Sobota, 18-go maja 2019 roku o godzinie 16.00 przy ulicy Szarych Szeregów 8 w mieście Tarczynie.

Zgodnie z tradycją, zanim przejdziemy do omówienia meczu kilka słów o Tarczynie, który mieszkańców ma od Góry 3 razy prawie mniej, bo tylko niewiele ponad 4 tysiące. Na czele władz stoi nie burmistrz jak u nas, tylko wójt, ponieważ charakter miasta i gminy jest wiejski przede wszystkim. Leży Tarczyn na małą rzeczką Tarczynką, lewym dopływem Jeziorki.

Nazwa sama pochodzi jak mówią niektórzy od słowa Targ, Tarczek w końcu Tarczyn, co według mnie jest teorią wysoce naciąganą i raczej nieprawdziwą; inni zaś m.in. Zdzisław Szeląg, że od nazwy od osobowej nazwy rodowej – Tarcz(Tarcza, Tarcze), do czego i ja się przychylam.

Bardzo wcześnie jak na warunki polskie powstał tutaj kościół i parafia, bo na pewno w XII wieku, więc w okresie kiedy sieć parafialna na terenie dawnej Polszczy zaczęła się dopiero organizować. Dogodne położenie na przecięciu się szlaków handlowych z Radomia do Warszowy (to nie jest błąd Warszawa tak się wówczas nazywała: Warszowa ) i z Zakroczymia oraz z Lublina poprzez Łowicz do Poznania sprawiło, że wraz z powstaniem tutaj kościoła parafialnego, w Tarczynie zaczęto regularnie organizować targi, co sprzyjało rozwojowi miejscowości. Przypominało to sytuację wsi Góra, później należącej do rodu szlacheckiego Górskich herbu Leszczyc, gdzie również korzystne położenie na styku szlaków handlowych z Rusi na Mazowsze i dalej do Prus i na Pomorze oraz z Krakowa do północnego Mazowsza i do Prus oraz dogodne położenie nad Wisłą z istniejącym przewozem, spowodowało, że Góra już w XII wieku stała się osadą targową, pomimo tego, że oddalona była tylko 2 km od stołecznego Czerska.

Otrzymał Tarczyn prawa miejskie magdeburskie w roku 1353, a nadał je Tarczynowi ówczesny właściciel Kazimierz I, syn księcia czerskiego, warszawskiego i liwskiego Trojdena I i Marii,księżniczki halickiej z dynastii Rurykowiczów.

W XVI wieku stał się własnością możnego rodu Szreńskich herbu Dołęga ze Szreńska w ziemi zawkrzeńskiej. Do rozwoju miasteczka przyczynili się m.in. Jan Mrokowski, archidiakon warszawski , Marcin chyba też z pobliskiego Mrokowa Mrokowski, kasztelan warszawski oraz proboszcz tarczyński i zarazem sekretarz ostatnich piastów mazowieckich Janusza III i Stanisława I, jak niektórzy sądzą otrutych przez Bonę Sforzę, inni natomiast, że ich przedwczesne zejścia spowodowało prozaiczne i nie obce nam współczesnym nadużywanie miodu i wina, połączone z uciechami cielesnymi.

Wielkim dobroczyńcą miasta był Gabryel Prowancjusz, zwany Władysławskim, prepozyt warszawski i scholastyk płocki, wychowawca synów Władysława IV i jego sekretarzem; tak tego Władysława, który swego czasu carem moskiewskim nawet był i któremu Chmielnicki z kozactwem zaporoskim wypowiedział posłuszeństwo.

