„Sensacja rewelacja, futbolowa akrobacja w stylu nowej fali
Ani z San Francisko, ani żadne disko.”
Liga Okręgowa spadła na nam jak grom w pucharze
lecz nie z nieba, ale w normalnym wymiarze
W najmniejszym wymiarze przegrali do dwóch
Gdyby Konrad strzelił swoje, byłby z niego zuch
Ale i tak zagrał z nut, choć bohaterem został „Kudłaty”,
Bo hat-tricka strzelił dzisiaj i wcale nie na raty,
Tomek z główki w okienko huknął jak z armaty,
I nie dziwi mnie wcale, że słyszeli w metrze, na stacji Kabaty,
Adi, gdy z karnego gola strzelił czwartego,
Mówię serio, na trybunach ryknęli – o rety – to Diego?
Lecz, gdy zobaczyli, że to nasz kapitan miły
Wówczas trybuny znów się ożywiły,
Wieść radosna rozeszła się szybko po mieście
Kapliczek, kościołów i tego skwerka wreszcie,
Co milion kosztował z niewielkim hakiem,
A „Grom” Warszawa, okręgowiaki, wycofali się rakiem
Cichutko i skromnie, a my wprost przeciwnie,
Dzisiaj świętujemy, inne zachowanie byłoby dziwne,
Lecz nie długo, chwileczkę jutro trenujemy,
W niedzielę „Świt” przyjeżdża, też ich powieziemy,
I to nie są przechwałki, żadne obietnice,
Przyjdźcie jutro podejrzeć, sami się dowicie,
Jak harują ciężko, pod okiem Szewczyka,
Wcale nie dratewki, lecz chłopa jak świca,
Co spadł, nam, „Koronie” jak „Grom” z nieba,
Takiego coach`a było nam potrzeba,
Co niewiele mówi, ale dużo robi,
Dokształca się, uczy i właśnie o to chodzi,
Jestem pod wrażeniem i jego, i team`u,
Potrafił ich przekonać do wielkiego czynu,
Zresztą nie będę się dłużej rozwodził,
Żebym im dyskursem zbytnio nie zaszkodził,
Jeśli więcej wiedzieć chcecie, a nie się domyślać,
Czytajcie – wszystko jest w kierownika zapiskach.
Ostatnio z rzędu dwa się ukazały.
I co? I Nic, bez echa zostały.
Przeto zajrzyjcie na grupę, do internetu,
Może ten odcinek zaciekawi was nieco,
Dokładnie opowiem o meczu z „Gromem”
Korzystajcie, póki nie gramy poza naszym domem,
A gdy wygramy z jazgarzewską „Spartą”,
Bez wątpienia trafimy już na ligę czwartą.
Co będzie nie lada sukcesem dla klubu
Obiecuję, nikt nie będzie ziewał z nudów,
A teraz – adieu, do widzenia,
Po takim dniu trzeba mi wytchnienia,
Lecz oto wiadomość nad ranem znienacka,
„Sparta” poza burtą, to nie lada gratka,
Podolszyn przeszedł dalej karnymi rzutami
Więc my 11-go, zamiast u nas, z GKS-em gramy,
Nie wiem czy zdajecie sobie wszyscy sprawę
Jest to V runda rozgrywek na trawie.

IV RUNDA Pucharu Polski na szczeblu okręgowym

„KORONA” – „Groma” Warszawa liga okręgowa (grają grupie II, warszawskiej) 5 : 2 (0 :1)

Środa 4-go września 2019 roku o godzinie 17-tej na „Sasanka-Stadium ARENA” przy ul. Wojska Polskiego 44

Mariusz rzucił do boju w pierwszej falandze następujących warriors: w bramce po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją Krzysio Przepiórka, rodem z Baniochy; w obronie od prawej; Konrad Szymański – Jakub Jobda – Damian Folwarski – Paweł Pamrów; w linii pomocy: od prawego do lewego, poprzez środek: Karol Kacper dwóch imion Książek – Krystian Dudzicki – Jarek Michalski – Piotr Pamrów; na szpicy nie może być inaczej: Tomasz jednego imienia Folwarski. W falandze rezerwowej, czyli tuż za pierwszą, bój obserwowali najpierw z boku: Przemysław z Buczynowa Mrowiński, Przemysław z Sosinki Zowczak, znany kibicom jako „Kudłaty”, Konrad wnuczek Rysia von Dombek, Arkadiusz de Góra Górecki, Karol Guziński, Dominik Wojtas.

