GROM-KORONA
4:0 do przerwy 2:0
11-go czerwca o godzinie 12-tej;
Aż korci, żeby sparafrazować tytuł tego słynnego westernu: „W samo południe”. Ale niestety to nie był żaden western, jeśli chodzi nawet o szybkość zmieniających się akcji.
Boisko Zespołu Szkół im. Konarskiego przy ulicy Okopowej 55 A na Woli położone jest obok Starych Powązek. Jest to boisko o sztucznej nawierzchni, bardzo już wysłużonej; po sztucznej trawie zostały tylko wspomnienia.
W niedzielę może nie było upalnie, bo tylko 24 stopnie w cieniu, ale na pozbawionym jakiegokolwiek skrawka ocienionego miejsca boisku, wytrzymać było bardzo trudno na ławce rezerwowych, a co dopiero biegać przez 90 minut za piłką. Mimo, że kiedyś byłem wytrzymałym zawodnikiem, to nie chciałbym grać na takiej nawierzchni i w takim słońcu. Wszakże na tym prostokącie z tworzyw sztucznych promienienie słoneczne odbijały się jak w lusterku. Nie dość, że się ma wrażenie, iż człowiek znajduje się w piekarniku, to jeszcze ten dodatkowy smród palonej gumy, plastiku i wszelkich innych trucizn. Cóż to za „osiołek”, aż kusi, żeby powiedzieć pieszczotliwie „baranek” wymyślił sobie, żeby rozgrywać mecze piłkarskie na istnej tablicy Mendelejewa o 12-tej w południe, w czerwcu, kiedy wiadomym jest, że można się spodziewać o tej porze roku żaru i tylko żaru z nieba. Już jeżeli tak koniecznie trzeba było grać na takim a nie innym boisku z poliuretanu, to czyż nie lepiej było by ustalić porę meczu na godzinę 18-tą lub 19-tą ?
No cóż, chyba ludzie, którzy o tym decydują nigdy w piłkę nożną nie grali. Zapytacie się Państwo dlaczego tak dużo czasu i miejsca poświęcam nawierzchni boiska i porze rozgrywania meczy? Ano dlatego, bowiem jest to bardzo ważna sprawa, kluczowa wręcz. Dlaczego nie bierzemy dobrego przykładu z krajów południowych, gdzie mecze piłkarskie rozgrywa się wieczorem, po zachodzie słońca? W przeciwieństwie do nas mają tam na względzie dobro piłkarzy jak i kibiców.
Wróćmy już jednak do samego spotkania przy Okopowej. W porównaniu do meczu z Ożarowianką nastąpiły aż 3 zmiany w wyjściowej jedenastce. Wymuszone kontuzjami i w przypadku Mateusza Wieszołka obowiązkami zawodowymi. Jechaliśmy na ten mecz pełni optymizmu, uskrzydleni dwoma efektownymi zwycięstwami na wyjeździe z Raszynem i u siebie z Ożarowianką. Wydawało się, że pokonanie Gromu przyjdzie nam łatwo i przyjemnie. Nikt nie dopuszczał myśli, że możemy ten mecz przegrać; co najwyżej niektórzy stawiali na remis. Niestety potwierdziła się nie po raz pierwszy zresztą mądra i życiowa zasada, że nasze oczekiwania i nadzieje to jedno, a rzeczywistość, czasem brutalna to drugie. Zaskoczeni byli wszyscy, a najbardziej chyba sami zawodnicy KORONY. I nic nie pomogły dwie przerwy na uzupełnienie płynów w odwodnionym organizmie.
