Odcinek ten zacząłem pisać jeszcze przed pierwszym naszym spotkaniem z Chylicami, ale ukończyłem go już jeden dzień po naszym ponownym debiucie w lidze okręgowej. Pozwolicie, że mecz ten omówię w odcinku następnym. Wynik już znamy i wszystko już wiemy.
„Nasza upragniona liga okręgowa”
Życie samo sobie układa ostateczne rozwiązania i zakończenia. W ostatnim 35 odcinku zastanawiałem się i nie tylko ja, jak ostatecznie zakończy się sprawa z niedokończonymi rozgrywkami w sezonie 2019/20. Teraz już wszystko wiemy; podjęto, aczkolwiek czy Salomonowe rozwiązanie, w każdym bądź razie podjęto, na zasadzie takiej; „żeby wilk syty był, a owca cała”.
Może i dobrze, nie będzie żadnych pretensji, że to jedna decyzja sprawiedliwa, a druga nie. W końcu, w przyszłym sezonie w lidze okręgowej zagrają po dwa pierwsze zespoły, które na finiszu rundy jesiennej zajęły pierwsze i drugie miejsca oraz Orzeł Baniocha, który nie mogąc pogodzić się w wcześniejszymi ustaleniami MZPNu, doprowadził do tego wraz z innym trzecim zespołem w A klasie, zespołem Weszło, że zarządzono baraże wszystkich czterech A-klasowych „trójkowiczów”,jak to pięknie i obrazowo określił felietonista MZPN [ zresztą bardzo dobry i z przyjemnością czyta się jego felietony, który podpisuje się (js) ].
W przyjętym systemie baraży, naprawdę należało się wykazać dobrą dyspozycją, ponieważ na żadne błędy nie można było sobie pozwolić; żadnych kalkulacji czy liczenia bramek; kto wygrywał pierwszy mecz, wchodził do finału; kto wygrywał finał, uzyskiwał prawo występu w lidze okręgowej, która miała się składać z w 2 grup po 18 zespołów.
Dlatego tak dużo drużyn, czyli 34, bo przypomnę, wszyscy zainteresowani zgodzili się, żeby, biorąc pod uwagę tę nienormalną sytuację, żadna drużyna, znajdująca się po rundzie jesiennej na pozycji spadkowej, do niższej ligi czy klasy nie spadała.
Trzeba przyznać naszym derbowym kolegom, że naprawdę wykazali się klasą i dobrą formą, bo podopieczni trenera Bartłomieja Kobzy w pierwszym meczu, bardzo zaciętym i dramatycznym pokonali drużynę Weszło 3: 1, a w meczu o wszystko, gładko i pewnie wygrali z Radością 4 do 0.
Radość najpierw pokonała, wydawałoby się bez większych problemów 6 : 0 Wrzos Międzyborów.
Niektórzy mówią: Wiśnia tylko krytykuje zespół sympatycznego zresztą pana Bartka i nieznanego mi w ogóle pana prezesa Macieja Dybowskiego. Ja wiem czy to krytyka czy coś innego ? A może rzeczywiście mają rację, że się na nich uwziąłem, wszakże trudno być obiektywnym we własnej sprawie.
Jeśli w ten sposób to odbierają, to zwracam im honor i chciałbym gorąco, i szczerze pogratulować zawodnikom Orła, panu Bartkowi Kobzie i panu Maciejowi Dybowskiemu awansu do ligi okręgowej, w której już się spotkamy w piątej kolejce spotkań 22 sierpnia o godzinie 17 na Arena Sasanka Stadium przy ulicy Wojska Polskiego 44.
Pan Dybowski na pewno włożył dużo swojej energii i na pewno zainwestował niemało pieniążków w zespół Baniochy i wspólnie z panem Kobzą stworzyli naprawdę wysokiej klasy drużynę, która na pewno będzie jednym z faworytów do awansu, do IV ligi.
