Jak to dobrze mieć Folwarskich w zespole. Niedziela dnia pierwszego września roku 2019 okrągła 80 rocznica napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę, a u nas na Wojska Polskiego 44 drugi nasz mecz w „A” klasie z „Amplerem” Nowa i drugi raz tzw. domowy, choć ja wolę te dawniejsze określenie: „u siebie”.
W II kolejce ze względu na wycofanie się z rozgrywek KS Konstancin pauzowaliśmy, zresztą każdy z pozostałych 12 zespołów taką pauzę zaliczy lub już zaliczyło, ponieważ grupa III warszawska w powyższego powodu zamiast z 14 składa się z 13 zespołów. My w każdym bądź razie mamy już tę nieoczekiwaną przerwę za sobą i można rzec, bardzo dobrze, że mamy już ją za sobą, bo każda przerwa w tym cyklu sobota lub niedziela i za tydzień znów sobota lub niedziela, niesie za sobą niebezpieczeństwo wypadnięcia z tego tygodniowego rytmu, a jeśli drużyna gra jeszcze w Pucharze Polski, to ten cykl skraca się do trzech albo czterech dni odpoczynku między meczami, co z punktu widzenia utrzymania optymalnej formy jest lepsze niż dwutygodniowa „posucha”.
W pierwszej kolejce przechodziło to samo Piaseczno II, a we wczorajszej III-iej „Jedność” Żabieniec. Ale revenons a nos moutons, czyli do naszych braci Folwarskich, po mazursku Folwarszczaków i ta druga forma jest według mnie piękniejsza, aczkolwiek wraz z odchodzącym starszym pokoleniem, zanikająca. Niestety język jest tak żywy, jak ludzie, więc podlega nieuniknionym zmianom i tak jak trudno byłoby nam się dogadać, nawet z użytkownikiem języka literackiego sprzed 200 lat, nie mówiąc już o użytkowniku gwary Mazurów Czerskich, tak samo, jeśli się świat nie „rozkraczy” przez swoją głupotę i pazerność, ten Polak za lat 200, czytając jakiś tekst przez nas teraźniejszych napisany, będzie raczej musiał posiłkować się słownikiem „staropolszczyzny”, bo tak jak dla nas ten sprzed 200 lat język polski jest staropolszczyzną, tak dla nich język polski Anno Domini 2019 będzie staropolszczyzną, być może bardziej archaiczną niż dla nas mowa Mickiewicza, Słowackiego i trochę wcześniej Karpińskiego i Krasińskiego. Co ja z tym językoznawstwem, o Folwarskich i spółce miało być i o ich „koncercie” w dniu tak dla każdego Polaka szczególnym.
Czekaliśmy na ten mecz z obawami, o których powyżej wspominałem już wcześniej, ale również z nadziejami na utrzymanie dobrej passy samych zwycięstw: w Pucharze Polski z Piasecznem II 3 : 1 oraz „Relaxem” Radziwiłłów 7 : 1, obydwa spotkania rozgrywając na wyjazdach oraz w „lidze” z „Nadstalem” Krzaki Czaplinkowskie. Jednak najczęściej strach ma wielkie oczy, a w piłce kopanej szczególnie. Oczywiście te obawy nie wychodziły od piłkarzy, oni byli dobrej myśli i co jest krzepiące, bo kiedyś z tym było nie najlepiej, pewni i świadomi tego, że są dobrze przygotowani, tak mentalnie, jako i fizyczno-taktyczno-technicznie, co może wygląda na dziwoląga językowego i nim jest, ale dla znających się na rzeczy, raczej chyba zrozumiałym będzie. Pogoda piękna, jak zwykle tegorocznego sierpnia, nawet upalna, co już może nie jest dla piłkarza takie przyjemne, ale pocieszające było to, że to i dzień co raz krótszy, a więc, i słoneczko wcześniej za horyzontem się skryje, przynosząc wszystkim ulgę, a najbardziej tym biegającym po zielonej murawce naszego „sto”, przepraszam dwutysięcznika, w dzielnicy „Sasanka”, wcześniej „W lesie kleinowskim”, dawniej w „Weteranowie”, a jeszcze wcześniej w „Stefanowie” się znajdującym.