Straciliśmy bramkę już 2-iej minucie i 15-tej sekundzie. Ta bramka to ewidentny błąd w kryciu. Zawinił Adaś Wrochna, bo to jego gapiostwo kosztowało nas utratę gola. Zastąpił on w tym meczu kontuzjowanego Czarka Szlasę. Takie bramki nie powinny się przytrafiać, ale gdy się nie jest skoncentrowanym, gdy się nie jest na tyle pobudzonym rozgrzewką, aby być od pierwszej minuty meczu przygotowanym na różnego rodzaju „niespodzianki”, to wówczas nie można mieć pretensji do pogody, sędziego ani innych egipskich plag. Adasiu, nie bierz tak bardzo sobie do serca tych moich słów. Jesteś naprawdę przyszłościowym piłkarzem – ambitnym i mającym wielkie możliwości. Zjada Cię po prostu trema i stres i to jest Twój główny problem, z którym musisz sobie poradzić sam. Wierzę w Ciebie i jestem pewien, że wyciągniesz wnioski z tych niepowodzeń. Musisz być silny i patrzeć do przodu. Tysiące meczy przed Tobą. Dzisiaj mamy 16-go czerwca, kiedy to piszę – jutro jest mecz z KS Konstancin i na nim musisz się skoncentrować. Jeżeli będziesz obarczał się winą, że przez Twój błąd przegraliśmy mecz, to wówczas będzie dopiero problem. Przegrała cała drużyna. I jak słusznie twierdził Pan Kazimierz Górski, trener Tysiąclecia, choć to niby takie proste i oczywiste, ale o czym wszyscy zapominamy – gra się po to, aby strzelić przynajmniej o jedną bramkę więcej od przeciwnika. Daj sobie strzelić cztery gole nawet, ale nic nie szkodzi na przeszkodzie, abyś przeciwnikowi strzelił pięć. Po Twoim błędzie było 1 do zera, a my mogliśmy strzelić o jedną więcej. Jeżeli tego nie zrobiliśmy to nie jest Twoją winą, lecz wszystkich pozostałych – czyli dziesięciu Twoich kolegów. Gdybyśmy się zaczęli „bawić” matematyką, to Twojej winy jest 1/11. Odniosłem takie wrażenie, a chyba nie tylko ja, że z Gromem zmierzył się inny zespół, który w niczym nie przypominał tego sprzed tygodnia, w meczu z Ożarowianką – statyczny, bez polotu, przewidywalny i nie grający bez piłki. Dlaczego tak się stało? Na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie każdy z osobna. Jedynie Wasil starał się w tym meczu napędzać akcje ofensywne, może Piotrek Pamrów do około 50 minut, bo na tyle starczyło mu sił; pozostali byli cieniami samych siebie. Adaś Szczepek, który wyszedł po raz pierwszy w podstawowej jedenastce i który w ostatnich meczach pokazał się z bardzo dobrej strony, w tym spotkaniu nic nie wniósł pozytywnego, choć do niego i do Piotrka Pamrowa, powtarzam to po raz któryś tam, nie można mieć pretensji, ponieważ zaczęli trenować i grać w momencie, kiedy sezon trwał w najlepsze. Kaczor i Norek, którzy powinni nadawać ton, schowali się za swoimi plecami, a schowali się naprawdę skutecznie. I żeby dopełnić tej czary goryczy, to jeszcze poważnej kontuzji w 20 minucie meczu doznał Michał Lasocki, którego bardzo cenię. Szanuję go za nieprzeciętne umiejętności piłkarskie, a przede wszystkim za jego odpowiedzialność i dojrzałość życiową ,których to cech mogliby mu pozazdrościć chłopcy o wiele lat starsi, nie mówiąc już o jego rówieśnikach, których w naszym zespole niemało. Pytacie się o dalsze szczegóły tego spotkania? A czym się tu chwalić.
Jak może zawodnik, moim zdaniem żaden tam wirtuoz, objechać trzech naszych obrońców, niczym tyczki w slalomie specjalnym, i lekkim, plasowanym strzałem umieścić piłkę, bodajże z 11 metrów w prawym dolnym rogu bramki Sznajdiego. Oczywiście do Łukasza nie można mieć pretensji, ale zachowanie wspomnianej trójki, której nazwisk z litości nie wymienię, jest dla mnie niezrozumiałe. I tak dalej i tak dalej. A przebieg całego meczu skwitować można zdaniem, które usłyszałem, zanosząc kartkę bocznemu sędziemu ze zmianą, od jednego porządkowego, zapewne byłego piłkarza, że „Korona grała a my strzelaliśmy bramki”. W zupełności się z tym zgadzam. Grom oddał 5 strzałów na naszą bramkę, w tym cztery, które wylądowały w siatce Łukasza Sznajdera. A my? Nie liczyłem, ale większość z nich posyłana była jak to się lirycznie mówi „Panu Bogu w okno”.
Mimo tego, iż ta batalia skończyła się naszą porażką, to pamiętajmy, że należy grać do końca, że mamy duże szanse, aby się jeszcze utrzymać. Niech to niedzielne niepowodzenie jeszcze bardziej zmobilizuje nas do tego, aby w dniu 17-go czerwca, w sobotę około godziny 16-tej schodzić z boiska w glorii zwycięzców i z nadziejami oczekiwać na końcowy komunikat Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej. Miejmy tyle w sobie wiary i optymizmu, żeby pokonać samych siebie, a przede wszystkim drużynę KS Konstancin. Jeżeli nawet nam nie wyjdzie, bo to jest tylko sport, to przecież będą przed nami następne wyzwania i następne cele, z którymi postaramy się wspólnie zmierzyć.