Wesele „Parysa”
1) Parys – ten przez którego Grecy zburzyli starożytną Troję (to pierwsze znaczenie);
2) Parys – piłkarz drużyny „Orła” Parysów (drugie znaczenie)
W niedzielę, 28-go kwietnia roku 2019 już od samego rana niepozorne miasteczko nad Wisłą, zwane kiedyś Nova Jerosolima, a obecnia Górą Kalwarią, żyło meczem piłkarskim. Ludzie wychodzący z kościoła, po porannych i południowych mszach oraz przesiadujący w pubach, których ci jest u nas siła, o niczym innym nie rozmawiali, jak tylko o meczu na szczycie przy Wojska Polskiego 44. Tym razem, miało przyjść się nam zmierzyć z chłopakami z dawnego miasteczka, które założył kasztelan zakroczymski, Florian Parys, na miejscu dawnej wsi Siedźcza i które w roku 1538 otrzymało prawa miejskie magdeburskie. Nazwa sama właśnie od tego magnackiego rodu pochodzi, do których Parysów należał aż do roku 1721, kiedy to Adam Parys miasteczko po prostu wziął i sprzedał, „wział i pradał, kakby skazał Nikałaj Gogol” (Gogol to niestety, nie playmaker „Spartaka”!).
Parysowie sprawowali wysokie urzędy i godności na zamku czerskim i w całym ówczesnym województwie mazowieckim. Po mieście pozostał układ średniowiecznego miasta, z rynkiem i odchodzącymi odeń prostopadle ulicami.
W ramach represji po Powstaniu Styczniowym, batiuszka car Alieksandr wtaroj prawa miejskie Parysowowi odebrałi i ostała się wioska z rynkiem, podobnie jak w niedalekim Czersku. Aczkolwiek w porównaniu z takim starożytnym Czerskiem, jest tutaj siedziba gminy z wójtem i rajcami. Ale nie o tym mieliśmy rozważać.
Już o 14-tej, kiedy godzina dzieliła wszystkich od meczów, tłumy waliły pod dawną „strzelnicę”.
Zanosiło się na rekord frekwencji na górskim stadionie, kiedy to jak grom z jasnego nieba wszyscy usłyszeli, że meczu nie będzie. Nikt nie chciał uwierzyć, a szczególnie „kalwaryjscy tifosi”, którzy pukali się w czoło, a informującym z uśmiechem tylko rzucali zdawkowe: „że prima aprilis” to już był i takie cienkie żarty, to nie z nimi.
Siedzieli nieugięci na swych plastikowych krzesełkach i cierpliwie czekali aż z budynku, pamiętającego lata sześćdziesiąte, wyłoni się wreszcie arbiter a za nim przyjezdni zza Wisły.
Każdy nerwowo spoglądał w kierunku „kolejowego” szlabanu, ale niestety, oprócz tłumu kibiców, śpieszących się z obawy przed niedostaniem biletów….nikogo nie było widać.
„Boliejszcziki” dopiero uwierzyli, że jednak meczu dzisiejszej niedzieli nie będzie, kiedy na boisku ukazał się młodziutki sędzia i oznajmił, że po 15 minutach odgwiżdże walkower dla gospodarzy, pod warunkiem oczywiście takim, że w przeciągu kwadransa piłkarze z Parysowa ostatecznie się nie stawią nad „san osir-o” przy ul. Wojska…., a dalej to wszyscy wiedzą.
Jednak to tylko była regulaminowa kurtuazja w stosunku do gości, bo przecież wtajemniczeni wiedzieli, że się nie pojawią z powodu siedem dni trwającego wesela jednego z piłkarzy Parysowa, wspomnianego w tytule Parysa, w pobliskich, leżących na południowy zachód Choinach.
Tak to bywa, ale tradycja to rzecz święta, a wesele tym bardziej. Szkoda, że chłopcy z Parysowa nie przyjechali, a szczególnie należy współczuć naszym wiernym, górskim kibicom, którzy jak zwykle nie zawiedli. Zawodnicy też – z kapitanem Adrianem Antoszem na czele nie byli zbytnio bardzo zadowoleni z faktu, że mimo zdobytych 3 punktów, nie mogą pokazać swojej wysokiej formy.
Florian Parys przewraca się w grobie i gdyby żył w dzisiejszych czasach, na pewno udzieliłby dyspensy swoim, jakby nie było poddanym, od przykrego obowiązku uczestnictwa w męczącej i wymagającej poświęcenia imprezie.
Teraz nie pozostaje nic innego jak czekać do następnego meczu u siebie z ULKS „Grom” Prace Małe, ale zanim to nastąpi, 4 maja o godzinie 14-tej ze stadionu, a o 14.15 spod „Domu Piłata” (62, 5 m na południowy wschód w kierunku dawnego „Domu Dziecka, obecnie popularnej pizzeri „Biesiadowo”) ruszamy na podbój wszystkim bardzo dobrzej znanej Glinianki, która przypomnę niektórym, znajduje się na północny wschód od Nova Hierusalem i 5 km od trasy krajowej nr 17; od ronda w Kołbieli w lewo przez Wolę Ducką, jadąc od strony Grójca, to około 16 kilometrów koma 3.