A oto i niespodzianka. Na trybunach spiker, i muzyczka; jeśli się nie mylę, to bracie Zięcinowie, „starzy didżeje” od dzisiaj już w każdym meczu Koronersów u siebie będą rozkładać swoje nagłośnienie i puszczać swoje „decybele”. Właśnie o czym niżej napiszę, jeden z Zięcinów, przeczytał przez mikrofon i poinformował w ten sposób wszystkich obecnych na stadionie kto z naszych zagra w pierwszym, a kto na rezerwie posiedzi, aczkolwiek z „gościami”, przepraszam z gośćmi to już inna sprawa, zresztą nie sądzę, aby ktoś z obecnych znał chociaż jednego chłopaka z Nowej Wsi. W bramce już po raz drug z rzędu w wyjściowej jedenastce w meczu mistrzowskim Marcin „Rocky” 83-y Rosłonek, od prawej w obronie: Konrad Szyman 11-ście von Rybie Szymański – Jakub Kuba de Brześce18-ście Jobda – Damian „Folek Młodszy” de Czersko 92-a Folwarski – Dominik Domin 14-ka de Krzymów Wojtas; w pomocy: Adrian Adi Kapitan de Gora 13-ście Antosz – Krystian Dudzik 8-m z Czaplinka Dudziński – Przemek von Sosinka „Kudłaty” 5-tka Zowczak; na skrzydłach: na prawym Konrad von Gora 16-ka Dombek, na lewym Piotr z Bliźniaków 12-ka Pamrów i na szpicy wszystkim szeroko znany Tomasz de Czersko herbu Wilcze Kosy klasyczna 9-tka Folwarski. Natomiast przynajmniej przez jakiś okres mieli się „wygrzewać na słoneczku”: jako drugi bramkarz Dawid Guzik de Brześce 96-ść Guziński, piszący się z Wielkiego Guzowa, dalej w porządku przypadkowym: Kacper van der 93-y Książek, Paweł 69-ć z Bilźniaków drugi Pamrów, Karol jak wyżej z Guzowa 19-ście Guziński, Jakub „Mały” 4-ka de Konstancino Biernacki oraz Jan z Góry Dziura 22-ka Dziuraniuk; do boju ich poprowadził: Mariusz de Konstancino-Jeziorna herbu własnego Szewczyk oraz również z nimi zażywający ostatnich kąpieli słonecznych kiero Miro Mirosław Antoni Turzyma piszący się z Wiśniewa Wiśniewski.
Zaczęliśmy z animuszem od śmiałych ataków, piłeczka chodziła nam zgrabnie od nóżki do nóżki, a jak mawiał nieodżałowany świętej pamięci mój trener, a wcześniej wybitny stoper i wieloletni kapitan Warszwskiej „Gwardii” Ryszard Kielak: „ty do mnie, ja do ciebie, ty do mnie ja do ciebie” i jak na razie to żartobliwe określenie starego warszawiaka, a bardziej po dawno-warszawsku „warsiawiaka” z robotniczej Woli, odzwierciedlało bardzo dobrze sytuację na boisku do 22 minuty pierwszej połowy spotkania. Oczywiście, że to ładnie wyglądało dla oka, jak nasi cały czas utrzymywali się przy piłce i jeśli ktoś zmierzył tzw. posiadanie piłki, po angielsku possession, to na pewno po naszej stronie było 70 procent, a po stronie gości jak wynika z rachunku 30. Posiadanie piłki a strzelanie goli lub przynajmniej wypracowywanie sobie dogodnych sytuacji, to zupełnie coś innego. To o czym mówił trener przed meczem nie do końca chłopaki realizowali. Brakowało przyśpieszenia, zmiany tempa gry, a szczególnie celnego prostopadłego podania na schodzących do środka skrzydłowych, ewentualnie szybkiego, zaskakującego zagrania do pozostającego tyłem do bramki Tomka, który lubi odegrać z „klepki”, a robi to bardzo dobrze.