Już w 3 minucie ich napastnik wyszedł sam na sam, oszukawszy naszych środkowych Kubę i Damiana, ale na nasze szczęście tylko trafił w słupek. Dwie minuty później Piotruś z rzutu wolnego, ze strony ich lewej, z około 17m strzelił nieźle, lecz za lekko. W minucie 8 sekund 40-ści Kacperek powinien cieszyć się z bramki, bo sam na sam wyszedł, lecz piłka zamiast w siatce, odbiwszy się od nóg bramkarza, wylądowała na rogu. Cały czas nasza przewaga, cały czas utrzymujemy się przy piłce, kibice myślą, że to „czarni” grają w okręgówce, a „żółci” to beniaminek „A” klasy, świeżo upieczony. Lecz im przypominam, że to koronersi grali w całych czarnych, a w żółto-czerwonych drużyna z Pragi Południe, dokładnie z Gocławia, a mecze rozgrywająca w Rembertowie, przy ulicy Strażackiej 121.

W tym dniu zobaczyłem zespół, o grze którego marzyło mi się zawsze: gra szybka, wymienność funkcji, zmiana pozycji, gra od nóżki do nóżki i przy tym 100 procent dokładności, same ręce mi się składały do oklasków. Niestety, to oni objęli prowadzenie, po indywidualnej akcji tego wspomnianego na szpicy grającego „gromiaka”-warszawiaka, naprawdę zawodnika bardzo dobrego, więc nikomu nie przynosi ujmy, że zostawiał go jednym zwodem parę metrów w tyle.

O kim mówię, nie ważne, każdemu się zdarzy, że napastnik „przewietrzy go niczym wiatrak”. A to nieszczęście miało miejsce w minucie 42 drugiej połowy, więc do szatni schodziliśmy z jedną bramką po stronie strat, ale niezwykle podbudowani i pewni swego, mając na uwadze to, że piłkarsko o niebo i „grom” prezentowaliśmy się lepiej. Zresztą nie tylko pod względem gry byliśmy lepsi w 1 połowie – sytuacje stwarzaliśmy również i to takie, które mogły zakończyć się golem. Od razu, od 46 minuty drugiej połowy za bardzo dobrze grającego, ale odczuwającego skutki niezwykle szybkiego tempa gry Krystiana Dudzickiego, a pamiętajmy, że to chłopak najmłodszy w zespole, wszedł zmotywowany i skoncentrowany Przemek Zowczak, pseudonim, jak wiadomo wszem i wobec: „Kudłaty”. Przypominam tym, którzy by nie pamiętali, że teraz atakowaliśmy z południowegowschodu w kierunku północno-zachodnim. W 53 minucie jak zwykle świetnego i grającego niezwykle kreacyjnie Piotrka Pamrowa na boisko wprost wbiegł jak na prawdziwego warriora przystało Konrad Dombek i prawie od razu znalazł się w sytuacji sam na sam, niestety trafił prosto w bramkarza.

Dawno nie widziałem tak pozytywnie nastawionego Konrada. Hasał po tym lewym skrzydle niczym Robert Gadocha, za swoich najlepszych czasów. W 55 minucie Adi z głowy prosto w bramkarza, ale brakowało niewiele, czyli nasze ataki nie ustawały na moment; składne, piękne, takie mecze chciałoby się oglądać na kanale plus – nasi ekstraligowcy mogliby brać lekcje u team`u Szewczyka, nie żartuję powinni przyjechać do Góry na trening we czwartek i podejrzeć naszych, a szczególnie grę Jarka Michalskiego dzisiaj i Przemka Zowczaka, wszystkich zresztą bez wyjątku, to był mecz sezonu, najlepszy i dawno, dawno tak pięknie dla oka grającej drużyny na Sasance, przy Wojska Polskiego 44 nie widziałem. I oto nadeszła ta godzina, przepraszam minuta 58, kiedy sprytnym podaniem, wyjadacz stary Kacper podał do Kudłatego, a ten ze szpica, jak mawiał trener Mościcki, strzelił swoją pierwszą bramkę.