Ciekawostką jest, że ta wieś, składająca się z dwóch sołectw: Glinianki I i Glinianki II, mająca odpowiednio: 807 i 176 mieszkańców, posiada najnowocześniejsze nawodnienie boiska oraz profesjonalne oświetlenie, gdy tymczasem niejaka Góra Kalwaria, posiadająca 11 942 mieszkańców, nawodnienie boiska, a i owszem ma, które i owszem najnowocześniejsze było, ale w latach 30-tych XX wieku, na boiskach Ruchu Wielkie Hajduki (dawna nazwa „Ruchu” Chorzów ) i „Pogoni” Lwów.
Oświetlenie również jest, ale jeśli chodzi o boisko główne, to widniej jest w czasie pełni księżyca niż po włączeniu owegoż „oświetlenia-zaciemnienia”, ale jak to w naszym miasteczku, jak zauważył trafnie książę poetów biskup Ignacy Krasicki:”….Zgoła wszystko niezamożnie, pusto, głodno, lecz pobożnie…”
Dla tych, którzy nie wiedzą: oświetlenie boiska, spełniające normy dobrej widoczności w czasie treningu i w czasie rozgrywania meczu, to takie, które choćby oświetla boisko sztuczne, pełnowymiarowe, a znajdujące się na obiektach sportowych Ośrodka Sportu i Rekreacji w Piasecznie, z którego na co dzień korzysta KS Piaseczno.
U nas niestety takiego oświetlenia również nie mamy, ale może „kiedyś”, które słyszymy już od niepamiętnych czasów i „które” zapewne będziemy słyszeli jeszcze bardzo długo: ja stawiam na 10, 20 lat. Nie wiedzą tego dokładnie nawet nasi, zmieniający się włodarze, a jeśli już, to tylko przed wyborami.
„Im dalej w las”, jak mówi staropolskie przysłowie, pamięć ta, coraz bardziej się zaciera, a pod koniec kadencji – nie pamięta już nikt, że cośkolwiek obiecywał. Jak na złość, niestety nie żyjemy w czasach dowcipnego Biskupa Warmińskiego, w których czytać i pisać umiało niewielu, ale teraz, w epoce elektronicznych i cyfrowych nośników, na których „i to i owo” się zapisało, „i to, i owo” pozostało , a jak na złość dla niektórych, pozostanie.
Ale z drugiej strony, patrząc z tzw.: modnej dzisiaj: „perspektywy czasu”; niewielu się tym przejmuje i w czasie następnych kampanii, ponownie powiela „obiecane kotleciki”, wychodząc z cynicznego założenia, że „obscurus populus”(ciemny lud) każde obietnice przyjmuje „za dobrą monetę”, co jest według mnie nieprawdą i jak historia uczy, niejedni „przejechali się” na takim, delikatnie mówiąc, niehonorowym postępowaniu, którego raczej należałoby się wstydzić i które, tak uważam, splendoru obiecującym nie przynosi.
„Mais” (wymawia się: „me”), jak mawiają nasi francuscy przyjaciele, „revenons a nos moutons” ( wymawiamy: „reweną, a no mutą”), czyli dosłownie: „powróćmy do naszych baranów”. Jeszcze szybki rzut okiem na tabelę warszawskiej klasy „B” grupy 2-iej:
Jak powyżej doskonale można zauważyć Ks Glinianka zgromadziła w 15-tu meczach 29 pkt, a my mamy tych punkcików 35 w 14 spotkaniach. Walkowera z Parysowem jeszcze nam oficjalnie nie zaliczono, dlatego w rubryce: „ilość meczy” stoi obok nazwy naszego klubu liczba 14, podobnie zresztą jak ma to miejsce z „Orłem” Parysów, pomimo rozegrania już 15- tu kolejek spotkań.
Myśląc o awansie nie możemy być bojaźliwi, oczywiście pamiętając o szacunku i przede wszystkim o tym, żeby żadnego przeciwnika nie lekceważyć. Glinianka to dobry zespół, jak na poziom „be-klasowy”, ale to nas powinny obawiać się inne zespoły, w tym sympatyczna skądinąd drużyna Glinianki.
Zespołowi z Tarczyna w końcu zaliczono 3 punkty w spotkaniu u siebie z Sobieniami Jeziorami, które dla tych co nie wiedzą lub zapomnieli, odbyło się 3 listopada ubiegłego roku w Tarczynie i przy stanie 2 : 0 w 70 minucie, z powodu „egipskich ciemności”, arbiter mecz przerwał, ostateczną decyzję o ewentualnym dograniu brakujących minut lub zaliczeniu wyniku spotkania z owej minuty 70-tej, pozostawiając MZPN-owi.
Wydział Rozgrywek podjął w ubiegłym tygodniu, pozbawiając złudzeń drużynę z Sobień-Jezior, przyznając 3 punkty dla Tarczyna, zaliczając te 2 : 0 z owej, przerwanej 70 minuty spotkania.
