Musiałem odpocząć od piłki troszeczkę – dlatego tak późno to podsumowanie naszego awansu do „A” klasy seniorów, które nastąpiło w sezonie 2018/2019. Inaczej patrzy się na pewne rzeczy, na jakiś tam przecież sukces też, bo awans do wyższej ligi jest takim sukcesem, od razu, w chwili kiedy nadejdzie i inaczej po jakimś czasie od danego wydarzenia.

Może i dobrze właśnie się stało, że dopiero prawie miesiąc od zakończenia rozgrywek za taką próbę podsumowania się wziąłem. Emocje już opadły i czas już na to, żeby chłodnym okiem spojrzeć na nasze dokonania.

Zresztą uważam, że zbyt długo na należy żyć tym, co już minęło, jeśli się chce stawiać czoła dalszym wyzwaniom, ambitniejszym i o wyższej skali trudności. Radość z osiągniętego sukcesu jest rzeczą naturalną i nawet wskazaną, ale gdy stan taki trwa zbyt długo może stać się naszym wrogiem i spowodować, że nie będziemy już dalej mogli zmobilizować się do takiej przynajmniej pracy, dzięki której ów sukces osiągnęliśmy, nie mówiąc już o postawieniu przed sobą zadań jeszcze trudniejszych, wymagających od nas jeszcze większego zaangażowania niż miało to miejsce dotychczas.

Nie umniejszając tego, co się osiągnęło, należy spojrzeć prawdzie w oczy, ponieważ to co wystarczało na zajęcie pierwszego miejsca w „B” klasie, wcale nie musi wystarczyć i gwarantować spokojnego bytu w klasie „A”, pomijając już myśl o zdobyciu się na próbę kolejnego sukcesu, w postaci awansu, jak to się mówi, może nieładnie, a może adekwatnie przez to, „za jednym zamachem” do ligi okręgowej.

Przejdźmy jednak do tego, co sobie wyżej zamierzyliśmy teraz, a inne sprawy pozostawmy na później; one dadzą znać o sobie same.

Bezapelacyjnie, bezdyskusyjnie, uplasowaliśmy się na pierwszym miejscu i tak po prawdzie, teraz możemy sobie tak powiedzieć, wszystkie pozostałe drużyny nam ani na chwilę nawet nie zagroziły. Wpadki i porażki zdarzają się najlepszym, zatem i my ich nie uniknęliśmy, ale i na jesieni za kadencji Ryszarda Milewskiego, i na wiosnę, kiedy zespół objął Mariusz Szewczyk, cały czas trzymaliśmy rękę na pulsie i to my jako MKS „Korona” Góra Kalwaria, stawialiśmy naszym przeciwnikom warunki i ani na chwilę nie zdarzyło się, żebyśmy spadli z zajmowanego cały czas pierwszego miejsca.

Słowa uznania należą się więc nie tylko tym, którzy dotrwali do końca rozgrywek i to oni stanęli na podium, ale też tym, którzy na jesieni i jeszcze wcześniej musieli się „męczyć” na „B” klasowych boiskach i zmagać z przeciwnościami, które oby się już nie powtórzyły. Trener Milewski wespół z kierownikiem Stanisławem Pukiem dali dobrą podstawę do czerwcowego awansu, ponieważ drużyna pod ich kierownictwem na jesieni uplasowała się na pierwszym miejscu w tabeli z dwupunktową przewagą nad drugim zespołem.

Nie było to takie proste, jak się nam teraz wydaje i oczywiste, dlatego ostateczny nasz sukces jest również ich sukcesem i nikt tego nie może podważać ani kwestionować. Bez tego co osiągnął z drużyną na jesieni trener Ryszard Milewski, na pewno trenerowi Szewczykowi i zawodnikom, którzy wraz z nim przyszli do zespołu na wiosnę, trudno byłoby awansować do wyższej klasy rozgrywkowej, a mówi to osoba, która również na wiosnę do drużyny przybyła.