Na podstawie „Historii Tarczyna” zamieszczonej stronie internetowej: https://www.tarczyn.pl/strona/39

UKS Tarczyn – Korona Góra Kalwaria 1:5 (0:3)
Skład „Korony”: w bramce Krzysio Przepiórka, linia obrony od prawej strony licząc: Konrad Szymański – Kuba Wiśniewski – Jasiu Dziuraniuk – Paweł Pamrów, pomoc też licząc od prawej strony: Konrad Dombek – Przemek Zowczak – Jarek Michalski – Krystian Zarzecki i w ataku: cofniętego napastnika Piotrek Pamrów a na szpicy godnie swojego rodzonego brata zastąpił Damian Folwarski, który również po raz pierwszy w drużynie Mariusza Szewczyka wystąpił w zastępstwie w roli kapitana zespołu.

Bramki dla nas strzelili:
1. Na 1 do 0 w 14 minucie 53 sekundzie spotkania z karnego po faulu na szarżującym w polu karnym przeciwnika prawym naszym obrońcy Konradzie Szymańskim, niezawodny w tym spotkaniu Przemek, znany bardziej szerokiej publiczności jako „Kudłaty”.
2. Na 2 do 0 znów ten wychowanek Sosinki wpisał się na listę strzelców, a było to w minucie 34-tej,
3. Na 3 do 0, w 39 minucie meczu, pięknym strzałem z półwoleja, po rzucie z autu wykonanym oczywiście przez „Kudłatego”, wynik do przerwy ustalił Bliźniak, zwany Drugim czyli Pietro Centrocampista Pamrów.
4. 72 minuta, Konrad Szymański fauluje napastnika miejscowych, rzut karny, a w konsekwencji kontaktowa bramka dla gospodarzy,
5. Czwarta bramka była dziełem naszego kapitana w tym meczu – Damiana Folwarskiego, który przepiękną główką po dośrodkowaniu z rzutu rożnego przez Jarka Michalskiego umieścił bala w samym prawym okienku bramki gospodarzy.
6. Na 5 do 1, a była to minuta 80-ta, Mateusz Jasion vel Jesion rodem z małej Aleksandrówki pod Magnuszewem, piekielną bombą pod poprzeczkę – bramka jak to się zwykło mówić: „stadiony świata”. Fotoreporterzy podbiegali po tej bramce do naszej ławki i pytali się z niedowierzaniem na ustach: kto to jest ów napastnik, bo dotychczas nie był im bliżej znany.

W 61 minucie miało miejsce dziwne zdarzenie. Najpierw Przemek, jeden z bohaterów spotkania, za faul na przeciwniku ukarany został żółtą kartką. Dla poszkodowanego było to stanowczo za mało i postanowił sam jeszcze wymierzyć sprawiedliwość. Uderza Przemka, który w tym momencie odwraca się i broniąc się odruchowo odpycha ręką rękę krewkiego Tarczyniaka, która niechybnie wylądowałaby nie na Przemka głowie.

Odepchnięcie zostaje zakwalifikowane przez arbitra jako niedopuszczalne, co wywołało zdziwienie na naszych twarzach. Tarczyniak dostał czerwoną zasłużenie, ale już Przemek Zowczak niekoniecznie.

Był to chyba jedyny rażący błąd sędziego Więckowskiego z Grójca w tym meczu. Poza tym incydentem nie można było mieć zastrzeżeń do podejmowanych przez niego decyzji. Powiedziałbym, że sędziował bardzo dobrze i sprawiedliwie, czego mając na uwadze poprzednie mecze z Tarczynem bardzo się obawialiśmy. Okazuje się, że niepotrzebnie. Być może pomogło pismo, które dwa tygodnie wcześniej wysłaliśmy do MZPN z prośbą o wydelegowanie trzech sędziów, a przede wszystkim o sędziowanie sprawiedliwe i bezstronne. Pierwszego nie udało się załatwić, ale jeśli chodzi o drugą część, to Związek i sędzia wyznaczony na to spotkanie stanęli na wysokości zadania.

Ach cóż to był za mecz chciałoby się powiedzieć! Bo rzeczywiście w Tarczynie 18 maja roku bieżącego „kalwaryjczycy” z Góry dali popis przepięknej i skutecznej gry, której nie powstydziliby się sami „kanonierzy” z Londynu. Dlaczego akurat „kanonierzy” ? Sam nie wiem, ale porównanie bardzo dobre, wydaje mi się.

