Wczoraj wzruszyłem się niebotycznie,
I choć myśli miałem chaotyczne,
To jednak jedno do głowy mi przyszło.
Trudno wyrazić to w jednym słowie,
Trzeba by było napisać powieść.

Powieść o klubie przy obwodnicy,
Ponad 20 wiorst od stolicy.
Kiedyś mówiło się leży nad Wisłą,
Lecz obwodnica przebiła wszystko.

I choć przecieka ta nowa droga,
I jeszcze będzie trwać jej budowa,
To jednak cieszy oko każdego,
Nawet te słowa piszącego.

Ale zostawmy drogowcom drogi,
Wróćmy na stadion nasz ubogi,
Który, choć trochę zmienił granice,
Kochają go górscy kibice.

I już doczekać się nie mogą,
Kiedy tam przyjdą, a swoją drogą,
Wiemy już dobrze, co w trawie piszczy,
Nasz sen o lidze w końcu się ziścił.

Gramy pierwszego z Chylicami,
Bardzo bliskimi sąsiadami.
Pierwszy, to bardzo ważna data
I dla Mazura i dla Polaka.

Jednakże przyjdą przecież tifosi,
„Koronie” pusty stadion nie grozi.
Tym bardziej, że przybyli nowi,
Bardzo przydatni, do gry gotowi:

Radosław bramkarz, Sebastian z pola,
Filip i Kacper, to jest ich wola;
Michał i Erwin – nie wiem czy wszyscy.
Prawda jest taka fakt oczywisty.

Będziem zwyciężać, „Grom-ić” każdego,
Z nimi spotkamy się ósmego.
Nadarzyn do nas w trzeciej kolejce.
Polegnie – pewnym jest wielce.

A w WNIEBOWZIĘCIE 15-GO ?
Nie wiecie jeszcze? – do Grodziska Mazowieckiego.
Tam powalczymy, zdrowie oddamy,
„Pogoń” z uśmiechem pokonamy.

Wszyscy się dziwią, nie dowierzają
I na tabelę spoglądają.
Kolejka piąta i znów te derby,
Trzeba mieć bardzo mocne nerwy.

„Orzeł” doskoczył do nas znienacka;
Było nie było – nie lada gratka.
I choć już wszyscy ich wychwalają
I w IV lidze prawie stawiają,

To ja im mówię: hola Panowie,
Najpierw Korona – ją macie w głowie.
Bo w listopadzie, nie tak dawno,
Nie było cudu jak pod Marną.

Wszak to „Korona: była „Pany”
Mecz już nie raz był opiewany.
A w piłce nożnej, jak to bywa,
Nie gwiazdy, lecz zespół wygrywa.

My gwiazd nie mamy, tylko Szewczyka,
A on jak wiecie tych gwiazd unika.
On stawia na kolektyw młody,
Zgrany i szybki, na bój gotowy.

I przypomnicie te słowa sobie:
Derby z Baniochą możem grać co dzień.
Cóż ja poradzę, żem Mazur rodem
I zamiast „możemy” mówię „możem”.

Cóż ja poradzę, że zamiast „żyto”,
Przydarzy mi się powiedzieć „zyto”.
Jestem reliktem, co jeszcze trochę,
umie mazurzyć sobie pod nosem.

Acz jeszcze 100 lat temu przeszło,
W języku polskim by to przeszło.
Bo jak mówiłem, wszystko zależy,
Jaką to miarą się wszystko mierzy.

Lecz nie o gwarze, mazów wymowie,
Tylko o lidze okręgowej.
I nie boimy się „Orła” w ogóle,
Ani w ataku- w żadnym szczególe.

Lubimy bardzo grać z tą drużyną,
Mimo że, oni z kasiory słyną.
Bo na boisku liczy się serce,
Nie konto w banku bardzo rozdęte.

A po Baniosze, „Semp”, po nim „Sarmata”,
To już we wrześniu, w swoich komnatach.
W ósmej kolejce, dwunastego,
„Piast” Piastów, pamiętaj kolego !

