„Prace Małe, Prace Duże – cieszmy się, że następny mecz mamy w Górze”
Trudno mi coś powiedzieć o meczu, na którym nie byłem. Mam na myśli mecz sprzed prawie dwóch tygodni. Chodzi mi o mecz na stadionie przy Wojska Polskiego 44 w dniu 30-go września z „Jeziorką” Prażmów. Oczywiście znam wynik: 2:1, do przerwy 1:1. Pierwszą bramkę strzelił Adam Szczepek, ogółowi znany pod dwoma pseudonimami: „Boniek” i „Kajdan”. Z tego co wiem, to bardziej nawet pod tym drugim. Drugiego gola w drugiej połowie, zwycięskiego zresztą zdobył „Bliźniak pierwszy” czyli Piotrek Pamrów.
W porównaniu do poprzedniego meczu na wyjeździe z Parysowem, to z Prażmowem wypadło dwóch zawodników z pierwszego składu tzn. Adrian Antosz „Adriano” i Kuba Deryło, zwany „Deryłkiem”. Słyszałem od tych, którzy mecz obserwowali, że mówiąc kolokwialnie: „męczyliśmy się”. Jeżeli nawet tak było, to jednak najważniejszą sprawą jest to, że w końcu ten mecz wygraliśmy.
A co z meczem na wyjeździe z „Gromem” Prace Małe ? Pytacie się gdzie to jest? Z początku ja również miałem problemy z lokalizacją, ale od czego mamy „Mapy Google”. Otóż Prace Małe leżą na północny zachód od Prac Dużych i na wschód od Tarczyna. Teraz znowu nie wiecie gdzie znajdują się Prace Duże ? To już nie moja wina. W każdym bądź razie Prace Małe należą do gminy Tarczyn. Do Tarczyna stamtąd tylko 5 km jest, a od naszej kochanej Góry 27km. Geografię widzę już mamy z głowy. Przystąpmy więc do samego spotkania. Gdy godzinę wcześniej przyjechaliśmy na to spotkanie w klubie jeszcze, oprócz nas nikogo nie było. Myśleliśmy z początku, że pomyliliśmy może te Prace tzn. Małe z Dużymi, a Duże z Małymi, ponieważ na boisku stały w poprzek małe brameczki, siatki na dużych bramkach, jak flagi na masztach, opuszczone były do połowy, a linii też nie mogliśmy się dopatrzyć. Pochodziliśmy trochę po dopiero co skoszonej trawce, kiedy zaczęli pojawiać się powoli zawodnicy gospodarzy.
Sędzia, jedyny zresztą, i główny, i pierwszy boczny i drugi boczny w jednej osobie, przydreptał za dwadzieścia jedenasta, o której miał się rozpocząć mecz, a za piętnaście jedenasta jeden z zawodników gospodarzy z wózeczkiem pełnym wapna dostojnie acz z mozołem przystąpił do wyznaczania linii. Trochę się biedaczysko namęczyło, bo skończyło swoje zadanie dopiero dziesięć po jedenastej. Tymczasem dwóch jego kolegów podniosło siatki, więc mecz można było zaczynać, nie ważne, że z 15-to minutowym opóźnieniem.
O samym meczu tym razem to ja chciałbym zapomnieć, pomijając nawet fakt, że koniec końców ten mecz znów wygraliśmy 4 : 3. Prowadziliśmy już 3 : 0 i zamiast zdobywać kolejne gole, o mało co gospodarze nie doprowadzili do remisu. Rozpoczął obiecująco z karnego Norek, później jeszcze dwukrotnie Piotrek Pamrów i Posti. Szkoda, że nie policzyłem dokładnie niewykorzystanych przez nas stuprocentowych sytuacji, ale gdybyśmy nastrzelali tych bramek przynajmniej 10, to przeciwnik nie miałby do nas pretensji.
W pudłowaniu „wyróżnili się” wspomniany Rafał oraz „Kajdan”, zwany „Bońkiem”. Momentami to aż mi było żal Adama i Rafała, że nie potrafili umieścić piłki w bramce, a przypomnę, że „warota” jak mówią Rosjanie to prostokąt o wymiarach siedem metrów trzydzieści dwa centymetry na dwa metry czterdzieści cztery centymetry, cyfrowo 7,32 x 2,44.
Niektórzy się zapytają: dużo to czy mało? Jak ze wszystkim prawie – są to pojęcia względne, ale nie znęcając się już dłużej nad naszymi niefortunnymi strzelcami albo nie strzelcami, powiem tylko tyle, że należało by coś z tym fantem zrobić. Noga to gra bardzo prosta i trening też jest bardzo prosty, szczególnie dla napastników: uderzać z każdej pozycji, i lewą i prawą, jeśli jedna słabsza, to z przewagą tej słabszej. Sam na sam z bramkarzem, z różnych sektorów boiska, dobitki pasem z kilku metrów z podań bocznych, kontrujących, bo takich sytuacji jest najwięcej.
Oczywiście to trening dodatkowy dla was chłopcy. Poprosić Piotrka, Huberta i Krystiana, żeby zostawali po treningach i ćwiczyć z „uporem maniaka” po kilkadziesiąt powtórzeń. Inaczej się nie da. Jeżeli będziecie umieszczać z 5-7 metrów piłkę w bramce wewnętrzną częścią stopy w te miejsce między słupkami, które wybraliście z „zamkniętymi oczami”, to wówczas będziecie mogli powiedzieć, że naprawdę trenowaliście.
Następna smutna sprawa to wasze skośne podania tzw. „czytanki” w żargonie piłkarskim. Gdyby to była drużyna, powiedzmy z „A” klasowej półki, to tych bramek stracilibyśmy nie trzy, ale przynajmniej siedem. Jest prosta zasada, której się trzymajcie: zagrywam do partnera tak, żeby piłka dotarła do niego, a nie do przeciwnika. Co decyduje o tego typu podaniach, że są przechwytywane? Czynnikiem decydującym jest to, że wasza obserwacja pola gry jest „zerowa” a dodatkowym, że nie przewidujecie jakie takie zagranie może mieć konsekwencje. Muszą z przykrością stwierdzić, że tego typu zagrania przydarzały się i Adrianowi Antoszowi i Kubie Deryło, naszym środkowym pomocnikom, którzy powinni kreować grę.
Oczywiście niedopuszczalne są tego typu podania w bliskiej odległości od swojej bramki, a takich „czytanek” mieliście w Pracach Małych za Dużo. I to by było na tyle.
Zakończę optymistycznym akcentem, żebyście nie pomyśleli, że się tylko „czepiam” i że tylko widzę same minusy. Choć niektórzy ponoć uważają, że są minusy ujemne i minusy dodatnie. Tak, zgadliście co miałem na myśli. Ten mecz w Pracach Małych, niedaleko Prac Dużych po prostu wygraliśmy i to jest najważniejsze. Jeżeli nasza banicja na b-klasowych boiskach będzie trwała tylko do czerwca przyszłego roku, to nikt wam nie będzie wypominał, że piłka „skręcała” wam to w lewo, to w prawo, a czasem celowaliście „Panu Bogu w okno”.
Mam taką nadzieję, że jutro będziecie waleczniejsi niż ta „Walka” Kosów i z boiska będziecie schodzić z podniesioną głową i z okrzykiem: „Kto wygrał mecz? KORONA! KORONA!”. Do zobaczenia więc jutro na stadionie przy Wojska Polskiego 44, a pamiętajcie, że komentują Tomek Hajto i Mateusz Borek.