Kluczem do zwycięstwa na tym boisku może nie klepisku, może nie kartoflisku, może nie błotnisku, ale w każdym bądź razie na miano boiska nie zasługującego, była nasza środkowa linia, a szczególnie jej dwa środkowe ogniwa: „Kudłaty” i Jarek Michalski, który po kilku latach nieobecności powrócił do drużyny i pokazał dużo młodszym kolegom, że ciężką pracą i uporem można osiągnąć wysoką formę, nawet po tak długim rozstaniu z piłką.

Nie dość, że ten sympatyczny mój ziomek, były wieloletni kapitan „koroniersów” z Sasanki, wywalczył sobie miejsce w pierwszej jedenastce, to udowodnił sobie i innym, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. A Przemek Zowczak, czyli popularny „Kudłaty” ? Wygrywał wraz z naszym kapitanem Damianem de Villa Kolonia Czyrnsko oraz jeszcze z jednym zawodnikiem, którego nazwiska nie wspomnę,wszystkie pojedynki główkowe. Gdyby nie ta czerwona kartka, którą otrzymał w minucie 61, zasłużenie czy też nie, można dyskutować, ale stała się ona faktem, byłby okrzyknięty bohaterem tego spotkania. Ale teraz, kiedy piszę te słowa a mamy 24 maja, wiemy już, że „Przemo” został odsunięty od trzech spotkań mistrzowskich.

Wydaje mi się, że „przechwytywanie” górnych piłek przez owych dżentelmenów i po tych „przechwytach” dokładne wyprowadzenie piłki przez pozostałych zawodników, najczęściej przez Jarka de Villa Wincentów, było kluczem do naszego sukcesu w tym dniu. Teraz muszę, choć może niektórzy powiedzą, że nie wypada, zatrzymać się trochę dłużej na takim jednym naszym zawodniku, który pomimo siatkarskiego wzrostu – 192 cm – porusza się po boisku z taką lekkością i z taką gracją, że aż w trudno w to uwierzyć. Ale to jest prawda.

Piszę o nim w ten sposób nie dlatego, że od komunii pierwszej aż do 17-go bodajże roku życia, to ja byłem jego trenerem i wychowawcą.

Piszę o nim, ponieważ jest to chłopak, który według mojej oceny przez cały sezon 2018/19 jest jedynym, który utrzymuje wysoką formę w każdym spotkaniu i który nie miał w tym sezonie słabych występów. Wspaniała technika, ja powiem więcej, nienaganna technika, gra głową na światowym poziomie i pomimo tego, że większość spotkań rozegrał jako stoper, 9 bramek na swoim koncie.

Zawsze pozostawał w cieniu swojego starszego brata – Tomka, który dla mnie jest niekwestionowanym królem pola karnego, ale w tym sezonie to Damian jest według mnie najlepiej i najrówniej grającym spośród wszystkich „koroniersów” i nie tylko „koroniersów”. Nie tylko ja tak uważam.

Posłuchajmy opinii sędziego głównego, który prowadził nasze ostatnie zawody w Tarczynie, pana Więckowskiego, notabene bardzo dobrze i uczciwie prowadzącego ten trudny mecz:

– „Wasz kapitan, z numerem 92 był najlepszy na boisku; wspaniale kierował swoją drużyną jako kapitan a jego inteligentna gra, nienaganna technika i co szczególnie rzuca się w oczy, świetna gra głową” ,a ja od siebie dodam – świetna gra głową, godna Sandora Kocsisa, który jak pamiętamy na mistrzostwach świata w roku 1954 w Szwajcarii został królem strzelców wynikiem 11 trafień, w tym 9 głową, co raczej chyba nigdy nie zostanie pobite.