To jeszcze bardziej nas uskrzydliło, te ataki były wprost szaleńcze, nie wierzyłem oczom, że tak grać potrafią, choć wiedziałem, że kiedyś tak będzie – nie wiedziałem, że tak szybko, pół roku to trwało, od momentu pierwszego treningu z Mariuszem Szewczykiem. Bravo trenerze, bravo chłopcy. W 59 minucie znów w wysokiej formie będący Jakub Jobda otrzymał żółtą kartkę. W 60 Konrad Dombek mógł cieszyć się z gola, niestety przeniósł piłkę lekko nad poprzeczką, ale akcja przednia i w jego stylu, szybka. W 64 minucie zmęczonego, ale bez zarzutu grającego Piotrka zastąpił Mrówa. Lecz tej akcji w minucie 65 kibice nigdy nie zapomną. Po niezwykle celnym i dokładnym dośrodkowaniu z prawej strony przez Jarka Michalskiego, Tomek, jak już nie raz mówiłem, następca Sandora Kocisa, tak uderzył z głowy w okienko brameczki, że podejrzewam, nogą trudno byłoby tak silnie przymierzyć. O takich golach zwykło się mawiać – historyczne, Pan Andrzej mistrz nad mistrze główki Szarmach podobną strzelił Włochom w 74-m, ale to przeszłość odległa.

Wszyscy z miejsc wstali na SASANKA ARENA STADIUM. Dobra nasza, komuś uszy opadły w tej chwili, ale nie to my nimi byliśmy. Szyman był tak wyczerpany, że się w końcu przewrócił, a przecież to twardziel. Wszedł za niego Dominik w 69-tej. Trzy minuty później po drugiej żółtej kartce jeden z gromowców opuszczał boisko, graliśmy z przewagą, lecz raczej nie z tego powodu 3 gola Kudłaty uzyskał, a w stylu jaki to zrobił, to aż nie do wiary, Sosinka będzie dumna z niego. Gdy zaraz po minucie, a więc gdzieś 73 oni strzelili kontaktową bramkę, niewiele to zmieniło, ponieważ według mnie ta ich bramka, to wynik ich braku kultury piłkarskiej, bo my w tej chwili stanęliśmy, oczekując gwizdka sędziego za faul na naszym graczu, a który to był , to umknęło mi w ferworze. Tak bywa, sędzi puścił akcję, a Gocławiaki zapomnieli co to jest fair-play. Nie ważne, można rzec, bo Adi z karnego, podyktowanego za faul oczywiście na Przemku Zowczaku, spokojnie jak na kapitana przystało wykorzystał szansę – cieszyliśmy się wszyscy z czwartego gola. Jeszcze wcześniej, wściekły zachowaniem piłkarzy ze „stolycy” , będąc już na ławce od minuty, Kacper dostał żółtą, co jest rzadko spotykane na boiskach, ale go rozumiem, bo nieładnie, niehonorowo zachowali się przeciwnicy.

W 80 minucie spotkania za Kubę Jobdę wszedł Arek Górecki a w 83 znów ten niesamowity Dombek wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale znów nie miał szczęścia, minimalnie przestrzelił i znów nad poprzeczką piłka poszła. Zapomniałem powiedzieć, że za zdenerwowanego, ale jakże mającego wielki pozytywny wpływ na dobrą grę naszego zespołu Kacpra, na boisko wszedł Karol Guziński. Dwie minuty przed końcem Jarek też zaliczył żółty kartonik, ale pucharowe mecze rządzą się takim prawami, że „trup ściele się gęsto”. I gdy się wszystkim wydawało, że „to już koniec” i dla Gromu „nie ma już nic”, sędzia dolicza 5 minut, ale to były minuty doliczone, jakby na nasze potrzeby, ponieważ po indywidualnej akcji Jarka, który mógł sam strzelać, jednak on, stary wyjadacz, zachował się jak nie przymierzając, profesor Sorbony – podał do Przemka, zupełnie nie obstawionego i to on właśnie w tej chwili zaliczył klasycznego hat-tricka. W ostatniej minucie dogrywki mógł nawet pokusić się o czwartego swojego gola w tym spotkaniu, ale trafił w słupek. Zapewne zapytacie, co jest najważniejsze w grze drużyny Mariusza Szewczyka? Otóż bez namysłu odpowiadam, jednym z kluczy do jego sukcesu jest to, że wchodzący z ławki zawodnicy niczym nie ustępują tym z pierwszego składu. Jak wchodzą, to są wzmocnieniem i dają różnicę, a nie zagrożeniem jak to kiedyś bywało, kiedy zawodnik rezerwowy, wchodzący na boisko nie wiedział za dobrze, na którą bramkę atakuje.