Nie raz, nie dwa, żartowałem sobie, gdy ktoś wykłada dużą kasę na zakup piłkarzy z innych klubów, grających w wyższych ligach do zespołów na co dzień grających w A-klasie czy też w lidze okręgowej, ale z drugiej strony, nikt nikomu tego nie zabrania i jeżeli ktoś ma taką wolę i stać go na to, a przy tym jest to zgodne z obowiązującym prawem, to ich jest to sprawą, nikogo więcej.
Ja mam inne spojrzenie na futbol i na to, jak należałoby budować drużynę piłkarską, oczywiście mając na uwadze zespół seniorski. Jestem zdania, że opieranie się li tylko na tzw. „gwardii zaciężnej”, nie związanej niczym z danym klubem, ani z miejscowością, w której dany klub się znajduje, nie wychodzi temu klubowi ostatecznie na dobre.
Uważam, że zespół na szczeblu lig okręgowych, do IV włącznie, a nic nie stałoby na przeszkodzie, że i na wyższym szczeblu, winno się tworzyć w oparciu o swoich wychowanków, związanych z miejscowością i okolicą, w której dany klub się znajduje.
Dopiero o taki trzon zespołu oparty na zawodnikach swoich, krajanach, można według mnie budować I zespół klubu i tak dostosować filozofię szkolenia, żeby zasilać zespół systematycznie i planowo coraz to młodszymi rocznikami swoich wychowanków.
Nie chciałbym tutaj w dawać się w szczegóły, ale jak Bóg pozwoli, kiedyś jeden z odcinków tylko temu tematowi poświęcę.
Wracając do początkowej myśli. Jeszcze raz gratulacje dla Banioszaków: dla trenera Kobzy, prezesa Dybowskiego i dla wszystkich zawodników i dla tych, co najczęściej grają i dla tych co siedzą na ławce, ale nie raz to powtarzałem, żeby nie ci, którzy siedzą na ławce rezerwowych, to ci co aktualnie wybiegają na boisko, nie czując „oddechu” tych z ławki, na pewno nie graliby z takim zaangażowaniem jak grają.
Podobnie na treningach, zresztą o czym tu mówić: zespół to kilkunastu jeśli nie dwudziestu paru wyrównanych graczy, a nie jedenastu czy w porywach 14-15.
Niech nie zapominają o tym szczególnie ci, którzy myślą, że złapali „byka za ogon”. Teraz mówię ogólnie o wszystkich zespołach, nie tylko o naszych sympatycznych sąsiadach, oddalonych od stadionu Korony tylko w linii prostej 8 km na północ.
Każdy piłkarz, będący w drużynie, jest pełnoprawnym tej drużyny zawodnikiem i może szybko się zdarzyć, że kontuzja lub inny czynnik, tego teoretycznie lepszego postawią w sytuacji tego „ławkowicza”, a proszę mi wierzyć, że jak się raz spadnie z konia, to często i gęsto już podnieść się trudno, a nawet i może zdarzyć się tak, że całkowite podniesienie możliwe już nie jest.
Dlatego radziłbym tym, którzy lekceważąco i z wyższością podchodzą do kolegów najczęściej będących w rezerwie, żeby porzucili tę postawę, bowiem prowadzi ona tylko do konfliktów, sztucznych, niepotrzebnych podziałów, a w konsekwencji do rozbicia jedności zespołu, która jest podstawą dobrej gry i dobrej w zespole atmosfery.
A tym, którzy są rezerwowymi proponuje, żeby nie popadali w marazm, w zniechęcenie czy też w niezdrową zazdrość, bo ona jest nie jest wcale lepsza od wywyższania się, czy lekceważenia innych.
I to, i to jest złe, zatem najlepszym rozwiązaniem jest praca nad sobą i osiągnięcie takiej formy, która pozwoli, jeśli wskoczycie do pierwszej jedenastki, na dłuższe w tej jedenastce pozostanie.
