Przepraszam, że nie podsumowałem ani rundy jesiennej, ani nie zrecenzowałem ostatniego meczu z Wilanowem. Głównie dlatego, że po tym blamażu z Wilanowem 1 do 6 w ostatnim spotkaniu u siebie miałem najzwyczajniej dość piłki, a szczególnie drużyny, której byłem kierownikiem do tego niesławnej pamięci meczu.

Po drugie zaraz wyjechałem i też nie piłka nożna mi w głowie była. Teraz na spokojnie, kiedy już minęło ponad dwa miesiące mogę sobie na spokojnie pewne rzeczy podsumować. Kierownikiem już nie jestem, więc właściwie powinienem ten ostatni odcinek zatytułować „zapiski kibica wiśni”. Ale raczej nie zamierzam tego kontynuować i nie to jest najważniejsze, aby się zastanawiać nad tym, czego już nie ma lub nad tym, co jest zupełnie nie wiadome.

Jak wiadomo, zaraz po ostatnim spotkaniu ze wspomnianym Wilanowem zrezygnował z funkcji trenera Mirek Rybicki, a po powrocie z Ulsteru, w którym byłem prawie miesiąc i po przemyśleniach, może niezbyt długich, ale po jakiejś tam refleksji zrezygnowałem i ja.

Zresztą nowy trener, który już jest i tak zapewne dobierze sobie kierownika, który jemu będzie odpowiadał. Niczego w tym nadzwyczajnego. W sporcie tak jest. Jedni odchodzą z własnej woli, nie widząc perspektyw na dalszą pracę z różnych powodów lub co ma miejsce najczęściej władze klubowe lub związkowe, co eufemistycznie brzmi, „dziękują” im lub i ich pomocnikom za „owocną” współpracę.

Często tak jest, że trenerzy uprzedzają mocodawców, żeby z honorem wyjść z sytuacji. Jest to pewien paradoks sportu, niezależnie od prezentowanego poziomu i klasy rozgrywkowej, że zawsze „głową” płacą trenerzy za słabe wyniki. Nigdy raczej nie bierze się pod uwagę zawodników.

Oczywiście, nie ma nawet o czym tutaj dyskutować. Lepiej wymienić jednego trenera na drugiego, czy jednego kierownika na innego niż kilku lub kilkunastu zawodników. Nigdy też nie słyszano i nie widziano publicznej samokrytyki zawodników, którzy kiedykolwiek powiedzieliby kibicom i władzom klubu, że to oni, a nie trener właśnie czują się odpowiedzialni za słabe wyniki. Oczywiście taka samokrytyka przydałaby nie tylko zawodnikom, ale nam wszystkim. Każdy kto ma do czynienia z drugim człowiekiem, z ludźmi nie powinien bać się przyznać do tego, że nie zrobił wszystkiego co do niego należało i czego od niego oczekiwano.

Ale „revenons a nos moutons”. Ocena tego wszystkiego co robiliśmy i co teraz robimy i tak kiedyś wcześniej czy później wróci, na pewną z jeszcze większą mocą i tylko takich będą pamiętać przyszłe pokolenia i wspominać z nostalgią, którzy na to sobie swoim życiem i działalnością zasłużyli, ewentualnie mają jeszcze czas na to, aby sobie zasłużyć. O takich, którzy tylko „są”, społeczeństwo szybko zapomni, a jeszcze gorzej, gdy pamięć o nich przywoływana będzie w niesławie.

To co tutaj pisałem dotychczas, najczęściej było adresowane do Was, moi drodzy młodsi koledzy piłkarze drużyny seniorów MKS KORONA Góra Kalwaria. Był to swego rodzaju „dialog” z Wami, żeby może w ten sposób lepiej się z Wami się porozumieć i przekazać Wam trochę uwag starszego od Was o parę lat kolegi. Przyznaję się, że chyba mi się to nie udało, ale jeśli chociaż jeden z Was wziął sobie do serca cośkolwiek z tych moich przemyśleń, to i tak się cieszę. A tym , którzy z tego nie skorzystali, bo uważają, że im to do niczego nie potrzebne, bo wiedzą wszystko lepiej, to niech spróbują teraz chociaż pobieżnie przejrzeć te moje zapiski. Być może zmienią zdanie i zauważą, że nieraz warto przeczytać i dowiedzieć się, jaki pogląd na piłkę i nie tylko na piłkę mają inni lub ci, którzy spoglądają na nią z innej perspektywy, z pewnym dystansem, ale zarazem czegoś podobnego już doświadczyli.

