„Na te jesienne derby”
Dwie sympatyczne drużyny
Tym bardziej z tej samej gminy,
w sobotę staną w szranki,
opodal dawnej „Cyganki’
Niektórzy nie śpią i śledzą
Myślą, że się dowiedzą
Jak grają koronersi,
ale nie oni pierwsi
Chociaż trzeba to przyznać
I wszemi wobec to wyznać,
Nigdy przedtem nad boiskiem
Górskim fanom bardzo bliskim,
Nikt na swe oczy nie widział
Tym bardziej nie podziwiał,
Pojazdu z sajensfikszyn,
A teraz już tak zwykłem.
Mam na myśli drona,
Który niczym ta wrona,
Którą znałem od lat,
Będąc z nią za pan brat
Od bramki jednej do drugiej,
Latał sobie, robił fotki
do albumu to nie plotki,
Orła Baniochy prezesa,
Który nie chodzi w dresach,
Lecz w garniturze dostojnym,
Skrojonym na miarę, modnym,
A trener Kobza z drużyną,
W pubie nie z tęgą miną
Przy kuflu jasnego piwa,
w zaciszu, no i czipsy, tak bywa,
Oglądali bezpośrednio
tę relację niecodzienną.
Nie wiem na co im się zda,
Szewczyk to geniusz inaczej gra,
Kiedy patrzą na niego,
Nie pokazuje wszystkiego.
To szczwany lis – taki Bond,
Więc lepiej gdyby banioszaki,
Dla mnie równe chłopaki,
Obejrzeli sobie Sean Conner`ego,
Aktora i Bonda świetnego.
Lepsza to by była rozrywka
Przy kuflu małego piwka.
A jak będzie w sobotę
Na stadium-arena-w Baniosze?
Ja wiem, lecz tego nie powiem,
Zachowam dla siebie, więc z Bogiem.
Zdradzę tyle i tylko,
Odrobinkę na tę chwilkę:
Szewczyk to strateg wielki –
Nic mu drony ni kamerki
On jak Cezar i jak Sulla Cornelius,
Wie jak wygrać i zwyciężyć.
Choć to derby i na szczycie,
Ja jestem spokojny nie wierzycie?
Jedno jest pewne i oczywiste,
Jak mawiał pan Górski uroczyście:
Mecz można wygrać,przegrać lub zremisować,
Więc nie trzeba się nam frasować.
Mi przychodzi do głowy ta myśl:
Na piłce się znają wszyscy i nikt.
Żartowałem, a co na myśli miałem
I co rzeczywiście tak naprawdę chciałem?
Spójrz, w górę przeczytaj uważnie,
Odpowiedź sama się znajdzie.
Zresztą nic lepszego na świecie
Dobra kiwka, drybling – również w naszym powiecie,
Szybkość, zwrotność, kreatywność,
Technika, waleczność i zwinność.
Kto lepszy jest w tym aspekcie
Niech śpi spokojnie i wreszcie
Zakończmy tę opowieść o dronie
Co latał sobie na koronie
Sasanka – arena – stadium.
Korona – Jedność Żabieniec 5 : 1 (2 : 0)
Niedziela, 3-go listopada 2019 roku o godzinie 14.00
Nareszcie chłopcy zagrali tak, jak tego wszyscy sobie życzyli, włącznie z nimi samymi. Wzięli sobie do serca to, że od pierwszych minut, jak to miało miejsce w meczu z Piasecznem należy wziąć się ostro do pracy, a nie czekać dopiero na drugą połowę, kiedy najczęściej, trzeba było odrabiać straty i gonić przeciwnika. Słowa uznania należą się wszystkim, bo cała osiemnastka, jak zwykle u trenera Szewczyka występowała na boisku. U innych trenerów zazwyczaj pozostali „grzali ławę” przez cały mecz, najwyżej dwóch, góra trzech dostępowała „zaszczytu’ wybiegnięcia na boisko i pokazania się publiczności. Niby to takie oczywiste, ale jednak takim oczywistym nie było. Teraz dla każdego jest to oczywiste i pewne, że wszyscy rezerwowi, czyli siedmiu zawodników przynajmniej kilka minut gra w meczu. Kiedyś jednak tak nie było, więc jeśli niektórzy mają krótką pamięć, to ja im o tym przypominam i uważam, że jest to jeden z najważniejszych czynników wpływających na atmosferę w zespole, która przekłada się następnie na wyniki, które drużyna uzyskuje. Jeżeli zawodnicy pomijani są przez trenera i nie wychodzą w ogóle na boisko, zaczynają tworzyć grupę tzw. „odrzuconych i niepotrzebnych”, która potrzebna jest jedynie to przychodzenia na treningi, żeby w ogóle było można taki trening przeprowadzić. A często to tacy wieczni „ławkowicze” bywali na każdym treningu. Ci co zawsze grali w pierwszym składzie wcale nie musieli na wszystkie treningi przychodzić. Tak to drzewiej bywało i oby nigdy takie czasy nie powróciły, bo przez takich „wspaniałych” trenerów, wielu młodych, obiecujących piłkarzy z naszego terenu przestało grać w piłkę na zawsze albo w najlepszym wypadku zaczęło występować w tzw. „szóstkach”, bo tam chociaż mogli sobie pograć i nikt im nie wmawiał bez przerwy, że grać to w piłkę oni raczej nie potrafią. Tedy ja się zapytuje takich „fachowców” piłki kopanej, to w takim razie po co w ogóle godzili się na pracę w takim prowincjonalnym klubiku, w którym dobrego zawodnika nie uświadczysz i którzy wszem i wobec wmawiali, że tylko zawodnicy obcy, spoza Góry Kalwarii i okolic rokują nadzieję na jakikolwiek sukces.