Jeśli tak się nie stanie, to dopiero wówczas będziecie mogli przypuszczać, że pomijanie was i nie wystawianie was do pierwszego składu, ma jakieś inne, pozasportowe przyczyny.
Pierwszego sierpnia, po czteroletniej przeszło przerwie,(spadliśmy w ligi okręgowej w sezonie 2015/16, zajmujące na końcu rozgrywek w czerwcu 2016 roku 14 miejsce, trzecie od końca, a w ogóle w owym sezonie ligę okręgową opuściły 4 ostatnie zespoły ) koroniersi wybiegną na boisko o godzinie 17.30 jako zawodnicy ligi okręgowej. Będziemy występować w grupie drugiej warszawskiej.
Tak się złożyło przypadkowo lub za przyczyną innej siły, że ostatni nasz mecz w lidze okręgowej, na naszym boisku, 18 czerwca 2016 roku, między godzinami 11 i 13 zagraliśmy właśnie również z drużyną z Chylic. Wówczas obydwa zespoły podzieliły się punktami, remisując 3 do 3.
Z tego co pamiętam, to tamten meczy, pod wodzą trenera Kasztankiewicza był bardzo zacięty i dramatyczny. To raz oni, to raz my, wychodziliśmy na prowadzenie. Wtedy, w lidze okręgowej, też w grupie II warszawskiej występowało 16 zespołów, teraz będziemy ich mieć aż 18. Spadliśmy, zajmując ostatecznie 14 miejsce w tabeli, trzecie od końca.
Oprócz nas ligę opuściły Naprzód Brwinów, miejsce 13, Laura Chylice, miejsce 15 i Zaborowianka Zaborów, miejsce 16.
Jeśli mnie pamięć nie myli, to Laura Chylice spadła tylko dlatego, ponieważ odebrano jej punkty za mecze, w których występował zawodnik pochodzenia tureckiego i który nie został potwierdzony do gry w taki sposób, jak tego wymagały ówczesne przepisy MZPN.
Nie wiem dokładnie już o szczegółach, ale jak wszyscy mówili, była to decyzja bardzo dla Laruy Chylice krzywdząca.
Ale zostawmy na bok przeszłość, wszak mamy lipiec, a nawet jego końcówkę roku 2020 i mimo że, 100 lat temu daliśmy łupnia bolszewikom, którzy prawie o tej porze byli już ze swoimi karabinami na sznurkach na przedpolach Warszawy, to jednak na lidze okręgowej się skoncentrujmy ANNO DOMINI 2020.
Jeśli chodzi o kadrę naszej drużyny, to trochę się zmieniła. Przyszło do nas kilku chłopaków, którzy paradoksalnie w większości, pierwsze kroki z piłką stawiali w naszym klubie i choć jedni grali w nim dłużej, inni krócej, to nie zmienia to faktu, że są uważani pełnoprawnie za wychowanków MKS KORONA Góra Kalwaria.
A nimi są: Radek Wąszewski urodzony 1.10.1999 roku, Michał Płatek ur. 06.11.1999, Sebastian Wiszniewski ur. 31.07.1999 r., Kacper Parol – 20.01.2003. Erwin Grzybiak ur. 9.06.2000, Filip Jadacki ur. 14.03.1998., Lach Paweł – 11.05.1996.
Ale na jednego szczególną uwagę muszę waszą zwrócić; po pierwsze dlatego, że jest wychowankiem Piaseczna i w Piasecznie mieszka. Nazywa się Konrad Deperasiński, rocznik podobnie jak pierwsza wspomniana trójka 1999, a dokładnie urodził się Konrad 2 grudnia 1999 roku.
Występuje na pozycji klasycznego środkowego napastnika, takie żądełko jak nasz Tomek, ale grające zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że o Konradzie będzie się jeszcze nie raz mówiło, bo to wg mnie nietuzinkowy piłkarz, a powiedziałbym nawet, że wyjątkowy pod względem dryblingu, szybkości startowej i przeglądu sytuacji.