W tych zapiskach jest mowa o wielu rzeczach i wcale nie takich, które należą już do przeszłości. Wiele tam spraw poruszonych jest wciąż aktualna, a wydaje mi się, że dopiero teraz szczególnie niektóre wątki Was dotyczące, a jakie, to już sami musicie ocenić. Jeżeli chcecie grać w piłkę nożną i na pewną z taką myślą, żeby rozwijać swoje umiejętności i żeby być po prostu lepszym w tym fachu, to wystarczy, żebyście poświęcili jej więcej czasu niż dotychczas i wkładali w trening więcej serca i pokonywali własne słabości, własne ograniczenia. Jeżeli macie mentalność minimalisty, żeby tylko przejść przez coś, nie wysilając się nadmiernie, to już dzisiaj powinniście dać sobie z tym spokój i zająć się czymś innym. Jeżeli po treningu, po którym powinniście, wykonując wszystko uczciwie, słaniać się na nogach, a Wy wprost przeciwnie, macie jeszcze siły, żeby wyskoczyć sobie na miasto, to lepiej, żebyście na ten taki trening nie przychodzili. Bo po ciężkiej, pracy, a wyczerpujący trening to przecież ciężka praca, to raczej tylko marzy się o poleżeniu w łóżeczku, nie z głową, a nogami na poduszce.

Jeżeli nie macie charakteru do tego, żeby zrobić coś ponadto, czego się od Was oczekuje, to również w takim wypadku, musicie zapytać samego siebie czy nie lepiej by było zająć się wędkarstwem ewentualnie czymś jeszcze bardziej wygodniejszym i nie wymagającym wysiłku, ani poświęcenia.

Dla tych, którzy jednak wybiorą ten pierwszy wariant i gdy naprawdę będzie Wam zależeć, to wcale nie jest wykluczone, że doświadczycie czegoś, co teraz wydaje się Wam niemożliwe i nierealne.

Chciałbym jeszcze na marginesie przypomnieć, że w pierwszym meczu rundy wiosennej rewanżowej sezonu 2017/2018 nie będą mogli wystąpić z powodu otrzymania 4 żółtej kartki następujący nasi zawodnicy: Kuba Deryło, Kasprzyk Michał i Paweł Pamrów. Najwięcej kartek ma jednak Krystian Zarzecki, bo pięć, ale on już za cztery kartki pauzował. Ze statystycznego obowiązku dodam, że najwięcej bramek w rundzie jesiennej dla naszego zespołu strzelił Piotrek Pamrów, czyli jeden z naszych bliźniaków, aczkolwiek tylko 4. To, że najlepszy strzelec ma tylko cztery gole na koncie również w pewnym sensie tłumaczy naszą nie najlepszą sytuację.

Poniżej tabela drugiej grupy B klasy, do której „Koronę” przydzielono po spadku z „A” klasy seniorów w ubiegłym już roku.

Nie za ciekawie to wygląda. Ósme miejsce w tabeli na wszystkich trzynaście zespołów to bardzo słabo, tym bardziej, że zaczynając rozgrywki, założyliśmy sobie, że nasza „banicja” w B klasie trwać będzie tylko jeden sezon, czyli sezon rozgrywkowy 2017/2018.

Punktów tylko osiemnaście mamy na 36 możliwych. Baniocha owszem, niezły wynik osiągnęła, bo tych punktów zdobyła aż 30 i dlatego zasłużenie zajmuje pierwsze miejsce.