Radując się ze swoich osiągnięć i swoich sukcesów, nie można zapomnieć, że na ten sukces pracowali ciężko i uczciwie nasi poprzednicy, czyli jak wspomniałem trener Ryszard Milewski, mając do pomocy jako kierownika zespołu Stanisława Puka, a wcześniej trener Mirosław Rybicki i jeszcze od niego wcześniej trener, który ostatnio z drużyną „Wisły” Dziecinów uzyskał jeszcze większy sukces niż my teraz, bo awansował z klasy „A” do ligi okręgowej, a mam tutaj na myśli Łukasza Hassa.

Ten pierwszy smutny rok w „B” klasie na marne nie poszedł, drugi również, ponieważ pozwolił na wyciągnięcie wniosków z tego, co jest złe, co należy wyeliminować i co trzeba zrobić, żeby w końcu tę najniższą klasę rozgrywkową opuścić.

Pierwsze co przynajmniej mi rzuca się w oczy, to to, że skład osobowy i jakość poszczególnych zawodników był zupełnie inny, kiedy drużynę prowadził Łukasz Hass, a po nim Mirek Rybicki niż wtedy, kiedy trenerem pierwszego zespołu Korony był Ryszard Milewski, a od wiosny tego roku Mariusz Szewczyk.

To zupełnie inne drużyny i już nie chcę się wdawać w wymienianie zawodników, którzy grali dwa lata temu i odeszli, i przypominanie tych, którzy przybyli.

Przypomnę tylko jeszcze dla tych, którzy już zapomnieli, że z ligi okręgowej spadliśmy w sezonie 2015/16, zajmując wówczas 14 miejsce w tabeli, na 16 występujących w tej II grupie warszawskiej ligi okręgowej z dorobkiem 24 punktów tylko, a jeśli chodzi o bramki, to strzeliliśmy ich tylko 47, a straciliśmy aż 88.

Na 30 meczy wygraliśmy tylko 7, zremisowaliśmy 3, a przegraliśmy, o zgrozo 20. Opuszczaliśmy ligę okręgową w towarzystwie „Naprzodu” Stare Babice, „Laury” Chylice i „Zaborowianki” Zaborów. Utrzymująca się jeszcze w okręgówce drużyna Okęcia, zajęła miejsce 12, ale zdobyła 37 punktów, co przy naszych 24 było osiągnięciem imponującym:

Liga okręgowa 2015/2016, grupa:

W następnym sezonie piłkarskim 2016/2017 znów spadliśmy o klasę niżej, tym razem z 3 grupy warszawskiej „A” klasy. Na 14 zespołów grających w tej lidze zajęliśmy po 26 meczach rozegranych 12, trzecie od końca miejsce, zdobywając 24 punkty, strzelając 37, a tracąc 78 bramek.

Ogólnie tylko 6 zwycięstw, pięć remisów i przegranych aż 15 spotkań. Najsmutniejszym faktem tego spadku, było to, że drużyna „Gromu” II Warszawa, która się utrzymała w „A” klasie, zdobyła tyle samo punktów, co my, czyli 24.

Gdybyśmy zdobyli o 1 punkcik więcej, to my byśmy cieszyli się z utrzymania, niestety w bezpośrednich spotkaniach z Gromem, mieliśmy gorszy stosunek i punktów i bramek. U nas na jesieni zremisowaliśmy z nimi jedynie 1 do 1, a w Warszawie, w przedostatniej kolejce sezonu ulegliśmy im na sztucznym boisku przy ulicy Okopowej 4:0:

W sezonie następnym, czyli 2017/2018 drużynę naszą w rundzie jesiennej poprowadził Mirosław Rybicki, a po jego rezygnacji, od grudnia 2017 roku pracę rozpoczął Ryszard Milewski, który „Koronę” obejmował bodajże po raz trzeci, a jako kierownik pomagał mu Stanisław Puk.