Nie mogę po 45 minutach obserwacji wysuwać na temat tego bardzo młodego chłopaka daleko idących wniosków, bo jest to uczciwie mówiąc nieuprawnione z mojej strony, ale będę się jednak upierał przy tym, że Deperasiński to gracz, na którego akcję będziecie patrzeć z przyjemnością. Ma w sobie lekkość i gra tak, jakby to robił od niechcenia, przypadkiem będąc na boisku – wielka klasa.
Jeśli się pomyliłem, to możecie mnie zlinczować. Jeszcze raz przypomnę: jest bardzo szybki, wspaniałe warunki fizyczne, świetny drybling i mocne uderzenie z podbicia, łatwo uwalnia się spod opieki obrońców, często dochodzi do sytuacji sam na sam, ale podkreślam to, wszystko w połówce meczu, zresztą grał na tzw. świeżości, co nie zawsze daje pełny obraz zawodnika, ponieważ dopiero ciężki trening, a on jest wpisany w codzienność i konfrontacja z różnymi zespołami, może nam dać odpowiedź na pytanie czy dany zawodnik jest taki a inie inny, świetny, a może nie taki świetni, dobry, a może nie taki dobry.
Oczywiście zobaczycie go w akcji, jak będzie naszym zawodnikiem, bo jeszcze nie jest formalnie zgłoszony, aczkolwiek nie powinno być z tym problemów, ponieważ nie grał w Piasecznie ponad rok, dlatego ma statut zawodnika wolnego, bez przynależności klubowej.
Na boisku występował w Piasecznie i z Radkiem Wąszewskim i z Sebastianem Wiszniewskim, kiedy oni byli zawodnikami KS Piaseczno.
Namówił go do gry u nas jego kolega Bartek Piętek, nasz drugi trener, asystent Mariusza, a ostatecznie wpłynęła na jego decyzję atmosfera w zespole i osoba jej trenera właśnie, czyli Mariusza Szewczyka.
Ponoć, oficjalnie potwierdzić tego nie mogę, trener Orła Bartłomiej Kobza bardzo chciał, aby Konrad, zresztą jego wychowanek, występował w barwach Baniochy. Konrad choć uprzejmie, ale odmówił.
Tak czy siak, napastnik z upodobania i urodzenia – Konrad Deperasiński – od nowego sezonu będzie reprezentował barwy Korony Góra Kalwaria. Przyjdziecie na mecz, zobaczycie czy Wiśnia miał rację, ocenicie, czy Wiśnia się mylił ?
Powiedzieliśmy tyle o Konradzie, powiedzmy coś nie coś o innych. Radosław Wąszewski jest bramkarzem, o świetnych warunkach fizycznych, wzrostu 190, jak waga w granicach 90 kg, raczej mniej niż więcej, sprawdzę i to on zapewne z Chylicami wybiegnie w pierwszym składzie, aczkolwiek wszystko jest możliwe, mylić się mogę i to Dawid albo Rocky mogą stanąć od pierwszych minut między słupkami.
I tutaj należałoby się zatrzymać i wspomnieć, że pierwszym trenerem Radka i Sebastiana, Michała, i Filipa, Erwina również był najlepszy obrońca w historii Korony i jej najdłuższy chyba kapitan Jacek Makowski.
Oni są jego wychowankami i Jacek może być z tego dumny, a oni mogą vice versa, winni być dumni z tego, że ich pierwszym trenerem był pan Jacek Makowski, który według mnie był jednym z największych talentów na pozycji tzw. forstopera w polskiej piłce i ci co go widzieli w akcji, gdy miał 15-16 i 17 lat lat wiedzą, że nie mówię na wiatr.