To mistrzowskie główkowanie to „ specialite a la maison” braci Folwarskich, bo Tomek jest pod tym względem jeszcze lepszy; no może taki sam, aczkolwiek ilość strzelonych dotychczas bramek tą nie należącą do najłatwiejszych techniką, przemawia za Tomkiem. 5 : 1 na wyjeździe dla MKS „Korona”, to najmniejszy wymiar kary, jaki mógł przydarzyć się owego sobotniego popołudnia piłkarzom znad rzeczki Tarczynianki.

Ich zwieszone głowy i grobowe milczenie w ich szatni, mówiło samo za siebie. Tą porażką, wysoką porażką, która boli i która osłabia duszę, zawodnicy z Tarczyna już raczej pożegnali się z nadzieją awansu do „A” klasy. Ale to ich zmartwienie; my doświadczaliśmy podobnych uczuć – dlatego rozumiemy ich rozpacz.

Nie wiem czy pamiętacie moje słowa z poprzedniego, ostatniego odcinka o tym, że pokonamy Tarczyn w jaskini lwa, że wygramy z Wilanowem od Jana Trzeciego u siebie. Zapewne jak zwykle pukaliście się porozumiewawczo w głowę i po cichu między sobą komentowaliście, że „Miro odleciał w siną dal”. Przynajmniej połowa tego co wówczas wypowiedziałem, wszakże nie dla żartów i dla pięknej frazy, spełniła się.

Powiedziałem tak, bo wiem na co stać naszych chłopaków, pod wodzą trenera Szewczyka, który choć z Konstancina i na dodatek z Jeziorny, to już prawie :”kalwaryjczyk” z Góry.

A stać ich na wiele, tym bardziej, że ciężko, o czym już nie raz na tych łamach wspominałem, pracują na treningach. Od 11 marca tylko raz się zdarzyło, że na treningu było ich 12-tu. Najczęściej jest 17-tu, 18-tu, a parę razy zdarzyło się, że 20-tu i 21.

Jeśli jest przynajmniej jeden mieszkaniec naszej osady targowej, który pamięta takie czasy z podobną frekwencją, to zapraszam go do „naszego studia. No tak, już to widzę oczami wyobraźni, podniosą się głosy, że kiedyś to mieliśmy nawet dwa równoległe zespoły seniorskie.

Oczywiście, ja też te czasy pamiętam, jeno też pamiętam, że trzon jednego takiego zespołu tworzyli żołnierze, którzy na co dzień stacjonowali tam, gdzie kiedyś krzątali się zakonnicy od świętego Dominika, a teraz i Hala, i Dom Kultury i adepci przyszłej sztuki kucharskiej.

Nie, nie mylę się – dwóch tylko grało cywilów-tubylców w tym gronie: jeden to piszący te słowa, a drugi to według mnie najlepszy piłkarz w historii górsko-kalwaryjskich klubów: Leszek Kochański, popularny „Leon”, rodem z pobliskich Marianków.

Jacek Makowski, najdłużej będący kapitanem w historii górskich klubów i najlepszy stoper przy tym wszech czasów w historii Korony i jej poprzedników, wówczas już był żołnierzem zawodowym, dlatego nie mogę umieścić go obok mnie i Lecha.

Aczkolwiek oczywiście popularny „Ciunio’ był, jest i będzie nasz.

W innych zespołach w latach trochę późniejszych, o czym można sobie przeczytać w moim przyczynku do historii klubów, które od czasów przedwojennych do teraz prawie, istniały na terenie Góry, zwanej Nową Jerozolimą i owszem miały w swoich szeregach miejscowych wychowanków, ale ja się zapytuje szeroką publiczność: ilu ich było w porównaniu z tzw. najemnikami, grającymi za pieniądze i to nie małe, mając na uwadze to, że nie była to przecież I liga, a IV-ta, aczkolwiek trzeba to przyznać uczciwie, reprezentująca sobą wysoki poziom sportowy poszczególnych graczy.