Pomocnicy jakby zapomnieli o tym; również boczni obrońcy nie dublowali skrzydłowych schodzących do środka, stworzywszy by w ten sposób przewagę liczebną, jakże ważną w sytuacji, kiedy przeciwnik cofnął się całą jedenastką na swoją połowę. Czego jeszcze brakowało? Ano takiego strzału zza 16-ki, którym w 22 minucie popisał się Piotrek Pamrów, tak silnym i tak celnym, że bramkarz ledwo zdołał ją odbić od siebie, właśnie odbić, nie złapać, a na takie „kąski” czyha tylko nasz niesamowity Tomasz, któremu nic innego nie pozostało jak skierować piłkę obok dopiero co podnoszącego się z ziemi bramkarza gości, skądinąd bramkarza świetnego i pewnego, o bardzo dobrych warunkach fizycznych.
I tak oto objęliśmy prowadzenie i dalsze gole wydawały się tylko formalnością, lecz trzeba też i o tym pamiętać, ze pomimo wg mnie przynajmniej tego, iż piłkarsko „Ampler” od nas prezentował się gorzej, to jednak tworzy drużynę solidną i ułożoną piłkarsko. Przecież w drugiej kolejce pokonali Piaseczno II, co może nie byłoby takie nadzwyczajne, gdyby nie to, że drugi zespół Piaseczna został wzmocniony kilkoma zawodnikami, występującymi na co dzień w IV lidze. Podobnie w I kolejce z drugim zespołem „Ożarowianki” Ożarów Mazowiecki na wyjeździe zremisowali 2 : 2. Zespół z Nowej Wsi zaliczyłbym do tych lepszych w „A” klasie, choć może niektórzy są odmiennego zdania. Ja jednak twierdzę, że jest to zespół niezły, aczkolwiek kłótliwy i dyskutujący z sędziami, co zresztą jak później zobaczyliśmy zbytnio się nie opłaca. Z tego co można było usłyszeć, napędza swoich podopiecznych do nerwowych reakcji sam trener, który z sędziami nawet nie dyskutuje, ale się kłóci co chwila, co raczej zawodników nie uspakaja, wprost przeciwnie podburza. Pretensje zatem mogą mieć tylko do siebie, bo sędzia prowadził zawody poprawnie,moim zdaniem.
Od tej 22 drugiej minuty wynik w pierwszej połowie nie uległ zmianie i obraz gry był podobny – nasze ataki, to lewą, to prawą stroną, którym jednak brakowało tego ostatniego mocnego akcentu w postaci celnego, mocnego strzału lub sprytnego, szybkiego podania, do zawodnika albo dobrze ustawionego albo wychodzącego na dogodną pozycję czyli sam na sam z bramkarzem. W 40 minucie Jakub Jobda, debiutujący w oficjalnych rozgrywkach , bo puchar rządzi się odmiennymi prawami otrzymał żółtą kartkę i mimo żółtego kartonika, trzeba przyznać, że spisywał się znakomicie, bezbłędnie, a każdy obrońca musi również brać i to pod uwagę, że żółte kartki są jakby przypisane bardziej piłkarzom tej linii niż pozostałym formacjom. W szatni Mariusz podjął decyzję, że po przerwie Konrada Dombka zmieni Kacper Książek, rzecz jasna z tym przyimko-zaimkiem „van der”, świadczący o tym, że o „Niederlandczyku” mowa. I gdy się wydawało, że Kacper poderwie zespół do bardziej skutecznej i efektywniejszej gry stało się to, czego nikt się spodziewał. Ale… niestety słońce wówczas stało się dla nas niełaskawe, ponieważ po rzucie wolnym podyktowanym za faul bodajże Dominika na prawym skrzydłowym gości, Marcin Rosłonek, nasz nowy golkiper, został tak oślepiony słońcem, że piłka uderzona z wolnego ani wcale za mocno, ani wcale aż tak precyzyjnie, wylądowała kuriozalnie w siatce naszej bramki, gdyż wylosowaliśmy tę połówkę od strony południowo-wschodniej,a słońce o tej porze roku i o tej właśnie godzinie znajduje się na wprost tej wspomnianej bramki.