Zabrakło trochę szczęścia, trochę stanowczości, jego samego, wówczas na pewno grałby na samych szczytach. Gdy miał lat 15 wówczas II ligowa Gwardia, a przypomnę, że Gwardia wówczas grała na krawędzi to ligi I, to II, ekstraklasy wówczas nie było, dostał propozycję gry w tym głównym milicyjnym klubie, ale nie wiedzieć czemu, nie skorzystał z tej propozycji. Po prostu nie mógł się zdecydować, a w takich wypadkach nikt długo nie czeka i drugi raz propozycji nie wysuwa.
Wspominam to też dlatego, że wielu z nas zapomina o wielkich piłkarzach i bardzo dobrych trenerach, a takim niewątpliwie był Jacek Makowski, mój zresztą przyjaciel i rówiennik, którzy wywodzą się z Góry lub jej okolic i którzy od praktycznie od zawsze byli związani z naszym klubem, który mimo że, nosił w swej historii różne nazwy, to jednak był jednym i tym samym klubem i dzięki Bogu, i ludziom, a głównie dzięki panu Krzysztofowi Zielińskiemu, ówczesnemu prezesowi klubu, w roku 1989 powrócił do swej starej przedwojenno-wojennej nazwy KORONA.
Nie zapominajmy o ludziach i kochajmy ich i szanujmy, a szczególnie takich, którzy sobie na to swoim życiem i postawą zasłużyli. Zresztą pamiętać należy o wszystkich, ale najlepiej by było, żeby doceniać ich, kiedy jeszcze żyją, a nie dopiero wtedy, kiedy od wielkiego dzwonu przypomni ktoś sobie przypadkiem o rocznicy ich śmierci.
Oczywiście o tych, którzy odeszli, mamy nawet obowiązek pamiętać, ale dobrze by było, żeby ludzie, tacy jak Jacek, byli docenieni za swojego życia. Pan Makowski jest młodym człowiekiem jeszcze i nie raz nadarzy się ku temu okazja, żeby go uhonorować, ale z tymi starszymi trzeba się śpieszyć
Nie raz to mówiłem i mówię, zapraszajmy na mecze, na jakieś uroczystości dawnych piłkarzy, trenerów, działaczy i ze smutkiem to muszę stwierdzić, nikt mnie nie chce posłuchać, a przypomnę, że leży to w gestii władz klubowych, które aktualnie klubem zarządzają. Wiadomo, że władze się zmieniają, a właściwie ludzie w niej zasiadający, ale to o czym mówię, władze klubowe, powinny mieć napisane w statucie lub w jednym z obowiązków, że należy honorować i zapraszać ludzi, którzy przyczynili się choć trochę do tego, że nasz klub istnieje i rozwija się do tej pory.
Gdyby nie oni, to dnia dzisiejszego by nie było. Powinniśmy nawet wyróżniać tych, którzy z różnych powodów komuś się nie podobają lub mają zupełnie inne spojrzenie na każdy aspekt życia. Uprzedzenia i jakieś antypatie winny pozostać na boku, powinno liczyć się coś innego, ponadczasowego.
Choć z drugiej strony, mam świadomość, że zarządy klubu, mają naprawdę wiele obowiązków, często takich niewdzięcznych i zabierających wiele ich czasu wolnego, a przecież to robią społecznie. Dlatego ja powinienem im o tych ciekawych ludziach częściej przypominać, a też muszę się przyznać, nie wszystko w tym względzie uczyniłem, zatem i po mojej stronie wina duża leży.
A jakby zachęcając do takiej postawy, siebie również, przypomnę w całości mój ulubiony wiersz, jednego z najwybitniejszych polskich poetów księdza Jana Twardowskiego, żołnierza AK, uczestnika Powstania Warszawskiego z wiersza pt: ”Śpieszmy się”:
Śpieszmy się
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
ks. Jan Twardowski
Nie przesadzajcie, można od czasu do czasu i wiersz przeczytać, a zresztą nie samą człowiek piłką żyje, co próbuję wam zawodnikom przypominać na każdym kroku. Revenons a nos moutons, czyli do naszych Sebastianów Wiszniewskich, Radosławów Wąszewskich i innych Michałów Płatków oraz Kacprów Parolów oraz Erwinów Grzybiaków.