A ci miejscowi to tylko są potrzebni do zapychania „dziurek”, do poprawiania frekwencji na treningach i do wszelkiego rodzaju statystyk. Oczywiście kilku miejscowym, powtarzam kilku, a kilku to nie jest kilkunastu lub kilkudziesięciu, grało w piłkę tak dobrze, że po prostu na ławę ich posadzić było nie sposób, bo taki trener, jeden z drugim nie był na tyle nierozsądny, żeby sobie strzelać przysłowiowego samobója, lub używając terminologi militarnej, „żeby sobie strzelać w kolano”. Taki trener dla siebie i dla tych przyjezdnych był dobry i wspaniałomyślny, ale trenowanie zawodników miejscowych, często bardzo utalentowanych nie było w jego interesie, ale głównym powodem było to, że nawet nie potrafił dostrzec w takim zawodniku tkwiących w nim dużych możliwości, które można było łatwo wychwycić tylko poprzez dobrą wolę i przez taki trening, profesjonalny trening, który gwarantowałby to, że taki potencjalny talent robiłby postępy. A Mariusz Szewczyk i wcześniej jeszcze Łukasz Hass każdego zawodnika traktuje podmiotowo, do każdego podchodzi indywidualnie. Nie tylko potencjalne, namacalne umiejętności decydują u Mariusza o tym czy dany zawodnik wyjdzie w pierwszej jedenastce. Głównym kryterium jest obecność lub nie na treningu. Właściwie to każdy z całej drużyny ma szansę na znalezienie się wśród tych, którzy wychodzą na boisko od początku, jeżeli tylko się stara, jeżeli jest obecny na wszystkich treningach. I odwrotnie, nikt nie może być na 100 procent pewny, że w tym pierwszym wyjściu się znajdzie. Biorąc pod uwagę to, że po raz pierwszy w historii klubu na każdy trening przychodzi średnio 15 zawodników, a przynajmniej raz w tygodniu 20 i więcej, praktycznie każdy z nich albo wychodził w pierwszym zestawieniu albo zasiadał najpierw na ławce rezerwowych. To dzięki trenerowi Szewczykowi mamy w kadrze zespołu trzech równorzędnych bramkarzy i śmiem twierdzić, że jest to ewenementem na takim szczeblu rozgrywek, a podejrzewam, że i w wyższych ligach nikt takiej komfortowej sytuacji, jeśli chodzi o bramkarzy nie ma. Ale jak nadmieniłem jest to tylko zasługa trenera, jego umiejętności przekonania poszczególnych zawodników, a więc również i bramkarzy, do swojej wizji prowadzenia drużyny.
Zauważyłem, że przy tym młodym, ambitnym trenerze, rozwijającym się i cały czas się uczącym, wielu zawodników poczyniło duże postępy, a ci, którzy już wcześniej byli znani z dobrej gry, jeszcze bardziej swoje umiejętności podnieśli na wyższy szczebel. I tutaj również możemy zadać sobie pytanie. Dlaczego jeden trener potrafi dostrzec w zawodniku talent i duży potencjał na przyszłość, a drugi uważa, że ten sam zawodnik do niczego się nie nadaje, najwyżej może dostąpić „zaszczytu” zasiadania na ławce rezerwowych i noszenia sprzętu na trening, z treningu, a już szczytem jego możliwości jest od wielkiego dzwonu wejście na boisko na ostatnie dwie minuty spotkania, ale tylko po to, żeby wyprowadzić przeciwnika z rytmu .
Ale nie o tym miało być. Revenons a nos moutons.
W takim razie przypomnijmy skład w tym jednym z derbowych spotkań: W bramce; Rocky Marcin Rosłonek; w obronie: Szyman Konrad Szymański de Rybie, Jakub z Wiśniewa herbu Prus de Moczidli, Damian Folek de Czersko Kolonia Folwarski, Paweł jeden z Bliźniaków Pamrów, w pomocy: Biernaś Kuba Jakub de Konstancino Biernacki, Adi Rotmistrz Adrian Antosz de Gora, Przemo Przemek de Sosinka Zowczak, na skrzydłach: prawym Brian Robert Robson de Czaplino Minor Kacprzak, na lewym Karol Kacper de Dembówka vel Józefów van der Ksiażek i na szpicy lub jak Mazurzy mawiali na śpicy: Tomasz Szandor Koczisz de Budapeszt Wilcze Kosy Folwarski.