Po Piaście z Ursusa traktorzyści.
Nie będą mieli żadnej korzyści.
I gdy już jesień będzie złota,
A przecież piłkarz ją bardzo kocha,

To na Arena Sasanka Stadium
Gramy z „Przyszłością” rodem z Italii.
Zaś w październiku, 3-go,
Passovia Pass, a cóż to takiego?

Grają na „Błoniance” w Błoniu,
Czasem mówią o nich jak o czarnym koniu.
Lecz nam konie nie straszne, ni dziki.
Passovia ? My mamy lepsze pasiki.

W urodziny miesiąca dziesiątego,
Chlebnia zawita na Wojska Polskiego.
Zespół solidny, poukładany,
My jednak sobie z nim radę damy.

13 kolejka, mówią pechowa.
Przesądy nam na bok schować;
My trenujemy, formę trzymamy
I z wróżek usług nie korzystamy.

A jeszcze rzeknę i tylko dodam,
Że do Brwinowa jedziemy w ostrogach,
I choć nie boso jak Grzesiuk kochany
I jego Czerniaków opiewany;

Również mojego dziadka ojczyzna,
Z dumą to mówię, do tego się przyznam,
Bo tam charakter liczył się bardzo,
Chłopaki mieli minę odważną

I na boisku, w Podziemiu, na ulicy,
W obozie, w Powstaniu, słowem w Stolycy.
Czemu w ostrogach już słyszę pytanie ?
Bo 17-go rocznica Wembley, pamiętne spotkanie.

I choć „Naprzodziaki” to nie Angole,
Lecz Brwinów – cóż taki zespół wolę.
A dwudziestego czwartego, tuż przed Zaduszkami,
„K-ae-s” Teresin u siebie mamy.
Później dwa tygodnie dla kibiców przerwa,
Święto takich wielkich jak nasz Kazio Deyna.
Zapalimy świeczki na grobach piłkarzy,
A tych pamiętacie w ten dzień tak podniosły ?
Cieślik, Smolarek, „Ezi” Wilimowski,

Szymkowiak, Wodarz, Kuchar i Peterek?
Paciorek za ich dusze, może msza w kościele.
Ważne jest co dzisiaj, teraz i obecnie,
Ale bez pamięci wszystko to zbyteczne.

Piłkarzami będziecie troszeczkę,
A są rzeczy ważniejsze, odwieczne.
Powracając znowu do współczesnych czasów,
Tydzień po Zaduszkach, czeka nas Ryś z lasów.

Lecz nie kot tu będzie bohaterem,
A obie drużyny, z trenerem na czele;
I nie runo leśne, ani też ni grzyby;
O wynik tu chodzi – zwyciężymy.

I kiedy jak zwykle się kończyło granie,
Z „Perłą” jest na Wojska Polskiego spotkanie.
A że już połowa jest to listopada,
Słota, chlapa i śnieg z deszczem pada.

Tydzień po tym, w Milanówku,
Dla jednych radość, dla innych chwila smutku.
Milan nie Mediolan, ani też też Torino
I wcale to wszystko mi się nie przyśniło.

Kończąc krótką tę opowieść,
Chciałbym tylko jedno dowieść,
Że emocji na „Koronie” nie zabraknie,
Bo chłopaki są morowe właśnie.

Im wyzwania i ambicja nie jest obca,
Szkoła to Szewczyka, żadna inna opcja.
Są i tacy, co to wiecznie kontestują,
Psy wieszają, to co dobre psują.

I nie chodzi, żeby wszyscy jedno mieli zdanie,
Jak na przymierzając partyjne zebranie.
Ale na śmieszność to zakrawa,
Ta w kotka i myszkę zabawa.

Prawda to stara jak świat i nie nowa,
Powtarzali ją sławni, nawet Casanova:
Ci co poklepują po plecach najmocniej
I kadzą lepiej niźli umarłemu.

Tych się wystrzegaj człecze, mniej się na baczności,
Pozbawią cie złudzeń i wszelkiej miłości.
A na koniec słów otuchy kilka:
Niech nam sprawia radość Okręgowa piłka;

Niech zagości na stałe „Korona” wysoko;
Niech wypłynie na wodę głęboką.