Awansu nie udało się wywalczyć niestety, jak to sobie zakładaliśmy wszyscy, ale założenia i plany to jedno, a możliwości nasze w owym sezonie to drugie. Awansowała z pierwszego miejsca Baniocha z drugim zespołem „Walką” Kosów, my zajęliśmy ostatecznie miejsce 8 na 13 zespołów występujących.

Punktów zdobyliśmy 34 w 24 meczach; bramek 55, straciwszy też 55. Zanotowaliśmy na swoim koncie 10 zwycięstw i tyleż porażek, remisując razy 5.

Nie było się czym chwalić, dlatego rokowania na przyszłość nie były najlepsze, mimo że do zespołu w przerwie letniej wrócili bracia Folwarscy i Kacper Książek. Wcześniej jeszcze, bo w rundzie wiosennej zaczął w bramce z powrotem występować Marcin Ciechanowicz i ściągnięty z Warszawy Daniluk. Do zespołu weszli obiecujący wychowankowie „Nadstalu” Krzaki Czaplinkowskie, a później występujący w Piasecznie: Konradowie Dombek i Szymański.

Jednak nie potrzebnie się obawialiśmy, bo wzmocniona „Korona” zaczęła wygrywać i ostatecznie, po zakończeniu rundy jesiennej było wszystko na najlepszej drodze, bo zajmowaliśmy po 11 spotkaniach miejsce pierwsze o 2 punkty wyprzedzając Gliniankę. Jak było na wiosnę wiecie, z wyjątkiem dwóch ostatnich meczy, o których zanim zamieszczę tabelę, pokrótce opowiem.

W przedostatnim, bardzo ważnym i prestiżowym meczu, choć już awans zapewniliśmy sobie kolejkę wcześniej, w tym niepamiętnej pamięci spotkaniu przegranym w Kołbieli, z tamtejszym „Sokołem” 2 : 4, mieliśmy zagrać ze Szkołą Futbolu Wilanów, która to drużyna cały czas miała jeszcze szanse na awans z drugiego miejsca, rywalizując bezpośrednio z zespołem z Tarczyna.

Mieliśmy sobie i kibicom przede wszystkim coś do udowodnienia, że porażka w tak nędznym stylu z „Sokołem” była li tylko wypadkiem przy pracy, a zresztą sam byłem ciekaw, jak się prezentujemy na tle zespołu, który był do momentu spektakularnej porażki z drużyną z tej samej dzielnicy – z „City” Wilanów, pewnym kandydatem do awansu z tej grupy.

9 czerwca o 16.00 w niedzielę, wybiegliśmy przy Wojska Polskiego 44 w następującym składzie:

Przepiórka – Szymański, Wiśniewski, Folwarski Damian, Pamrów Paweł – Antosz(kapitan), Dudzicki Krystian – Dombek, Michalski, Książek- Folwarski Tomasz. W odwodach Jagiełły, przepraszam, Mariusza Szewczyka pozostawali: Guziński Dawid, Guziński Karol, Jasion vel Jesion, Przemysław „Mrówa” Mrowiński, Michał Kasprzyk, Górecki, Wojtas.

Zaczęło się lepiej niż sobie można było wymarzyć, ponieważ już w 2 minucie 40 sekundzie po strzale naszego kapitana, piłka odbijając się od lewego słupka, trafiła wprost pod „złote” nogi naszego Tomasza, który nie zwykł marnować podobnych sytuacji i oczywiście wpakował „piłeczkę”, jak mawiają Ślązaki, do „budy” (za moich dziecinnych lat i jeszcze nawet trochę później również tak się na bramkę mówiło, ale „piłeczka” to typowo śląskie określenie piłki futbolowej) przeciwnika.

Jeszcze Jakub Wiśniewski w 8 minucie otrzymał żółtą kartkę w tej połówce meczu, jeszcze stworzyliśmy kilka niewykorzystanych dogodnych sytuacji i taki wynik utrzymał się do przerwy.