Sebastian Wiszniewski, pojawił się w seniorach, jak pamiętam jeszcze w drużynie Jacka Kasztankiewicza u boku kapitana ówczesnego Maćka Wesołowskiego, pseudonim „Melon”, wówczas to debiutował w drużynie seniorskiej i grał rewelacyjnie.
Bodajże, choć pewny nie jestem, cały mecz swój pierwszy w seniorach zagrał w Brwinowie, z tamtejszym Naprzodem. Na 5 kolejek przed zakończeniem rozgrywek do dymisji podał się pan Jacek, a na stanowisku zastąpił go Łukasz Hass, który wydaje mi się miał największy wpływ na coraz lepszą grę Sebka i na to, że potrafił wydobyć z niego jego główne atuty: szybkość, przebojowość w grze, często na pograniczu faulu, (lecz na tej pozycji, żeby grać dobrze i skutecznie, inaczej się nie da, chociażby przypomnijcie sobie najlepszego Ramosa czy Pepe, a wcześniej jeszcze kapitana Barcy – Carles`a Puyol`a ) .
Można powiedzieć był odkryciem Jacka Kasztankiewicza, tego zasłużonego dla piłki mazowieckiej i nie tylko, trenera, jeśli chodzi o grę w seniorach, lecz na jego ukształtowanie się jako rasowego i świetnie grającego obrońcę i pomocnika, to bez dwóch zdań najpierw miał duży wpływ Jackek Makowski, jego pierwszy trener, a następnie i głównie wydaje mi się – Łukasz Hass.
Jego profesjonalne treningi, jego jak to się określa warsztat trenerski, pomogły Sebkowi prawidłowo się rozwinąć, co jest szczególnie ważne i kluczowe, kiedy piłkarz jest jeszcze juniorem i powoli zaczyna oswajać się z grą w piłce seniorskiej.
Właśnie najczęściej na styku tych okresów w życiu piłkarza, od klasy i mądrości trenera prowadzącego zależy czy junior, a właściwie jego talent zatrzyma się w miejscu czy harmonijnie dalej będzie się rozwijać.
Sebek miał szczęście, że trafił na Hassa i wg mnie to głównie jemu zawdzięcza to, że obecnie jest jeszcze lepszy, a przede wszystkim dojrzał do tego, że być motorem napędowym drużyny, jego podporą, pojemnymi płucami i silnymi nogami.
Po spadku do B klasy zachciało mu się zmieniać barwy klubowe i razem z Filipem Kaczmarskim, który pełnił funkcję kapitana zespołu, powędrował do KS Piaseczno. Występował tam najczęściej w w drugim zespole seniorów, w A klasie i w drużynie juniorów rocznika 1999 razem z Radkiem Wąszewskim i Konradem Deperasińskim oraz Michałem Płatkiem.
Stamtąd nasz „banita” udał się do Wisły Dziecinów, z której to musieliśmy go ostatnio wykupywać, o czym najlepiej poświadczy Kacper Książek, który na samą wzmiankę tego klubu zza szerokiej wody, dostaje objawów typowych dla COVID-19.
Nie wiem czy właśnie sprawa przejścia Sebka z Dziecinowa nie była głównym powodem ostatnie kontuzji naszego obecnie już drugiego Kacperka.
Michał Płatek po opuszczeniu Korony, w tym samym okresie co Sebek, zaczął grać w juniorach Piaseczna, w jakiejś tam ówczesnej ekstra lidze, w której występowali również Sebek, Radek chyba też i Konrad Deperasiński, ale jak wiecie z nim to zupełnie inn historia, bo on jako Piaseczniak z urodzenia, zaczynał swoją przygodę z piłką w KS Piaseczno właśnie, pod okiem pierwszego jego trenera Bartka Kobzy, a dzisiejszego coacha Orła Baniocha.
