KORONA – OŻAROWIANKA II

1:0 do przerwy 1:0

sobota 2-go czerwca 2017 roku, godzina 17.00

  • bramka samobójcza
  • asysta – Sebastian Wiszniewski.
  • temperatura 21 stopni celsjusza, słonecznie bez chmur, upału nie było, choć niektórzy
    spotkani przeze mnie mówili, że zimno. Mi było gorąco, ale wiadomo pogoda podobnie jak
    humor teściowej to pojęcie względne.

A więc zaczynajmy. Bramka jedyna, choć samobójcza, wcale nie była przypadkowa, bo cięte, mocne podanie Sebastiana Wiszniewskiego, popularnego „Sebka” i tak dotarło by do zamykających akcję albo Damiana Szcześniaka, albo Krystiana Zarzeckiego, popularnego „Norka”, które jeden z nich i tak zamieniłby na bramkę. Zresztą byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą. I tutaj chciałbym pochwalić Piotrka Pamrowa, czyli „Bliźniaka”, który bardzo dobrze wkomponował się w zespół, a przypomnijmy, że wznowił treningi po dłuższej przerwie; dopiero, bodajże w marcu lub kwietniu. Na jego grę, pełną finezji przyjemnie się patrzy. Przepięknie balansuje ciałem przez to ma szczególną łatwość do mijania rywali dryblingiem. Wcale to nie przesada, z pełną odpowiedzialnością mogę to powiedzieć, że przypomina mi Piotra Świerczewskiego, w jego najlepszych latach. I tutaj muszę się do czegoś przyznać. Otóż, gdy u schyłku zimy zapytywał mnie przez kogoś czy może zacząć chodzić na treningi ponownie, po prostu nie wierzyłem, że ten chłopak się zmieni. Cieszę się, że się pomyliłem. Choć zawsze uważałem, że Piotruś ma wielki talent, to teraz mogę powiedzieć, że oprócz talentu, zobaczyłem w nim dojrzałego playmerkera. Wydaje mi się, że to także zasługa Łukasza Hassa, który dał mu szansę i który pozwolił mu rozwinąć skrzydła. Śmiem twierdzić, że przy innym trenerze było by to niemożliwe. W ogóle Łukasz Hass, nasz młody trener, należy do tej dobrej grupy polskich trenerów, przy którym młodzi zawodnicy poprawiają swoje umiejętności, a nie odwrotnie, przy którym wreszcie zawodnicy stają się dojrzalsi i pewni siebie. To naprawdę wielka sztuka i wielkość trenera. To dzięki Łukaszowi „z brzydkiego kaczątka” Czarek Szlasa wyrasta na bardzo dobrego i walecznego obrońcę, to samo można powiedzieć o Damianie Szcześniaku, którego Łukasz obdarzył wielkim zaufaniem i powoli rośnie nam naprawdę bardzo dobry, świetny technicznie napastnik.

Nie mogę nie wspomnieć o wielkim talencie Dominika Wojtasa, którego nieprzeciętne umiejętności dopiero mogły się objawić, gdy trenerem został właśnie Łukasz. Dominik to urodzony wojownik, o najlepszych w zespole cechach motorycznych. Haruje na całym boisku dlatego, ponieważ ma niesamowitą wydolność i wytrzymałość szybkościową. Oczywiście to jest głównie jego zasługa, bo to chłopak o wielkiej ambicji, o wielkim harcie ducha. Żeby to wszystko osiągnąć ciężko na to sobie zapracował i pracuje dalej. A co jest chyba najważniejsze u piłkarza, który chce grać wyżej i coraz lepiej – prowadzi naprawdę sportowy tryb życia(a z tym na poziomie przynajmniej niższych lig nie jest najlepiej, a i w wyższych zapewne też nie lepiej); utrzymuje optymalną dietę dla piłkarza, chodzi na siłownię i dodatkowo trenuje wykonywanie rzutów wolnych, i jest w tym ważnym fragmencie gry coraz lepszy. Rzuty wolne wykonywane przez niego, jego „najlepszą nogą”, czyli nogą lewą mają wielką siłę; uderza je z rotacją, a przy tym są one coraz celniejsze. W jego przypadku, powiedzenie, „trening czyni mistrza” jest nie li tylko pustym frazesem. Jestem pewien, że ten chłopak zajdzie daleko, ale pod warunkiem, że zobaczy go ktoś taki jak Łukasz Hass i da mu szansę. Ale nie jedną, nie dwie czy pięć, ale dwadzieścia pięć szans. U nas w piłce rządzi pośpiech i zmorą naszej piłki obecnej jest brak takich „łowców talentów”, jakich mieliśmy za tzw. komuny. Wówczas było bardzo wielu bardzo dobrych trenerów zapaleńców , którzy jeździli na „zapadłą prowincję” i tam na boiskach najniższych lig znajdywali „brylanty”, które później tylko szlifowano. Coś na ten temat wiem, bo sam swego czasu zostałem zauważony przez takiego „łowcę”, ciepłego i dobrego człowieka, przy tym wielkiego fachowca w swoim fachu trenerskiem – Stefana Klimkowskiego, który tak jak nasz profesor Mościcki uczył „wuefu” w szkole i to bodajże w jednej z warszawskich podstawówek . Na mecze „B” klasy przyjeżdżał PKS-em, żeby znienacka zobaczyć jak gra jego już wcześniej zauważony młokos. Żaden z jego z odkrytych talentów nigdy nie wiedział, kiedy będzie obserwowany i oceniany. Jak chciał kogoś zobaczyć w akcji, robił to incognito. I na tym polegało jego mistrzostwo. To nie kto inny jak on wypatrzył przyszłych reprezentantów Polski – Maćka Szczęsnego, prywatnie ojca Wojtka Szczęsnego oraz grających wówczas tylko w lidze okręgowej, w klubie RKS „Okęcie” Warszawa – Piotrka Czachowskiego i Macieja Śliwowskiego. Ale któż pamięta o takich wielkich, a przy tym skromnych ludziach jak Stefan Klimkowski ! Ciekawy jestem czy kiedykolwiek wspominana wyżej trójka szczerze mu za to podziękowała? Chociaż jeden z nich?