Bez zmian rozpoczęliśmy drugą odsłonę, parafrazując Dariusza Szpakowskiego. Ale to co się wydarzyło w 55 minucie meczu na pewno przejdzie do historii. Dosłownie trzema podaniami z tzw. klepki od naszego pola karnego zdobyliśmy drugą bramkę, a centra Kacpra Książka z lewej strony boiska, to majstersztyk, którego nie sposób powtórzyć.

Piłka była zagrana tak mocno i tak celnie, że pomimo 35 metrowego lotu, trafiła tam, gdzie trafić powinna tzn. w sam środek czoła znów niezastąpionego w takich momentach Tomasza „Wilcze kosy” Folwarskiego. Podanie Kacpra Karola van der Książka było tak precyzyjne, że piłka odbiwszy się dosłownie od głowy naszej „dziewiątki” i niczym kula na stole bilardowym, wylądowała w okienku Wilanowszczyków.

W 69 minucie Konrada Dombka na prawym skrzydle zastąpił Arek Górecki, który jeszcze tylko podkręcił, już i tak wysokie tempo tego spotkania, oczywiście w naszym wykonaniu. W 69 minucie, zdaje się, że po akcji zainicjowanej przez Arka, chyba najlepszy w tym meczu na boisku Kacper Książek, otrzymując dokładnie podanie od Tomka podwyższył wynik na 3:0.

Już nic nie mogło nam odebrać zwycięstwa w tym meczu, chyba że, jakiś niespodziewany kataklizm. W 71 minucie na boisku pojawił się starszy z Guzików – Karol, który zastąpił bardzo równo i dobrze grającego w całym sezonie Konrada Szymańskiego.

W 78 minucie Adrian Antosz, „obsłużony” jak należy i jak wypada znów przez starszego z Folwarskich, można powiedzieć nie elegancko – „dobił” – chłopaków z Wilanowa, których zrobiło mi się nawet żal. 4 : 0 z taką drużyną i to tydzień zaledwie po takim blamażu w Kołbieli.

Piłka nożna to dyscyplina sportu, w której naprawdę jest trudno cośkolwiek z góry przewidzieć. Jakby na osłodę, jakby na pocieszenie z rzutu wolnego, Ołeksandr Sałabaj, najpewniej z pochodzenia Ukrainiec, uzyskał jedynego gola dla SF Wilanów.

SF Wilanów przegrała nie tylko ten mecz, ale przede wszystkim upragniony awans, ale oni sami dobrze zdawali sobie sprawę, że to nie ten mecz w Górze Kalwarii zadecydował o ich niepowodzeniu, ale fatalne w skutkach wcześniejsze sensacjyjne porażki z „City” i z Zamieniem.

Tak jest piłka właśnie, sami dobrze o tym nie raz się przekonaliśmy. Pod koniec spotkania około 83 minuty Jarka Michalskiego zastąpił Michał Kasprzyk, a Jakuba Wiśniewskiego Przemek Mrowiński, natomiast jak zwykle za Tomka wszedł Mateusz Jasion.

Ostatni mecz, który nam pozostał z obowiązku do rozegrania na wyjeździe, po dogadaniu się z drużyną „City” Wilanów, zagraliśmy u nas w sobotę 16-go czerwca również o godzinie 16-tej.

Trener Mariusz Szewczyk rzucił do boju następującą jedenastkę:
W bramce Dawid Guziński; obrona: Karol Guziński, Jakub Wiśniewski, Damian Folwarski, Pamrów Paweł; środkowi pomocnicy: Zowczak Przemek, Michalski Jarek; skrzydłowi: na prawym Arek Górecki, a na lewym Krystian Zarzecki; napastnicy: cofnięty Kacper Książek, a na szpicy jak zwykle Tomek Folwarski.