Michał przeszedł następnie do Jazgarzewa, a stamtąd do Nadstalu. Ostatnio tzn. od jesieni tamtego sezonu reprezentował barwy Orła już nie raz wspominanego, a w okresie pandemii powrócił na Ojczyzny łono.
Radek to już inna para kaloszy, bowiem on do Piaseczna odszedł bardzo wcześnie, bo jeszcze jako nawet nie trampkarz. W Piasecznie szybko się rozwinął, gdzie poznano się na jego talencie i już w wieku 17 lat debiutował w pierwszym zespole Piaseczna, w lidze IV i jako pierwszy bramkarz był jego mocnym filarem przez 2 i 5 roku.
W tzw. międzyczasie występował, jak czas pozwalał w drużynie juniorów i w drugim zespole w A klasie. Interesował się nim swego czasu klub z Sosnowca, zapewne Zagłębie, występujące wówczas w I lidze.
Następnie skierował się na zachód, do Jazgarzewa, gdzie stamtąd jako wolny zawodnik, namówiony przez kolegów tak samo jak on wychowanków Jacka Makowskiego: Sebka i Michał, po kilku ładnych latach, znów będzie reprezentował barwy Korony.
Erwin Grzybiak rocznik 2000 to też oczywiście nasz wychowanek i wspomnianego popularnego „Ciunia” ( mam nadzieję, że Jacek nie obrazi się za przypomnienie jego najwcześniejszego pseudonimu).
Następnie uczył się grania w Kosie Konstancin. Próbował swoich sił nawet w polskich klubach ekstra-klasowych, by następnie wylądować w egzotycznym można powiedzieć i klubie i kraju, bo na Cyprze: w klubie o nazwie „Apep” Pitsilia, w którym doznał kontuzji i w końcu wrócił do kraju.
Ten obiecujący i utalentowany chłopak, o bardzo dobrych warunkach fizycznych, gra na pozycji napastnika lub pomocnika. Filip Jadacki, podobnie jak Radek Wąszewski również bardzo szybko ze swoim bratem rodzonym podjęli, po opuszczeniu Korony, treningi w KS Piaseczno. Tam zapowiadali się na bardzo obiecujących piłkarzy. Choć bodajże i Lechia Gdańsk, i Jagielonia Białystok tymi dwoma braćmi z pobliskiego osiedla Linin się interesowały, to jednak ostatecznie nic z tego nie nie wyszło, a naprawdę mieli potencjał, żeby w tych klubach grać i to z powodzeniem.
Kacper Parol, to nie chwaląc się mój wychowanek i z tego co widzę to ja i Jacek Makowski, mamy w drużynie seniorów Korony najwięcej swoich wychowanków, ale Jacek ma ich ode mnie więcej.
Moi to Jakub Wiśniewski, Damian Folwarski, Kacper Książek, Przemek Mrowiński „Mrówa” i właśnie Kacper Parol, ale on z ostatniej mojej drużyny, którą w Koronie prowadziłem w ogóle; był to rocznik 2002 i 2003 urodzenia; tamci pierwsi zaś to rocznik 1992 i 1993.
Kacper odszedł z Korony do Szkoły Futbolu Warszawa, przy Wale Zawadowskim, a stamtąd do Kosy Romana Koseckiego, który ostatnio osobiście Kacpra trenował.
Z Kosy do nas na razie przeszedł na zasadzie wypożyczenia, a więc dalej jest zawodnikiem Kosy Konstancin.
Sebastian – transfer definitywny, Radek jako wolny zawodnik, nie grający w klubie Piaseczno przez rok i Michał Płatek również transfer definitywny.
Paweł Lach grał u nas jeszcze w A klasie, kiedy trenerem był Łukasz Hass. Gdy troszkę się na niektórych w Koronie pogniewał, ale nie byli to ani tener, ani tym bardziej zawodnicy, przeszedł do Nadstalu Krzaki Czaplinkowskie.