Ale nie o tym miało być, nie o przeszłości tu mowa. Tutaj tworzy się nowa historia. A czy ta przez duże „H” jest tylko godna uwagi? Ja jestem przeciwnego zdania i ta historia, którą Wy, jako obecni piłkarze Korony, nieświadomi nawet tego, piszecie, jest dla takich ja najważniejsza i najbardziej godna uwagi. Zresztą nie tylko dla mnie; przede wszystkim dla tych, co przychodzą na Wasze mecze i jeżdżą nawet z Wami na spotkania wyjazdowe – a jest ich coraz więcej; dla tych wreszcie, którym nie jest obojętny los naszej piłki i którym zależy na tym szczególnie, aby stadion, mający w swej nazwie przymiotnik „miejski”, stał się nowoczesnym i pięknym obiektem, na miarę XXI wieku. Cały czas wierzymy, że kiedyś tak się stanie i nasze marzenia się spełnią. Właściwie to słowo „wierzymy” nie jest tutaj odpowiednie, bardziej należałoby powiedzieć oczekujemy cierpliwie aż ktoś wpadnie na pomysł i porówna sobie stadiony, będące nowoczesnymi i pięknymi w drugiej połowie wieku XX, ale niekoniecznie będącymi nimi teraz, ze stadionami – stadionikami właściwie, które buduje się obecnie lub będzie się budować troszeczkę później.

Jak zwykle na koniec troszeczkę statystyki w pigułce podanej:

Bramki dla nas:
1. Przemek Zowczak – 15 minuta,
2. Przemek Zowczak – 34 minuta spotkania,
3. Piotrek Pamrów – 39-ta,
4. Damian Folwarski – 77 minuta,
5. Mateusz Jasion – 80-ta.
Dla gości z karnego w 72 minucie przy stanie 3:0 dla nas.

Kartki żółte:
1. 68 minuta – Krystian Zarzecki za niepotrzebne wybicie piłki.
2. Od nich otrzymało żółte kartoniki trzech graczy.

Kartki czerwone:
1. Przemek Zowczak w 61 minucie spotkania. Od nich w tej samej minucie jeden zawodnik, a drugi w 65-tej i od tego momentu zrobiło się luźniej na tym miniaturowym boiseczku, gdyż nas było 10-ciu, a „Tarczyniaków” 9-ciu.

Zmiany:
1. w 72 za „Szymana” starszy z „Guzików” – Karol,
2. w 76-tej Norka Jasion vel Jesion,
3. w 82 za Kubę Wiśniewskiego Adaś Wrochna,
4. 83 minuta za Folka młodszego, zwanego drugim Kacper Karol dwóch imion Książek, rodem z Parceli. Jeszcze rzut okiem na tabelę i będziemy mieli prawie wszystko:

Awans uzyskają dwa pierwsze zespoły, zaznaczone na czerwono pierwsza i zielono druga, aczkolwiek walka jeszcze trwa. Mecz Zamienie – SF Wilanów w ostatniej kolejce nie odbył się, gdyż nasiąknięte ostatnimi deszczami boisko w Nowej Woli nie nadawało się do gry. Dlaczego mniej meczy mają Glinianka, City, Grom i jeszcze raz Zamienie – po prostu nie wiem.

Zapraszam wszystkich sympatyków naszych „koroniersów” na mecz 19 kolejki spotkań Korona – Zamienie w niedzielę, 26 maja o godzinie 16.00 na stadion miejski przy Wojska Polskiego 44. A jeszcze wcześniej bardzo nas interesujący mecz w Baniosze w sobotę o 17.30: SF Wilanów – „Sokół” Kołbiel. Najpierw na wyjeździe zagramy w Kołbieli, za tydzień w sobotę 2 czerwca o 16.30 przy ul. Szkolnej 5 w Kołbieli, na boisku o sztucznej nawierzchni, natomiast z SF-em zmierzymy się u nas w przedostatniej kolejce spotkań 9 czerwca o godzinie 16.00.