Choć to ewidentny Marcina błąd, to jednak takie sytuacje się zdarzają i nie ma co długo się nad tym rozwodzić. I my właśnie tak uczyniliśmy. No cóż, każdy zespół grający w piłkę musi brać pod uwagę i to, że nawet gorzej grający przeciwnik potrafi nieraz doprowadzić do remisu, a nie raz objąć prowadzenie. Na szczęście trener Szewczyk jeszcze w tamtym sezonie nauczył chłopców jak trzeba grać w momentach, kiedy przeciwnik „łapie drugi oddech”, a nam po prostu nie idzie. Wpoił chłopakom spokój i opanowanie w takich sytuacjach, a szczególnie to, żeby „nie daj Boże” od razu rzucić się do odrabiania strat. Powiem szczerze, że właśnie ten spokój całego zespołu, kiedy ja siedzący na ławce mam problemy z jego zachowaniem, najbardziej mi imponuje, ponieważ doskonale pamiętam, że kiedyś były z tym ogromne problemy i jeden z powodów naszych spadków, najpierw z okręgówki, a później z „A” klasy. Była dopiero 2 minuta po przerwie, czyli 47 kiedy to smutne zdarzenie nam się przytrafiło. Mecz zaczyna się od nowa, jak mawiają piłkarze i mają rację, bo to bardzo niebezpieczny wynik to 1 : 1 i każdy ma gdzieś tam z tyłu głowy zakodowane, że w takim momencie najmniejszy błąd i chwila dekoncentracji mogą sprawić, że z boiska będzie się schodziło z opuszczoną głową.
Ale od czego jest taki taktyk jak Mariusz Szewczyk. Widząc, co się dzieje na boisku,a najlepiej się nie działo, każe Jarkowi rozgrzewać się mocniej i w 61 minucie wprowadza go na boisko, za bardzo zmęczonego, ale jak zwykle walecznego Krystiana z Wielkiego Czaplinka Dudzik Dudzickiego. Jarek trzeba przyznać utrzymuje tę wysoką formę i wspólnie z Kacprem, który również ma wielką ochotę do gry, inicjują ataki, które są coraz szybsze i przez to zaczynają zmuszać przeciwnika do popełniania błędów. I o to właśnie chodzi. W 76 minucie spotkania zawodnik gości zostaje ukarany drugą żółtą, czyli w konsekwencji musi opuścić boisko, ale według mnie to nie ma większego wpływu na akcję, którą za dosłownie minutę lewą stroną przeprowadził Kacper Książek, bowiem w minucie 77 tak imponująco zakończył swój rajd, wykładając jak na talerzu piłkę Damianowi Folwarskiemu, który w swoim stylu poszedł do przodu i pięknym plasowanym pasem umieścił piłkę w bramce gości, tym razem tej leżącej od północnego-zachodu.