Teraz, żeby gołosłowny nie być pokaże Państwu tabelę Ligi Okręgowej grup II warszawskiej, aby udowodnić, że z nie byle jakim zespołem wygraliśmy, eliminując go z rozgrywek:

Poniżej zaś przedstawiam jakie wyniki w dotychczasowy 4 spotkaniach ta drużyna uzyskała: w 1 kolejce na wyjeździe uległa 14 sierpnia „Sparcie” Jazgarzew 2 : 3, w następnym, domowym spotkaniu 18 sierpnia, przy ul. Strażackiej w Rembertowie wygrała z drużną „Ryś” Laski 2 : 0. W kolejnym spotkaniu, tym razem wyjazdowym w Błoniu 25 sierpnia pokonała tamtejszą „Błoniankę” II 3 : 2, w ostatnim swoim meczu ligowym u siebie 31 sierpnia, przy Strażackiej 121 w Rembertowie, pokazała wyższość drużynie LKS Chlebnia, wygrywając 3 : 1. Ograliśmy zatem zespół z czołówki Ligi Okręgowej Grupy II – nie ma dwóch zdań, proszę więc nie marudzić i wydziwiać, że to przypadek, wypadek przy pracy. Ci chłopcy z Warszawy grali naprawdę dobrze i przy tym ambitnie; widać gołym było, ze im zależy na awansie. Nie spodziewali się, tak mi się wydaje, że będą mieli do czynienia z zespołem nie tylko równorzędnym, ale bez przesadnej skromności można rzec, pod każdym względem lepszym.

GKS Podolszyn to zespół występujący w IV grupie warszawskiej „B” klasy. Pod dwóch kolejkach spotkań z kompletem 6 pkt zajmuje miejsce 3, ustępując tylko bramkami, bo tych strzelili 10, a stracili 2 zespołom KS „Sokół” Budki Piaseckie – bramki 12 : 1 i KS Teresin II, którzy strzelili 10 a stracili jedną. W 1 kolejce Podolszanie wygrali na wyjeździe z KS Guzovia 2 : 0, a u siebie wysoko wygrali z KS „Naprzód” II GOSiR Stare Babice. Ci chłopcy z wioski z gminy Lesznowola, leżącej na północny-wschód od Lesznowoli, na południowy-zachód od Ład i na zachód od Zamienia, nam znajomego z „B” klasy, bardzo dobrze sobie radzą, więc wygrana z drużyną grającą o dwie klasy wyżej wcale mnie dziwi. Jeśli ktoś lekceważy tych chłopaków, musi się liczyć z tym, tak jak zawodnicy „Sparty” Jazgarzew, że będzie schodził z boisko „wkurzony”. Nie pozostaje nic innego jak zamawiać autokar i zapewne Łukasz Drewicz, kierowca dla nas szczęśliwy, były piłkarz zresztą Koroniaków, zawiezie nas do Raszyna, tak nie do Podolszyna, ponieważ zespół ten nie mając swojego boiska, mecze u siebie rozgrywa właśnie w pobliskim Raszynie. Niech szykują się również kibice nasi, wierni, którzy miejmy nadzieję z radości zatrzymają się po drodze. Jestem przekonany, że 25 września w rundzie VI trafimy na jeden z zespołów IV-to ligowych, a wówczas ARENA-SASANKA-STADIUM będzie „pękać w szwach.” Oby to się spełniło, a jeśli nawet trafimy na okręgówkę, to też na pewno będzie to drużyna bardzo dobra pod względem poziomu piłkarskiego.

A na razie – mecz ligowy w niedzielę, ze „Świtem” Warszawa o godzinie 15.00. Zapraszamy serdecznie szanowną publikę, jak mawiano w XIX wieku.