Tylko sześć zwycięstw zanotowaliśmy i aż sześć porażek. Nigdy w rundzie jesiennej mecz z naszym udziałem nie kończył się remisem. Żadna to pociecha, kiedy straciliśmy osiemnaście punktów. Jeśli chodzi o stosunek bramek, to również na tle innych nie wyglądamy najlepiej. Bilans mamy ujemny – minus 1, ponieważ straciliśmy 31 goli, a zdobyliśmy 30. Dla porównania Baniocha strzeliła 46, a straciła tylko 14.

Do pierwszej Baniochy brakuje nam 12 punktów, a do drugiej „Walki” Kosów 10, natomiast do trzeciej w tabeli „Perły” II Złotokłos tracimy 8 punktów.

Odrobić będzie ciężko te straty, ale jest to rzecz wcale nie niemożliwa. Wygrywamy wszystkie spotkania w rundzie jesiennej, zdobywamy 56 punktów, Baniocha zdobywa ich 60, Walka Kosów tyle samo co my, czyli też 56 i na koniec mamy bardzo ciekawą sytuację. Jako, że awans do A klasy uzyskują dwa pierwsze zespoły, wówczas, kto zajmie drugie, premiowane awansem miejsce, oprócz pierwszego „Orła”, decyduje najpierw, to znaczy pomiędzy nami a „Walką” Kosów, liczba zdobytych punktów.

Dalej prowadząc nasze rozważania, mamy zupełny remis, bo oni wygrali u nas, a my na wiosnę wygrywamy u nich.

Następny punkt regulaminu brany pod uwagę mówi nam, że przy równej liczby punktów, decyduje korzystniejsza różnica bramek między zdobytymi i utraconymi bramkami w spotkaniach tych drużyn, a przypomnę, że na jesieni, w 9 kolejce spotkań, 14 października przegraliśmy przy Wojska Polskiego 44 1 do 2, więc żeby awansować musimy w Kosowie wiosną wygrać 3 do 1. Jeżeli wygramy 2 do 1, to wówczas o kolejności decydować będzie korzystniejsza różnica bramek z całego cyklu rozgrywek, a jak wyżej widzimy „Walka” jak na razie ma stosunek bramek dodatni plus 19, a my ujemny, wynoszący minus 1. Gdyby Kosów powtórzył swój wyczyn z jesieni wówczas zdobywa na koniec 72 gole tracąc 34. Kolejny punkt regulaminu mówi nam o tym, że o lepszym miejscu decyduje większa ilość zdobytych bramek z całego cyklu rozgrywek, czyli z rundy jesiennej i wiosennej.

Przy hipotetycznych równościach w podpunktach a,b,c, d punktu 1 paragrafu 23 REGULAMINU ROZGRYWEK PIŁKARSKICH SEZONU 2017/2018 MZPN , zatwierdzonego w lipcu 2017 roku, musielibyśmy zdobyć przynajmniej 73 bramki przy straconych 34, aby z drugiego miejsca uzyskać awans do „A” klasy seniorów.

Oczywiście to tylko taka zabawa. A jeśli chodzi o fakty, to w sezonie 2016/2017 „Gwardia” Warszawa, w liczącej 12 zespołów grupie III warszawskiej, aby awansować z pierwszego miejsca musiała zdobyć w 22 spotkaniach 55 pkt na na 66 możliwych. Drugi zespół nagrodzony awansem – drużyna „Rozwoju” Warszawa zdobyła w rozgrywkach 50 pkt, wyprzedzając z kolei trzecią w tabeli „Jeziorkę” Prażmów jedynie tylko lepszym stosunkiem bramek, bo „Rozwój” strzelił 83 a stracił 22 gole, natomiast „Jeziorka” również strzeliła 83 gole, by dać sobie strzelić 34. Być może jeszcze „Rozwój” miał lepszy dorobek punktowy w bezpośrednich meczach z „Jeziorką”, ale nie znam wyników tych spotkań. Niezależnie od wyników bezpośrednich meczów tych drużyn, to i tak już sam fakt uzyskania jednakowej liczby punktów świadczy o bardzo zaciętej, trwającej do ostatniego meczu rywalizacji.