Ach ten Damian chciałoby się rzec, nie po raz pierwszy zresztą. Znów na boisku najlepszy i znów bardzo skuteczny. Ostatnio, wliczając tamtą rundę wiosenną, nie zdarzają mu się słabe występy – piłkarz kompletny, nie mam słów, bo podziw dla jego gry zapiera w dech w piersiach, pozostają tylko ręce złożone do oklasków. Każdy trener marzy, żeby mieć w swoim składzie tak dobrego i ułożonego, ciągle się rozwijającego gracza. Wydaje mi się, że to wcale nie przesada, bo jemu „sodówka” nie grozi, a zresztą należy się chłopakowi, bo mu to z księżyca nie spadło, lecz z ciężkiej harówki na treningach, a jeśli nie wierzycie to zapytajcie trenera. Pomimo tego, że Mariusz jest ostrożny z ocenami zarówno w jedną jak i w drugą stronę, to w tym wypadku musi mi przyznać rację, jestem tego pewien, choć wcale o tym z nim nie rozmawiałem. Gdy prowadziliśmy 2 : 1 to już od dwóch minut na boisku znajdował się z Paweł zamieniwszy brata. Też dał mocną zmianę, pokazał się z dobrej strony. W 78 Dominika zastąpił Karol i jego pojawienie się na boisku to strzał w 10-kę, ponieważ jego rajdy prawą stroną dezorientowały zupełnie przeciwnika, tym bardziej, że Szyman coraz częściej dublował jego pozycję i wówczas obaj byli nie do zatrzymania.
To, że nie strzeliliśmy w tym okresie przynajmniej dwóch bramek, to tylko z powodu niezdecydowania Przemka Zowczaka, któremu w ogóle w tym meczu brakowało takiej pewności siebie, tym bardziej, że dostawał podania, które winny zakończyć się golami. W 84 drugiej połowy znów zawodnik gości został ukarany drugim żółtym kartonikiem i znów jak poprzednik musiał przymusowo udać się przed czasem do szatni. Grali więc w 9- ciu, a my nie mieliśmy litości i minutę później Kacper znowu obsłużył bezbłędnie jednego z Folwarskich tym razem Tomka, który po raz drugi w tym meczu wpisał się na listę strzelców. Łatwo się mówi – a mówi niejeden – przecież tylko nogę wystarczy, że dostawił. No ta ja takim malkontentom i takim szydercom odpowiadam, to dotknij jeden z drugim tę nogę, dlaczego tego nie robisz jak znajdujesz się w takiej samej sytuacji jak Tomek. Pozwólcie, że ja za was odpowiem. Bo Tomek ma to coś, czego się nie nauczysz, czego nie wyćwiczysz, on ma talent i on się urodził po to, żeby strzelać bramki. Od dzisiaj więc nie mówicie, że wystarczyło dostawić nogę, bo noga a noga to różnica.
I tutaj właśnie dochodzimy do naszego tytułu, właściwie jest to odpowiedź na nasz tytuł, bo jak tu się nie cieszyć, gdy ma się u siebie takich Folwarskich, a lepiej powiedziawszy Folwarszczaków. W ogóle ta Korona ma do takich braci szczęście: dwóch Dudzińskich i bliźniaków, dwóch Pamrowów i bliźniaków i dwóch Guzińskich z różnicą wieku taką samą jak między Tomkiem i Damianem, czyli dwóch lat: Karol starszy Dawid młodszy. Niesamowite i chyba unikalne poza Górą. I co zastanawiające na co dzień nikt nawet jeszcze jak dotąd o tym fakcie nie wspomniał, a przecież nie jest to takie oczywiste, włącznie ze mną. Po tym meczu trzeba się również cieszyć z bardzo dobrego występu Kuby Jobdy i bez żadnej przesady można go zaliczyć do jednego z najlepszych w tym dniu. Z Damianem tworzyli mocny “mur” niczym rzymskie „castrum”, dopiero co wzniesione przez legiony Publiusza Serviliusza Priskusa, szwagra Kwintusa Fabiusza Metelusa, którego przecież dobrze pamiętacie, bo on to właśnie był bratankiem Luciusza Cecyliusza Metellusa Dentera, a ten to już na pewno wiecie, przez matkę spokrewniony był z rodem Gajusza Klaudiusza Pulchera.
A bientot! Les jeunes jouers! An avant vainqueurs! A mercredi dan le stade dans la rue d`Armee Polonaise.
P.S. Wyniki, tabele, statystyki.