Moim zdaniem winowajcą, jeśli nie głównym tego całego zamieszania, to przynajmniej pośrednim, jest sam MZPN, zezwalając na rozpoczęcie meczu o godzinie 15-tej: z prostego powodu:na początku listopada ciemno robi się bardzo wcześnie i już o 16-tej bez sztucznego, z prawdziwego zdarzenia oświetlenia, nie da się normalnie grać, a cóż dopiero pomiędzy 16.30 i 16.45, kiedy mecz powinien się zakończyć.
Nie chcąc być gołosłownym, podaję godziny rozpoczęcia meczów w innych spotkaniach 10 kolejki z 3-go i 4-go listopada 2018:
1. „City” Wilanów – Glinianka o godzinie 10.00 4.11.18,
2. „Grom Prace Małe – „Orzeł” Parysów – godzina 13.00 też 4-go listopada, w niedzielę,
3. Zamienie – Perła II Złotokłos godzina 14-ta
4.11.18, 4. „Sokół” Kołbiel – „Snajper” Sosinka – 14-ta również 4-go i wreszcie,
5. SF Wilanów – „Korona” o 11-tej 3-go listopada, w sobotę, na stadionie Milanówka.
Jak z powyższego widać, tylko Tarczyn „uparł” się na godzinę 15-tą, a MZPN w Warszawie, ten termin bezmyślnie „przyklepał”. Z drugiej strony, może dobrze, że się tak stało, gdyż przykład z Tarczyna będzie taką „nauczką” dla wszystkich klubów i dla samego związku, żeby, ustalając godziny spotkań, brać pod uwagę i przede wszystkim sprawdzać, co teraz nie jest takie trudne, o której w danej porze roku i dnia, meczy już rozpoczynać nie należy.
Zawsze najlepszym rozwiązaniem jest: „nie za wcześnie, nie za późno”, a konkretnie, mając na uwadze dwie ostatnie kolejki rundy jesiennej: będą to godziny: 12-ta, ewentualnie 13-ta.
Ale teraz to nie nasz problem, bo przecież zbliżamy się już prawie do połowy rozgrywek wiosennych.
Wszystkie pojedynki są ważne i do wszystkich trzeba się jednakowo dobrze przygotować i to zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Jedną z ważniejszych rzeczy, na którą uczulam naszych chłopaków „z uporem maniaka” i powtarzam aż do znudzenia, jeśli nie najważniejszą na szczeblu każdych rozgrywek, a w B klasie szczególnie: to być wypoczętym, wyspanym i „nie zmęczonym”, (posługuję się „tabu”, bo jest to temat tabu) gdyż w innym przypadku wasza ciężka praca na treningach ( 3 razy w tygodniu), wasza wysoka frekwencja jak dotąd, ze średnią 15 – 17 zawodników w ciągu marca i kwietnia , wysiłek trenera, który „dwoi się i troi”, żeby zrobić , jak to się dzisiaj modnie mówi: „różnicę” – pójdą na marne.
Zaprzepaścicie wszystko co dotychczas udało się Wam osiągnąć i wytrenować. Ja jednak wierzę, że jesteście odpowiedzialni. Być odpowiedzialnym, to znaczy myśleć nie tylko o swoim własnym czubku nosa, ale o całym zespole, o klubie, o kibicach i przede wszystkim o tym, że szansa, bardzo wielka szansa awansu do „A” klasy, może się dla wielu z Was już nie powtórzyć. Wiem, że tak nie będzie, ale lepiej „dmuchać na zimne”.
Niektórzy sobie zapewne ( choć lepiej, żeby tak nie było) czasami mogą pomyśleć, szczególnie teraz, kiedy dla piłkarza „okres niebezpieczny”: „cóż się stać może, przecież jest jeszcze oprócz mnie tych 10-ciu, a tak naprawdę 17-tu ?”. Nie, drodzy mili – może się stać, ale wówczas konsekwencje pojedynczej nieodpowiedzialności „będą spijać” ci, którzy na to sobie nie zasłużyli: bo się wyspali, bo zrezygnowali z grilla, bo nie poszli do pubu, bo wreszcie woleli obejrzeć sobie film w telewizji niż wsłuchiwać się pod gołym księżycem w śpiew kumkających żabek itd.itd.
Ale oczywiście to było, tak zgadliście, na marginesie „mojej opowieści” i nie „ku pokrzepieniu serc’, ale ku przestrodze.
A żeby zakończyć bardziej optymistycznym akcentem, to zapraszam Was wszystkich do oglądania, jak zwykli mawiać nasi „złotouści” komentatorzy: „piłkarskiej uczty w postaci półfinału Ligi Mistrzów: Barcelona – Liverpool. Pooglądajmy uważnie, a najpiękniejsze zagrania i techniczny kunszt, połączony ze skutecznością i powtórzmy na kameralnym, położonym wśród lasu, boisku Glinianki.
Do zobaczenia przed telewizorami lub w samej Katalonii, a w sobotę o 14-tej dla tych ze stadionu i o 14.15 dla tych sprzed „Piłata”, w autobusie, zmierzającym na prawy brzeg Wisły.