Ten przykład pokazuje nam również, jak każda zdobyta czy każda stracona bramka może odgrywać wielką rolę w końcowym układzie tabeli.

W grupie I warszawskiej na koniec rozgrywek pierwsza „Wisła” Jabłonna zgromadziła 55 pkt, strzelając 86 goli, a tracąc ich 25. Awansująca z drugiego miejsca drużyna w tej grupie „AP Marcovia” II Marki zdobyła ostatecznie 49 pkt. Markowianie bramek strzelili 88, a stracili 49. Tak grupa również składała się z 12 drużyn, zatem każdy z zespołów musiał rozegrać w sumie 22 mecze, po 11 w każdej z rund.

W Grupie II warszawskiej , liczącej 11 drużyn I miejsce, premiowane awansem do A klasy zajęła drużyna „Burzy” Pilawa, z dorobkiem 44 pkt, a stosunkiem bramek 76 do 37. Awans z drugiego miejsca w owej grupie zajął zespół „Interu” Warszawa również z 44 punktami, z bramkami 66 do 28. Grupa liczyła również 11 zespołów. Można było zatem zdobyć komplet 60, podobnie jak w grupie poprzednio wymienionej . Tutaj na pewno o pierwszeństwie zadecydował rezultat dwóch bezpośrednich meczy pomiędzy tymi zespołami, w których lepszym zespołem jak widać okazał się zespół z niedalekiej Pilawy. Na przykładzie tej grupy jeszcze bardziej widzimy, jak zacięta musiała być ta rywalizacja, aczkolwiek, ostatecznie obydwie zainteresowane drużyny awansowały o klasę rozgrywkową wyżej.

Ostatnia z grup B klasowych, warszawskich, to IV grupa, w której w sezonie 2015/2016 awans do klasy A uzyskała drużyna „Tajfunu” Brochów z 50 punktami na 60 możliwych, bramek strzelając 65, tracąc tylko 10. Druga drużyna również awansująca, „Guzovia” Guzów zdobyła 48 pkt ze stosunkiem bramek 51 do 24.

Tak oto przedstawiała się rywalizacja w poprzednim sezonie w tej kategorii rozgrywkowej, w której w drugiej połowie tamtego roku przyszło nam się męczyć. Wygrać wszystkie spotkani będzie naprawdę trudno, nawet w przypadku dużego wzmocnienia zespołu przez zawodników z innych klubów i z wyższych klas rozgrywkowych, choć jak powiedziałem nie jest to niemożliwe.

Trener Milewski, który objął zespół w historii klubu po raz trzeci, miał podobną sytuację w sezonie 1996/1997, chociaż wówczas chodziło o utrzymanie się w Lidze Okręgowej, w której do momentu przyjścia trenera Milewskiego, tzn. do trzeciego meczu przed zakończeniem rundy jesiennej, zajmowaliśmy ostatnie miejsce w tabeli.

Nie pamiętam już dokładnie ile punktów zdobyliśmy na wiosnę i ile meczy wygraliśmy, ale na pewno większość, ponieważ „Korona” wówczas się utrzymała i zaraz w następnym sezonie 1997/1998 uzyskała awans do IV ligi.

Nie traćmy więc nadziei, bo jak historia podpowiada, wszystko jest możliwe, weźmy się po prostu do ciężkiej pracy, bo tylko ona gwarantuje realizację wyznaczonych sobie celów.

Pamiętam, że po zasileniu zespołu przez Darka Krajewskiego w ostatnim meczu rundy jesiennej 96 z Ursusem II w Ursusie wygraliśmy już 3 do 1, następne mecze też raczej kończyły się zwycięstwami na wiosnę, z racji tej, że z „Markovii” Marki przyszli Paweł Olczak, Piotrek Redel, Tomek Roguski, Grzesiek Machnacki, o czym szerzej i więcej pisałem w “Przyczynku do historii klubu Korona”, o trenerze Milewskim zresztą również tam jest napisane, że był zawodnikiem, bocznym, obrońcą pierwszoligowej Legii Warszawa i o którym i nie tylko o nim niebawem napiszę troszkę więcej.