Ławka rezerwowych: Krzysio Przepiórka, Mateusz Jasion, Dominik Wojtas, Konrad Sobota.

Chociaż wynik tego nie odzwierciedla, gdyż wygraliśmy ten mecz 6:3, to był jednak taki okres tego spotkania, że mieliśmy poważne problemy i w pewnym momencie z 4:1 zrobiło się 4:3. Dopiero wizja remisu, a może nawet porażki zmobilizowała chłopaków do uważniejszej gry w obronie i skuteczniejszej gry w ataku.

Pierwszą bramkę w 13 minucie z podania Przemka strzelił Kacper Książek; oni wyrównali w 20, a druga bramka dla nas padła po golu samobójczym Damiana Jasza z City. Na 3:1 podwyższył Paweł Pamrów już w doliczonym czasie, czyli po 45 minucie gry. Po przerwie za Pawła Pamrowa wszedł Dominik Wojtas.

W 47 Tomek Folwarski podwyższył na 4:1 i od tego momentu zaczęło się u nas dziać coś niedobrego, ponieważ po szkolnych naszych błędach w 51 i 53 minucie chłopcy z City doprowadzili do stanu 4:3 i wszystko przemawiało za tym, że dalsze bramki dla nich to tylko kwestia czasu.

I tutaj trener Mariusz Szewczyk pokazał i udowodnił, że jest naprawdę świetnym trenerem, ponieważ od razu zareagował odpowiednimi zmianami na boisku. W 54 za Karola Guzińskiego wszedł Konrad Szymański, w 66 Konrad Sobota zastąpił Arka Góreckiego.

Jednak najbardziej trafiona zmiana nastąpiła w minucie 75, kiedy to Kacpra Książka zastąpił Konrad Dombek, który zaraz po zameldowaniu się na boisku w 77 bodajże minucie, strzelił po podaniu Tomka na 5:3, a w ostatniej minucie meczu ustalił wynik, po przepięknej indywidualnej akcji na 6:3 dla nas.

Podawał bardzo dobrze grający w tym meczu Przemek Zowczak, który powrócił na boisko dopiero w ostatnim meczu, 3 poprzednie spędziwszy na trybunach z powodu, zdaniem nie tylko moim niesłusznie otrzymanej czerwonej kartki i w efekcie ukarania go przez Wydział Dyscypliny 3-ma meczami dyskwalifikacji, o czym dokładnie pisałem w poprzednim odcinku.

Później był szampan, grill i kiełbaski, zasłużone piwo i ja tam byłem, choć miodu i wina nie piłem, to jednak com widział, to starałem się opowiedzieć.

Dzisiaj już wiemy, że trafiliśmy do III grupy „A” klasy warszawskiej; pierwszy mecz mistrzowski gramy z sąsiadem zza między „Nadstalem” Krzaki Czaplinkowskie 17 sierpnia, a jeszcze wcześniej, bo 14 we środę w pucharze Polski zmierzymy się z KS II Piaseczno w Piasecznie o godzinie 17.30.

Zwycięzca tego spotkania spotka się w rundzie III, 28 sierpnia również o godzinie 17.30 ze zwycięzcą pary: „Relax” Radziwiłów – UKS Łady. Obydwa zespoły B-klasowe. Gdybyśmy wygrali z Piasecznem, to na pewno znów gralibyśmy na wyjeździe albo w Radziwiłowie, albo w Ładach. Ale to jeszcze przyszłość.

Poniżej końcowa tabela:

W rundzie jesiennej „Koronersi” pod wodzą Ryszarda Milewskiego zdobyli 29 punktów. Na 11 meczy wygrali 9 razy i 2 razy zremisowali, nie zanotowali ani jednej porażki, co jest naprawdę imponującym dorobkiem. A jeśli chodzi o bramki to na jesieni 2018 roku podopieczni Ryszarda Milewskiego strzelili 43 gole, straciwszy 10.