W rezerwie czyli w odwodach pozostawali: Dawid Guzik de Brześce herbu Trąby Guziński, Jasiu Janek Dziura de Parcela Dziuraniuk, Dudzik Krystian de Czaplino Minor Dudzicki herbu Ślepowron, Jobdzik Kuba Jakub Jobda, Piątek Czwartek Konrad w Niedzielę Sobota, Dombas Konrad Belina Dombek i Piotr Piotrek drugi z Bliźniaków Pamrów de Gora.
Już w pierwszych minutach mogliśmy prowadzić, ale również mogliśmy, gdyby nie Rocky, przegrywać. Bo Tomek trafił w poprzeczkę, a wyjście dalekie i odważne Rocky`ego spowodowało, że odetchnęliśmy z ulgą. W 19 minucie Kuba Biernacki wreszcie się przełamał i strzelił pięknego gola po odbitce bramkarza gości. Wcześniej już to samo mógł uczynić Robson, ale jak wspomniałem bramkarz odbił i dopiero dobitka celna Jakuba sprawiła, że wyszliśmy na prowadzenie. Później jeszcze sytuacje dogodne mieli i Przemo i Kacper. W 45 minucie Kacper strzelił drugiego gola, bardzo ważnego, tzw. do szatni, z podania Przemka Zowczaka i do szatni schodziliśmy usatysfakcjonowani, raz, że dobrą, uważną grą, drugie korzystnym wynikiem, dającym na dobrą zaliczkę na drugą połowę. Zaledwie trzy minuty trwała druga połowa, kiedy Kuba Wiśniewski w zamieszaniu podbramkowym podwyższył wynik strzałem z półobrotu na 3 do zera. Zaraz po tym golu, źle się czującego Szymana zastąpił Kuba Jobda, a w 52 z obawy przed czwartą żółtą kartką, trener Szewczyk rzucił do boju za naszego rotmistrza Antosza Krystiana Dudzickiego. Z podobnych powodów w 55 za Przema wszedł Piotrek Pamrów, a w 65 za Kubę Wiśniewskiego Janek Dziuraniuk. Jeszcze wcześniej, bo w 62 minucie na boisku zobaczyliśmy Konrada Dombka, który zmienił Robsona. Cały czas gra była pod naszą kontrolą i często dochodziliśmy sytuacji, które mogły zakończyć się kolejnymi bramkami. Po takiej jednej z akcji Tomek otrzymał wprost przewspaniałe podanie lewą nogą od Kacpra, które według mnie było najpiękniejszą asystą w tej rundzie jesiennej i podwyższył wynik na 4 : 0, a miało to miejsce około minuty 60. Niedługo po tym golu zagapiliśmy się i pięknym strzałem z głowy nasz przyjaciel i ten, który ma duży udział w tym, że nasza forma fizyczna jest bardzo wysoka, czyli Jarek Kulczyk strzelił, jak się później okazało honorowego gola dla Żabieniaków. Chociaż nie powinniśmy się z tego cieszyć, bo przecież straciliśmy bramkę, ale ja osobiście, wiedząc, że i tak ten mecz wygramy, ucieszyłem się, że przynajmniej bramkę straciliśmy po strzale naszego dobrego i sympatycznego kolegi. W 69 minucie szarżującego, jak to w jego stylu, Piotrka i wychodzącego już sam na sam z bramkarzem, w polu karnym sfaulował obrońca Jedności. Sędzia nie zastanawiając się nawet wskazał na punkt karny.
Do piłki nieoczekiwanie dla każdego podszedł młokos Dombek, ale zdziwienie zupełnie ustąpiło, kiedy każdy zobaczył jego przepiękny i pewny strzał z jedenastu metrów, po którym piłka wylądował w górnym lewym rogu bramki Żabieńca. Pewnie wygraliśmy 5 : 1, w dobrym stylu; graliśmy spokojnie i uważnie, a najważniejsze, że od samego początku. Wcześniej jeszcze Kuba Wiśniewski dostał żółtą, również w ogóle swoją trzecią żółtą kartkę, a w 77 minucie weszli jeszcze na boisko: za Rocky`ego Dawid, a za Biernasia Konrad Sobota. W klasyfikacji strzelców prowadzi oczywiście Tomek z 14 trafieniami, a po 6 bramek strzelili Kacper Książek i Adrian Antosz; następny w klasyfikacji z 4 trafieniami jest Piotrek Pamrów. Na koniec jak zwykle rzut oka na układ tabeli w III grupie A klasy warszawskiej:
