisku, które jest na świeżym powietrzu i jego dopuszczalny najmniejszy wymiar wynosi 90 metrów długości i 45 metrów szerokości, a najczęściej już teraz, zgodnie z wytycznymi FIFA 105 długości i 68 metrów szerokości, jednorazowo przez 45 minut może trenować 6 zawodników plus prowadzący zajęcia trener.

Jak wytłumaczyć logicznie sytuację, ba, zarządzenie władz, że na naszym dużym boisku, o wymiarach 100/70, jakby nie było to ¾ hektara (całkiem wystarczający obszar pod uprawę ziemniaków czy truskawek, kierując się takimi kategoriami ) też może jednorazowo przebywać tych magicznych 6 piłkarzy podobnie jak na małym orliku, o wymiarach 60/30 m. Dla lepszego zobrazowania: tam prostokąt o wymiarach 100 metrów długości i 70 metrów szerokości, tutaj, czyli na orliku prostokąt o wymiarach 60 metrów długości na 30 metrów szerokości. Tam powierzchnia 7000 metrów kwadratowych, czyli 0,7 hektara, a tutaj 60 x 30 = 1800 metrów kwadratowych, czyli 0,18 h. Ile takich orlików zmieściłoby się na naszym dużym boisku ? Już liczymy: 7000 m kw podzielić przez 1800 kw. To daje nam 3.88888888889, zaokrąglając to, otrzymujemy 3.90, czyli prawie 4 takie orliki zmieściłby się na naszym dużym boisku. I tutaj ci „geniusze” dozwolili trenować sześciu zawodnikom i tam te „wunderkindy od wszystkiego i od niczego” również zalecili to samo.

Idąc rozumowaniem „naszych geniuszy czasów zarazy”, choć oczywiście oni na to nie wpadli, bo to zbyt łatwe, żeby na to wpaść, na dużym naszym boisku mogłoby teoretycznie trenować 23 zawodników, czyli więcej niż średnio przychodziło na treningi seniorów w normalnym trybie. Czyż to nie zabawne ? Takiej twórczości nie powstydziłby się żaden naukowiec, a cóż dopiero jakiś tam minister od czegoś. Na bieżni lekko-atletycznej też może być w jednym czasie 6 biegaczy, ale wówczas na dużym boisku nie może przebywać ani jeden piłkarz. Jeśli na bieżni biegają 2 osoby, to na dużym boisku, spece od sportu i zarazy, zezwoli trenować 4 piłkarzom i to nie ważne czy to są chłopy powiedzmy w wieku powyżej lat 20, czy też takie szkraby, które mają lat cztery, pięć czy też sześć.

Uważam, że ci, co takie rzeczy wymyślili, powinni być zgłoszeni do nagrody nobla, tylko nie wiadomo w jakiej dziedzinie, ale przecież jak im się udało, to nam również się może udać i coś tam razem wymyślimy do późnej jesieni, kiedy noble rozdają. To nie jest chore, to jest nieuleczalne wprost, co nam zaserwowała w tym względzie nasza kochana władza. A te szczególne środki ostrożności ! Mierzenie temperatury, dezynfekcje, odkażanie! W takim razie dlaczego, idąc tym tropem, nie mierzy się temperatury przy wejściu do sklepów, autobusu czy kościoła. Ale to jest za trudne dla niektórych, żeby takimi rzeczami sobie zaprzątać głowę. Lepiej jednym posunięciem pana ministra ogłosić to, ogłosić tamto, żeby tylko coś się działo, a myślenia i logiki w tym żadnej. Kiedyś mówiono w czasach tzw. komuny, że tam zaczyna się wojsko, gdzie kończy się logika, ale ja twierdzę, że pod tym względem zmieniło się niewiele, a nawet w niektórych aspektach, chociażby jeśli chodzi o tę „pandemię bez pandemii” – obecne czasy, prześcignęły o wiele, tamte absurdy, które tak niedościgle w swoich filmach, przedstawiał pan Stanisław Bareja.