Porównując rundę jesienną z wiosenną to pod wodzą Mariusza Szewczyka zdobyliśmy 25 punktów, czyli o 4 punkty mniej niż na jesieni, goli też na wiosnę strzeliliśmy mniej, bo 38, a daliśmy sobie strzelić 11, o jedną więcej niż w rundzie jesiennej. W rundzie wiosennej 8 zwycięstw, jeden remis i niestety również 2 porażki u siebie z „Perłą” II Złotokłos 2:1 i na wyjeździe w Kołbieli z tamtejszym „Sokołem” 4:2.

I tutaj jeszcze dlatego raz się może powtórzę, ale inaczej nie mogę uczynić, bo liczby nie kłamią: dorobek i punktowy, i bramkowy MKS „Korona” za kadencji Ryszarda Milewskiego i Stanisława Puka jako kierownika zespołu, jest taki, że trzeba im tylko podziękować i pogratulować; a awans do „A” klasy jest również ich awansem i ich sukcesem.

Oczywiście, że w rundzie wiosennej gra się o wiele ciężej, o czym nie tylko my się przekonaliśmy, ale przede wszystkim zespoły Glinianki i SF Wilanów. Nie dali rady utrzymać wysokiej formy z jesieni i takich samych rezultatów, nam natomiast to się udało i tutaj należy znowu jeszcze raz pogratulować i podziękować trenerowi Mariuszowi Szewczykowi, że nie zmarnował ze swoim zespołem tego, co się udało osiągnąć na jesieni trenerowi Milewskiemu.

Zresztą nie ma co dzielić i robić sztucznych podziałów – Korona jest jedna i niepodzielna, taką samą była za kadencji trenera Milewskiego i pozostałą taką samą, kiedy drużynę objął Mariusz Szewczyk. Dlatego teraz, kiedy awansowaliśmy do tej upragnionej „A” klasy, nie możemy zapomnieć o tych, którzy nie mieli tego szczęścia, żeby się cieszyć po ostatnim meczu i wypić lampkę szampana. Mają takie samo prawo do tej radości, jak również do tego zaszczytnego toastu.

Wracając do statystyk, które w podsumowaniach są bardzo ważne i nieodzowne, to teraz czas na klasyfikację naszych strzelców bramek, bo bramki to kwintesencja piłki nożnej, i ile trzeba się napracować często i gęsto, żeby umieścić piłkę w siatce drużyny przeciwnej, to chyba nikomu nie trzeba przypominać, a najlepszym przykładem na potwierdzenie tej tezy, jest mecz w Gliniance, kiedy stworzywszy sobie chyba ponad 10 dogodnych sytuacji, nie potrafiliśmy ani razu skierować piłki do siatki przeciwnika:

Klasyfikacja strzelców, można dodać klasyfikacja króla strzelców:
1. Tomasz Folwarski 17 goli
2. Kacper Książek 12
3. Damian Folwarski 10
4. Piotr Pamrów 8
5-6. Hubert Dombek 5 Paweł Pamrów 5
7. Przemek Zowczak 4
8-9-10-11. Adrian Antosz 2 Mateusz Jasion 2 Damian Otto 2 Krystian Zarzecki 2
12-13. Konrad Sobota 1 Dominik Wojtas 1

Kartki żółte: Najwięcej, bo trzema żółtymi kartkami zostali ukarani Jakub Deryło i Damian Folwarski, z tą poprawką, że Kuba karany był tylko w samej rundzie jesiennej, ponieważ z powodu kontuzji kolana w rundzie wiosennej w ogóle nie występował.

W całym sezonie po dwie żółte kartki złapali bracia bliźniacy Paweł i Piotr Pamrowowie oraz Krystian Zarzecki.

Raz jeden tylko żółtą kartką ukarani zostali następujący piłkarze: Krystian Dudzicki, Jasio Dziuraniuk, Jarek Michalski, Damian Otto, Kuba Wiśniewski oraz Adaś Wrochna.

Czerwone kartki:

Po jednej czerwonej kartce:
1. Jakub Wiśniewski za tzw. akcję ratunkową w meczu ze „Snajperem” Sosinką w Sobolewie, co skutkowało tylko jednym meczem dyskwalifikacji,
2. Przemysław Zowczak w meczu z Tarczynem w Tarczynie i jak to się skończyło dla Przemka szerzej w innym odcinku o tym pisałem.

Jak z tego widać pod względem dyscypliny wypadliśmy nie najgorzej, bo wcale tych kartek za dużo nie było, kiedy sobie porównuję poprzednie lata i poprzednie sezony.

A oto skład wszystkich zespołów, które w sezonie 2019/20 będą występowały w klasie „A” seniorów w grupie III warszawskiej:

Mecze 1 kolejki być rozegrane zostaną 17 i 18 sierpnia w sobotę i w niedzielę. Z tego co się orientuję, choć nie mogę tego potwierdzić, u nas będziemy rozrywać swoje mecze, tak jak to bywało wiosną poprzedniego sezonu, w dni niedzielne. Oczywiście dokładny harmonogram i terminarz będzie zamieszczony na stronie internetowej klubu oraz tak jak zazwyczaj dla zainteresowanych zostanie wydrukowany terminarz rozgrywek – Jesień 2019 – wszystkich naszych zespołów, od tych najstarszych roczników do tych najmłodszych. Tak jak już wspominałem, zanim jeszcze rozpocznie się liga, to nasi seniorzy już, jak to dumnie brzmi, „A” klasy w wigilię Święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i 79 rocznicy słynnej Bitwy Warszawskiej tzw. „Cudu nad Wisłą” tj. 14 sierpnia udamy się na mecz Pucharu Polski, runda III do Piaseczna, z tamtejszym spadkowiczem z Ligi Okręgowej i naszym rywalem również w „A” klasie w grupie III, KS II Piaseczno, choć jak „ćwierkają wróbelki” mecz ten może się w ogóle nie odbyć, ponieważ po spadku o klasę niżej, w drużynie rezerw naszego sąsiada zza między zapanował taki chaos, że nowemu trenerowi będzie bardzo trudno zebrać 11 zawodników, przynajmniej w tym pucharowym spotkaniu. Miejmy nadzieję jednak, że tak zasłużony i z tradycjami klub jakim jest KS Piaseczno, spadkobierca przecież „Polkoloru” i wcześniejszego „Elektronika”, z problemami kadrowymi się upora i mecz 14 sierpnia o godzinie 17.30 się odbędzie.

Po inauguracji sezonu, prawdopodobnie 18 sierpnia w niedzielę z „Nadstalem” Krzaki Czaplinkowskie, który to mecz będzie jednym z wielu tzw. derbowych, w następną sobotę lub niedzielę, czyli 24 lub 25 sierpnia udamy się do Obór, żeby rozegrać tam drugą kolejkę spotkań ze spadkowiczem, tak jak KS II Piaseczno z Ligi Okręgowej, KS II Konstancin. Trzecia kolejka, najpewniej 1 września u nas przy Wojska Polskiego 44. Bez niepotrzebnego na wyrost wyliczania z kim, kiedy i gdzie, dodam tylko, że ostatni nasz mecz w rundzie jesiennej rozegramy w Baniosze i mając na uwadze, że „Orzeł” z reguły rozgrywa mecze u siebie w soboty, będzie to miało miejsce 9 listopada, oczywiście godziny jeszcze nie znamy. Do zobaczenia na A-klasowych boiskach grupy III warszawskiej, a najpierw na treningach, które już się rozpoczęły 18 lipca, w poniedziałki, środy i czwartki o godzinie 19.30, aczkolwiek w poniedziałki prawdopodobnie o 20, jak to miało miejsce w rundzie wiosennej sezonu 2018/2019.