Miał już grać u nas w rundzie wiosennej, występując w kilku sparingach przed rozpoczęciem sezonu, ale jak wiadomo koronawirus spowodował, że Paweł dopiero teraz oficjalnie będzie mógł u nas występować.
Paweł to wysokie, mocne chłopisko i on będzie, głęboko w to wierzę, jednym z podstawowych zawodników naszej drużyny w nadchodzącym sezonie. Lubi atakować; gra dobrze głową i często zdobywa bramki właśnie tym uderzeniem; ciężko go przewalić, raczej to przeciwnik odbija się od niego jak piłka od ściany.
Z Kacpra Parola, na pewno też będziemy mieli pociechę, bo to świetny drybler, potrafiący dosyć łatwo uwolnić się spod opieki obrońców i zakończyć indywidualną akcję celnym strzałem, często lądującym w siatce przeciwnika.
Michała Płatka przedstawiać na trzeba, to ambitny i bardzo dobry lewy, przede wszystkim, obrońca, choć i jako środkowy też może z powodzeniem występować.
Jego szybkie rajdy lewą stroną, podobnie jak do niedawna Konrada Szymańskiego, prawą, na pewno nie jednego trenera przyprawią o zawrót głowy, ale na razie Michał musi wyleczyć kontuzję, to jest jego priorytetem.
Ze smutkiem muszę też poinformować, że do Baniochy odszedł bardzo przez wszystkich lubiany i przy tym dotychczasowy mocny punkt zespołu Krzysio Przepiórka, a do nowo reaktywowanego dopiero co Mirkowa, nie mniej lubiany i nie mniej sympatyczny, a tym bardziej zespołowi potrzebny – Karol Guziński.
Nie ukrywam, że ja z tego zadowolony nie byłem, ale trzeba uszanować to, co było ich indywidualnym wyborem. W przypadku Krzysia, miało to swoje uzasadnienie, ponieważ po przyjściu Radka, mieliśmy czterech bramkarzy i naprawdę byłoby niemożliwym, żeby czterech równorzędnych bramkarzy było usatysfakcjonowanych takim obrotem sytuacji. Krzysiu – powodzenia, Karolu – tak samo, będziemy wam kibicować i razem z wami przeżywać wasze zwycięstwa i czego się nie uniknie, porażki również.
Na razie jest to, jak mawiali po łacinie Rzymianie „tabula rasa”, czyli „czysta, niezapisana tablica”. Dla wszystkich 18 zespołów, dla Korony również.
Już 1 sierpnia pomiędzy godzinami 11 a 13 zacznie się nam ta tabula rasa powoli wypełniać. Na pewno każda z tych 18 drużyn życzyłaby sobie, żeby jej nazwa znajdowała się w górnej części tejże, na razie takiej niepozornej, nic nie mówiącej tabelki.
Lp. | DRUŻYNA | MECZE | PUNKTY | ZW | RM | PO | BRAMKI |
1 | RKS SARMATA W-WA | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
2 | UKS Orzeł Baniocha | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
3 | SEMP Ursynów | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
4 | MKS Piast Piastów | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
5 | MKS Korona Góra Kalwaria | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
6 | LKS Ryś Laski | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
7 | LKS Perła Złotokłos | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
8 | LKS Chlebnia | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
9 | KS Ursus II W-wa | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
10 | KS Teresin | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
11 | KS Przyszłość Włochy | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
12 | KS PASSOVIA PASS | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
13 | KS Milan Milanówek | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
14 | KS Laura Chylice | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
15 | KS Grom Warszawa | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
16 | GLKS Nadarzyn | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
17 | GKS Pogoń II Grodzisk Maz. | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |
18 | AP BKS NAPRZÓD BRWINÓW | 0 | 0 | 0 | 0 | 0 | 0:0 |