Teraz nawet satyra i kabarety, są tylko głównego nurtu, bo żadnej krytyki ani tym bardziej satyry nie widać, ani nie słychać i tym bardziej czuć. Ale dosyć tego narzekania i biadolenia, cieszmy się z awansu i zapewne tak jest, a ci którzy z tego powodu są ogromnie zawiedzeni, a wiem, że takowi są, to proponuję im, żeby udali się do Lozanny, jak już wyżej wspominałem ( adres jest ogólnie dostępny ) i tam próbowali swoich sił, bo nikt nikomu jeszcze tego nie zabronił i nie mam tutaj na myśli zawodników „Orła” Baniochy. Na zakończenie tego odcinka zamieszczę tylko tabelę po ostatniej kolejce rundy jesiennej, która okazuje się, choć nikt tego nie przewidział, stała się ostatnią kolejką całego sezonu piłkarskiego 2019/2020. A po ilu sezonach powróciliśmy do okręgówki, pamiętacie, moi mili państwo ? Jeśli nie, to również o tym chętnie przypomnę poniżej, zamieszczając poszczególne tabele od tego pierwszego spadku z okręgówki do dnia dzisiejszego:

Jeśli nic się nie zmieni, a tego zagwarantować w dzisiejszych czasach w stu procentach nie sposób, tak oto w przyszłym piłkarskim sezonie 2020/2021 (a kiedy on w ogóle się rozpocznie, to przecież nikt na razie tego nie wie; a być może, co wcale nie jest takie nie niemożliwe, znów w ogóle się nie rozpocznie, bo ci mądrzy od wszystkiego, a szczególnie ci z WHO, będą czekali cierpliwie na tę zbawienną szczepionkę i od nowa, na jesieni, zamkną wszystkich nas w domu: „zostań w domu, nigdzie nie jest tak pięknie i nigdzie powietrze nie jest tak zdrowe” – „stay home” ), będziemy występować w Lidze Okręgowej Grupie II Warszawskiej.

P. S. 1. W Chinach, ostatnio podano, czyli 13 maja 2020 roku, że trzech uczniów gimnazjów zmarło na lekcji wychowania fizycznego, w czasie której nauczyciel jak zresztą w całych Chinach ostatnimi czasy, nakazał bieganie w maseczkach, bo takie były ogólne zarządzenia władz Chin Ludowych. Po tej niepotrzebnej śmierci młodych ludzi, zakazano ( czyli tak jak zwykle człowiek to robił dotychczas, chyba że, jak to pięknie nazywają Rosjanie był „ZUMASEDSZIJ”, czyli dosłownie „zszedł z rozumu” ), noszenia maseczek na lekcjach wf-u, w tym państwie, gdzie gdzie dziwnym trafem i przypadkiem, rozpoczynają się wszelkie czy to SARS`y czy inne Coronavirus`y. 2. Doniesiono, że pewien narciarski bizmesmen sprzedał rządowi naszemu maseczki o wartości 5 mln złotych polskich nowych ( a że nie spełniały przy okazji wszelkich atestów, to już takie przecież ważne nie jest ) i jeszcze się okazało, że przypadkiem, że ten obrotny pan jest bliskim znajomym rodzonego brata naszego, ciągle zmęczonego ciężką pracą pana ministra od zdrowia. Oczywiście pan minister, jak na ministra przystało wszystko zdementował i jeszcze skierował sprawę do prokuratury, taki to ci on chwat, ten nasz pan minister. 3. A jeszcze się wcześniej okazało, o czym państwo w głównych mediów się nie dowiecie, że ów rodzony brat naszego umęczonego ministra, jest w jakiejś tam spółce, która powiązana jest też przypadkiem oczywiście, z fundacją Melindy i Billa Gates`ów. Naprawdę ten świat jest pełen przypadków, ale oczywiście, jak to ktoś trafnie już kiedyś zauważył, przypadki niestety po ludziach chodzą.