Wracając do sobotniego meczu z Ożarowianką, to podobały mi się szybkie ataki przeprowadzane po lewej stronie przez Filipa Kaczmarskiego, znanego bardziej jako „Kaczor” oraz z prawej przez „Norka”(mojego ziomka, aczkolwiek z Karoliny a nie z Wincentowa, ale dawniej wsie te były częścią dóbr dziedzica Czaplińskieg), a który w tym meczu należał do wyróżniających się. Podobała mi się również gra Mateusza Wasilkiewicza, pseudo – „Wasil”. On podobnie jak Filip potrafi zrobić z piłką tzw. „różnicę”. Nie boi się „wjeżdżać” z piłką w pole karne, a że jest bardzo szybki, to często znajduje się w sytuacjach sam na sam z bramkarzem. Żeby poprawił jeszcze skuteczność, to może wyrosnąć na jednego z głównych filarów KORONY. Zresztą jest to chłopak bardzo utalentowany tak jak przywołani przeze mnie na początku tych „Zapisków…”. „Wasil” to naprawdę wartościowy i ambitny chłopak, dojeżdżający przecież z odległego 12 km od Góry Czachówka. To nie jest takie proste, jakby się niektórym wydawało. Jest to wielkie poświęcenie z jego strony, a przecież musi jeszcze zarabiać na życie. Ostatnio dojeżdża na treningi autobusem. Treningi są najczęściej do 21, a on w domu jest grubo po 22. Jestem pełen podziwu dla niego, bo sam dojeżdżałem ze wsi, chociaż z Wincentowa do Góry Kalwarii jest bliżej, bo tylko 7 km. Ja najczęściej dojeżdżałem rowerem, często poboczem grójeckiej drogi po ciemku, mając tylko latarkę.

Bardzo dobry mecz rozegrał Mateusz Wieszołek, znany na mieście jako „Szrek”, który na prawej obronie był nie do przejścia. Oprócz dobrej gry, którą prezentował przez cały mecz, na pewno wrażenie na przeciwnikach robiła jego czarna broda, w której nie powstydziłby się żaden afgański bojownik.

Na pochwałę zasłużyła sobie zresztą cała drużyna, a z kibiców oczywiście niezastąpiony Roman Ogonek, którego słynne:”Nikt Korony nie pokona” niosło się po zroszonym dwie godziny wcześniej boisku niczym dźwięk werbli, zagrzewających do ataku janczarów Sulejmana Wspaniałego. W środku nie do przejścia byli Michał Płatek i Sebastian Wiszniewski. Przy nich również należało by się troszkę zatrzymać, ponieważ to też są utalentowani nasi wychowankowie. Michał, choć to jeden z najmłodszych w drużynie, obok Czarka Szlasy, to bardzo dobry, przyszłościowy obrońca, szybki, dobrze grający głową, dynamiczny i mimo młodego wieku, grający twardo i zdecydowanie. Jeśli dopisze mu szczęście, które jest zawsze i wszędzie potrzebne, to również może grać w wielkich klubach, tym bardziej, że gra lewą nogą, a dobrzy obrońcy, grający lewą nogą, to niesamowity handicap. Oby się za wcześnie nie zakochał, jak to miało miejsce z jego tatą Grzesiem, moim przyjacielem z boiska, też bardzo utalentowanym. Michał to jego wierna kopia i to nie tylko jeśli chodzi o budowę ciała, styl gry również ma po tacie. Pożyjemy, zobaczymy. Michał ja w Ciebie wierzę, podobnie jak w Sebka, który na pozycji stopera gra coraz lepiej. Ostatnimi czasy jakby się trochę zagubił, ale mam nadzieję, że powróci do takiej gry, jaką prezentował w ubiegłym sezonie, gdzie dla mnie był zupełną rewelacją. Zachwycał się też nim Melon, który jako właśnie ten starszy zawodnik bardzo go wspierał na boisku, umiejętnie mu podpowiadał. Tworzyli zgrany duet, będąc jakby książkowym przykładem tego o czym wspominałem na początku rozważań pt.:”Ku pokrzepieniu serc” a było tam o tym, że potrzebni są w drużynie również zawodnicy starsi i doświadczeni. Na razie to było by chyba na tyle. A jeszcze, bym zapomniał. Dobry był „Boro”, czyli Przemek Borowski. Jego gra w odbiorze jest godna uwagi. Na pewno to jeden z tych, którzy „nie stoją w miejscu”. Ma bardzo dobre warunki fizyczne; żeby jeszcze mniej gadał.